WITOLD GUZIKOWSKI

Warszawa, 20 maja 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie Sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o treści art. 107 i 115 kpk. Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Witold Marian Guzikowski, ur. 19 sierpnia 1923 r. w Warszawie
Imiona rodziców Wacław i Janina z d. Wawrzyk
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie inż. mechanik
Zawód technik w fabryce Braci Olesińskich, ul. Wronia 67
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wronia 67 m. 3

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w mieszkaniu przy ul. Granicznej 15 w Warszawie. W pierwszych dniach powstania w okolicach naszego domu panował spokój. 6 sierpnia dotarły do nas wieści o masowych egzekucjach ludności cywilnej na Woli.

W nocy z 7 na 8 sierpnia, wobec zbliżania się Niemców, powstała panika. Wielu mężczyzn, którzy uciekali w kierunku Starego Miasta, Niemcy wystrzelali, 8 sierpnia widziałem zwłoki tych mężczyzn.

8 sierpnia około godziny 5.00 rano przybyły do nas oddziały niemieckie od strony Woli. Do naszego domu wpadli żandarmi, rzucili granat na podwórze i kazali wszystkim opuścić dom.

Po wyjściu na ulicę zobaczyłem, że także z sąsiednich domów Niemcy wyprowadzali ludność cywilną.

Po rozdzieleniu mężczyzn i kobiet przeprowadzono nas do Ogrodu Saskiego, gdzie dołączono do nas kilka grup ludności, która leżała tam na ziemi. Oddzielono od nas osoby starsze i wszystkie grupy zaprowadzono do hal mirowskich. W sumie było nas około 400 osób. Zza naszej przechodzącej grupy czołg niemiecki ostrzeliwał pozycje powstańcze w rejonie ul. Krochmalnej.

Spod Hali wysłano z naszej grupy trzech mężczyzn, by przynieśli rannego żołnierza niemieckiego, który leżał dość daleko. Ponieważ ci mężczyźni uciekli, eskorta nasza rozstrzelała sześciu innych mężczyzn.

Między halami – hala bliższa ul. Solnej płonęła – pod lodownią widziałem ponad sto dopalających się zwłok, w drugiej hali od strony Bazaru Jonasza widziałem porozrzucane ciała mężczyzn.

Zabrano nas pod lodownię. Zgrupowano przy lodowni. Żandarmi wybierali z naszej grupy „na oko” różnych mężczyzn, odprowadzali ich za drugą halę, po chwili słyszałem strzały. Żaden z wyprowadzonych nie wracał, widziałem wtedy obok żandarmów i SD-manów. Pod lodownią kazano mężczyznom rozebrać się, żandarmi obrabowali nas z zegarków i kosztowności. Widziałem, że kobiety były też obrabowane, po czym odprowadzono je do kościoła Karola Boromeusza.

W grupie około 120 mężczyzn zabrano mnie do Ogrodu Saskiego, po drodze SS-mani bili nas trzonkami od łopat. Spotkaliśmy idące z ul. Senatorskiej grupy ludności cywilnej, prowadzonych eskorta biła. Widziałem likwidowanie starszych osób, widziałem też wtedy wypadek ciężkiego pobicia kogoś z ludności cywilnej kijami.

Z Ogrodu Saskiego wyprowadzono nas z powrotem do hal mirowskich, gdzie pilnowali nas wermachtowcy. Około godziny 16.00 odprowadzili nas pod kościół św. Wojciecha przy ul. Wolskiej. Tam podoficer SD wybrał na oko grupę silniejszych mężczyzn, w której ja się znalazłem, pozostałych zaś odprowadzono w kierunku Dworca Zachodniego. Podoficer SD wygłosił do nas po polsku przemówienie, w którym zaznaczył, że mordy, któreśmy widzieli, są pierwszym aktem nienawiści, że dokonywali ich głównie Ukraińcy, że zwłoki wymordowanych należy uprzątnąć, by nie powstała zaraza. Następnie ulokowano nas w budynku przy ul. Sokołowskiej (na wprost plebanii), w trzech izbach na trzecim piętrze. Okna wychodziły na plebanię. Wieczorem tego dnia przybyła do naszego budynku nowa grupa około 60 mężczyzn zabranych przeważnie z rejonu placu Żelaznej Bramy. Wśród nich spotkałem Grugiela Mieczysława, Trzcińskiego Floriana (zam. obecnie w Warszawie przy ul. Stalina) i Piaseckiego Zenona. Grupa zależała od podoficera SD nazwiskiem Böchme, który także mianował „kapo” spośród nas.

9 sierpnia rano była pobudka, obie grupy wyprowadzono razem i pod eskortą około 30 SS- manów zaprowadzono nas na ul. Górczewską róg Zagłoby. Część nas pracowała po jednej stronie Górczewskiej (na terenie fabryki), druga część, gdzie byłem ja, pracowała przy rogu ul. Zagłoby. Moja grupa spaliła około 300 zwłok mężczyzn, kobiet i dzieci, widziałem kilka ciał w mundurach kolejarzy. Trupy były w stanie silnego rozkładu, spaliliśmy je na miejscu. Zbieranie zwłok trwało jakieś pięć godzin. Po południu spaliliśmy świeże trupy przy ul. Wolskiej na wprost kościoła św. Wojciecha, w mieszkaniach i na podwórzu, tam gdzie dziś stoi drewniany krzyż. Ciał było około 30. Były to przeważnie kaleki i starcy.

Dat następnych dokładnie nie pamiętam. Moja grupa spaliła potem na podwórzu fabryki „Ursus” przy Wolskiej nadpalone już zwłoki. Stos znajdował się na podwórzu fabrycznym, na wprost wejścia od ul. Wolskiej po lewej jego stronie. Popiołów i szczątków było bardzo dużo, palenisko zajmowało obszar mniej więcej 6x8m. Następnie paliliśmy zwłoki na podwórzu domu Wolska 6 i zwłoki z kina przy Wolskiej 8. Ciał mogło być około 250. Potem byliśmy na rogu Żytniej i Młynarskiej. Była tam barykada zamykająca ul. Młynarską. Przy barykadzie i na pobliskim polu leżało około 20, może 30 trupów.

W czasie naszej pracy eskorta nasza zastrzeliła w bramie przy ul. Żytniej dwie kobiety i dwóch mężczyzn, ciała ich pochowaliśmy. Następnie przechodziliśmy przez Szpital Karola i Marii, gdzie paliła zwłoki druga grupa.

Przy ul. Chłodnej 58 widziałem, jak żołnierze Wehrmachtu wprowadzili grupę kilkunastu mężczyzn (w tym dwóch chłopców). Eskorta SD naradziła się z wermachtowcami, po czym grupa ta została rozstrzelana. Egzekucji, zdaje się, dokonali wermachtowcy. Przy Chłodnej 45 wrzuciliśmy do płonącego domu zwłoki kilkunastu mężczyzn. W bramie domu numer 54 przy Chłodnej eskorta SD zastrzeliła kilka kobiet, które zamierzały wyjść z miasta.

Około 18 sierpnia (daty dokładnie nie pamiętam) zabrano mnie do pracy funkcyjnej na plebanii, w pokojach zajmowanych przez SD. Nie mogę dokładnie określić miejsca, ale pamiętam tablicę z napisem Sicherheitspolizei-Sipo. Na pierwszym piętrze, w pokoju nr 13 odbywały się przesłuchania osób doprowadzanych z miasta lub z kościoła św. Wojciecha. Badanych trzymano w areszcie na drugim piętrze w budynku, gdzie kwaterował oddział Verbrennungskommando.

Nazwisk urzędników SD-manów, którzy prowadzili badania, nie znam, znam nazwisko tłumacza – Jancke. W czasie badania słyszałem jęki. Widziałem, że badani z pokoju nr 13 wychodzili zmaltretowani. Widziałem raz, jak Jancke bił jakiegoś badanego. Na pierwszym piętrze plebanii mieszkał Spilke, miał on, o ile się nie mylę, rangę Sturmbanführera. W jednym z pokojów biurowych na pierwszym piętrze widziałem blankiet z napisem maszynowym po lewej stronie „Kampf Gruppe Reinefahrt”, a pod tym „Sicherheitspolizei”.

8 czy 9 sierpnia, daty dokładnie nie pamiętam, widziałem, jak przyprowadzono na plebanię grupę sześciu mężczyzn i dwie kobiety w mundurach niemieckich, z opaskami AK. Jeden z nich był wzięty na badanie, widziałem, jak po kilkunastu minutach wrócił, po czym cała grupka została „budą” wywieziona w stronę miasta.

W końcu września, daty nie pamiętam, widziałem grupę powstańców z Czerniakowa, a kilka dni potem z Mokotowa. Razem z powstańcami z Czerniakowa była wzięta grupa żołnierzy z armii Berlinga, którzy zostali powieszeni w kościele św. Wojciecha. Grupę tę wywieziono samochodami ciężarowymi. W połowie września część SD-manów z plebanii wyjechała, część zaś została. Ja wyjechałem z Warszawy 15 października z jednym SS- manów nazwiskiem Hermann Albrecht, około 30 lat, który był tłumaczem na plebanii, był to volksdeutsch z Pabianic. Odstawiłem go jako chorego do jednego ze szpitali w Łodzi.

Na tym protokół zakończono i odczytano.

Warszawa, 28 maja 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o treści art. 107 i 115 kpk świadek zeznał, co następuje:

Imię i nazwisko Witold Marian Guzikowski,

(personalia znane w sprawie)

W uzupełnieniu mego zeznania złożonego 20 maja br. wyjaśniam, iż razem z grupą Verbrennungskommando, do której mnie przydzielono, mniej więcej w połowie sierpnia 1944 roku (daty dokładnie nie pamiętam), paliłem trupy, zebrane z terenu ogrodu zabaw przy ul. Wolskiej 24. Zwłok zebraliśmy około 50, były to ciała mężczyzn, kobiet i dzieci.

15 czy 16 września (w czasie natarcia rosyjskiego na Pragę), razem z grupą Verbrennungskommando paliłem zwłoki około 50 Żydów na terenie posesji naprzeciwko kościoła św. Wojciecha, w miejscu, gdzie obecnie stoi krzyż. Zwłoki były w ubraniach płóciennych, zdaje się niebieskich w białe pasy. Ciała były wychudzone.

Dzień przed tym widziałem, jak doprowadzono tu grupę Żydów z miasta, razem z grupą ludności cywilnej. Byli to obcokrajowcy. Mówiono u nas, iż byli to greccy Żydzi.

W połowie sierpnia (daty dokładnie nie pamiętam) z podwórza domu przy ul. Wolskiej zabraliśmy 26 zwłok mężczyzn. Dowodzący eskortą SD-man (nazwiska nie pamiętam), mówił mi, iż grupa mężczyzn była wyprowadzona z zakładów Hosera przy Wolskiej 27 i rozstrzelana przez eskortę grupy Verbrennungskommando w odwet za to, iż jakiś SD-man zginął na barykadzie.

Na tym protokół zakończono i odczytano.