Plut. Szylem Cygielman, 45 lat, urzędnik prywatny, żonaty.
Po wielkich torturach moralnych i fizycznych zdecydowaliśmy się z żoną opuścić Warszawę 15 listopada 1939 r. Udaliśmy się wynajętym autem do Hrubieszowa w celu przedostania się na teren okupowany przez bolszewików. Niestety, do 1 grudnia 1939 r. nie udało nam się przedostać za Bug. W piątek 1 grudnia Niemcy wydali rozkaz, żeby nazajutrz, w sobotę 2 grudnia, wszyscy Żydzi w wieku od lat 16 do 60 znajdujący się w Hrubieszowie stawili się na placu za miastem o godz. 7.00. Około 8.30 nadjechało kilka aut ze szturmówkami SS i okrążyli plac, na którym zebrali się wszyscy Żydzi tego miasta. Oficer SS miał do nas przemowę, w której wyraził się, że z chwilą obecną przestajemy być obywatelami tej części Polski. A kogo się zastanie po upływie trzech dni na terenach zajętych przez Niemców, będzie uważany za szpiega i rozstrzelany. W tym celu będziemy wywiezieni za Bug. Zaczęli nas gnać do Sokala, a po drodze rozstrzelali 1,8 tys. ludzi w różnym wieku.
W poniedziałek 4 grudnia o 16.30 dotarliśmy do Sokala w liczbie 403 ludzi – tylu pozostało z dwu miast, Chełma i Hrubieszowa. Bolszewicy nie chcieli nas przyjąć od Niemców, wobec tego każdy na własną rękę próbował się przedostać przez Bug. We wtorek udało mi się przepłynąć Bug, ale moja radość nie trwała długo, bo nazajutrz, 6 grudnia, zostałem aresztowany we wsi Iwanicze, skąd mnie odesłano do Włodzimierza do dyspozycji NKWD. We Włodzimierzu warunki zakwaterowania zatrzymanych były fatalne: w małej izdebce mieściło się ok. 55 ludzi.
Po trzech tygodniach wysłano mnie do Łucka do więzienia. Więzienie w Łucku to budynek klasztorny. Ze ścian zimą i latem sączy się woda. W celi było nas 110 osób. Stosunek władz do więźniów był fatalny. Za najmniejsze przewinienie dostawali się ludzie do karceru, gdzie często zapadali na zapalenie płuc i umierali.
Po trzech miesiącach wysłali mnie do Żytomierza. Podróż trwała 12 dni w wagonach, tzw. tiepłuszkach. Mróz był wielki, a opału dali skąpo, tak że zmuszeni byliśmy spalić prycze. W drodze karmili nas słoną rybą, natomiast wody prawie nie dali. Na wagon, w którym było czterdziestu kilku ludzi, raz dziennie dali po jednym wiaderku wody.
Około 15 marca 1940 r. przybyliśmy do Żytomierza. Więzienie żytomierskie jest wielkim kompleksem budynków, w którym w czasie mojej bytności tam podobno było zamkniętych ok. 32 tys. więźniów. Również w Żytomierzu warunki zakwaterowania były fatalne, bo w celi, która normalnie jest przeznaczona na 18–22 więźniów, trzymali 75–80 ludzi. Co do higieny wystarczy powiedzieć, że nosiłem [tę samą] koszulę od chwili aresztowania do przybycia do obozu pracy, ok. 13 miesięcy. Kąpiel była co dwa–trzy tygodnie. Zawszenie było straszne. Niby była dezynfekcja, ale tak jak [ktoś] włożył odzież do kotła, tak ją zawszoną wyjął.
W więzieniu żytomierskim obywateli polskich trzymali osobno, nie dając nawet komunikować się z tubylcami. W mojej celi nr 22 siedziało nas 76 ludzi – katolików, Żydów i Rusinów. Rusini to przeważnie był element przestępczy, który dostał się do więzienia za morderstwa i rabunki. W mojej celi [stanowili oni] ok. 25–30 proc. Jeżeli w celi była jakaś kradzież, to oni to zrobili.
3 stycznia 1941 r., po odczytaniu mi wyroku, zostałem wysłany na Północ, do łagpunktu Plesieckaja [Plesieck], a stamtąd do OŁP [otdielnyj lagiernyj punkt] nr 7 onieżskich łagrów, w którym przebywałem do chwili zwolnienia, tj. do 5 września 1941 r.
W łagrze warunki sanitarne pod pewnymi względami polepszyły się, ale śmiertelność była wielka na tzw. ponos, bo dzień w dzień umierało 10–15 osób.
Praca w łagrze była bardzo ciężka i nikt nie był w stanie wyrobić normy. Aby zarobić na 900 g chleba i trzeci kocioł, trzeba było wyrobić 125 proc., a po wybuchu wojny, od 22 czerwca [1941 r.] – 150 proc. normy. Zazwyczaj czas pracy trwał 12 godzin, ale pracowało się 14, niekiedy i 16 godzin na dobę. Odpoczynku, tzw. wychodnoje, prawie że nie było.
Tak jak w więzieniach izolowali obywateli polskich od rdzennych, tak w łagrze razem były i pracowały wszystkie narodowości zamieszkujące tereny ZSRR. Bardzo poważny procent więźniów stanowili przestępcy kryminalni. Była znikoma liczba politycznych, którzy do Polaków odnosili się z życzliwością, a niekiedy w miarę możności wspomagali. Natomiast wyraźnie wrogi był stosunek władz do Polaków. Szczególnie się wyróżniał jakiś Iwanow, który był oświatowo-informacyjnym.
5 września 1941 r. zostałem zwolniony z łagru, a 24 września dostałem się do Buzułuku i zaciągnąłem się do Wojska Polskiego.