JAKUB FIEGLAR


St. sierż. Jakub Fieglar, ur. w 1886 r., emeryt i kupiec tytoniowy, zam. w Załoźcach, pow. zborowski, woj. tarnopolskie, oświadczam, co następuje.


Po wkroczeniu Sowietów do Załoziec 17 września 1939 r. całe moje domostwo zostało „znacjonalizowane”, a ja wraz z rodziną wyrzucony przez NKWD wprost na ulicę. Znalazłszy się bez dachu nad głową, uprosiłem miejscowego księdza proboszcza Gajewskiego o przytułek. Odstąpił mi jeden pokoik na probostwie, trzy na cztery na trzy metry, gdzie musiałem się cisnąć wraz z rodziną składającą się z siedmiu osób, w tym [z] dwuletnim dzieckiem.

Z NKWD otrzymałem rozkaz nie zamykać na noc mieszkania, by im nie utrudniać kontroli nade mną, którą pod rozmaitymi pretekstami przeprowadzali prawie co noc. Niezależnie od tego prawie co tydzień od 17 września 1939 do 11 kwietnia 1940 r. byłem przesłuchiwany w rozmaitych zupełnie dla mnie niezrozumiałych kwestiach, z których to przesłuchań wracałem zmaltretowany i zmęczony do upadłego.

11 kwietnia 1940 r. zostałem aresztowany pod zarzutem: „oporny destrukcyjny element” w związku z pracą społeczną, której z zamiłowaniem się oddawałem. Osadzono [mnie] w piwnicy budynku sądowego w Załoźcach, gdzie w brudzie, zimnie i ogromnej wilgoci siedziałem do 23 kwietnia 1940 r., nabawiwszy się reumatyzmu.

23 kwietnia 1940 r. zostałem wywieziony autem naładowanym beczkami na benzynę pod eskortą jednego NKWD-zisty i dwóch milicjantów ukraińskich do więzienia w Tarnopolu i osadzony w celi nr 27 o wymiarach dziewięć na dziewięć na pięć [metrów], gdzie znajdowało się już 97 więźniów, a to: Żyd adwokat z Przeworska, 15 Ukraińców za należenie do UON [OUN?], a reszta to Polacy – za należenie do różnych stowarzyszeń polskich i prace społeczne.

Higiena i warunki pomieszczenia były straszne, tak że z powodu ciasnoty namnożyły się wszy i świerzb. O śmiertelności nic nie można było się dowiedzieć.

Z Tarnopola wraz z innymi 2 sierpnia 1940 r. zostałem wywieziony w wagonie towarowym do Kierowgradu [Kirowogradu?] na Ukrainie. Podróż, która trwała do 9 września, była istną katuszą: upał, brak wody dawały się najbardziej odczuć i te ciągłe prowierki na postojach i opukiwanie wagonów pałkami były istną katuszą.

Warunki bytowania w więzieniu kirowogradzkim były również okropne – ciasnota przede wszystkim. W niedużej stosunkowo celi siedziało i spało na betonowej posadzce, bez sienników i koców, po 120 więźniów, a czasem i więcej. Więźniowie byli trzech narodowości: Polacy, Ukraińcy i Żydzi.

Polakom zarzucano popieranie rządów burżuazyjnych, Ukraińcom należenie do UON [OUN?], a Żydom przeważnie przekroczenie granicy.

Śmiertelność była bardzo duża, jednakowoż kto umarł, a kto wyzdrowiał, nie można się było dowiedzieć, gdyż chory ze szpitala do tej samej celi rzadko wracał.

Po otrzymaniu wyroku skazującego mnie na osiem lat robót przymusowych w lotnych łagrach 13 czerwca 1941 r. zostałem wywieziony do łagru rozdzielczego w Karabasie, kazachstańskiej obłasti, gdzie w glinianych barakach pełnych pluskiew i wszy przebywało ok. dwóch tysięcy ludzi rozmaitych narodowości, przeważnie Uzbeków.

Wyżywienie w tym łagrze było marne: 250 g chleba, zupa z ryb i kipiatok bez cukru. Ludzie puchli z głodu i umierali.

15 lipca 1941 r. wywieziono mnie do kołchozu „Zaimka” i stamtąd po trzech dniach, po wykąpaniu i odwszeniu, pędzono piechotą ok. 30 km na drugi kołchoz, tzw. ósme pole.

Warunki pracy były ciężkie. Pracowało się od 4.00 rano do zupełnego zachodu słońca, z dwugodzinną przerwą obiadową. Wyżywienie: 500 g chleba, zupa z ryb lub kasza i kipiatok.

W tym kołchozie byłem zatrudniony przy pracach rolnych aż do dnia zwolnienia, tj. do 27 sierpnia 1941 r. Po zwolnieniu pojechałem wraz z innymi Polakami do Buzułuku, a stamtąd polskie władze wojskowe odesłały nas do Tocka [Tockoje]. Tam stawałem przed komisją i jako zdolny zostałem przyjęty do naszego wojska, gdzie od 6 września 1941 r. dotychczas służę.

Nadmieniam, że współżycie z więźniami wszystkich narodowości, których niedola zjednoczyła, było dobre.

Miejsce postoju, 8 marca 1943 r.