Strz. Szyja Glazrot, 27 lat, krawiec, wolny.
Pełniłem czynną służbę w 27 Pułku Piechoty. Po rozbiciu nas w Olsztynie i Lublinie wycofaliśmy się do Kowla, gdzie 28 września 1939 r. dostałem się do niewoli sowieckiej.
W tym samym dniu zostałem wywieziony do Szepietówki, następnie po sześciu dniach do Buska k. Lwowa. W Busku przebywałem do września 1940 r.
Warunki: pracy, mieszkaniowe, żywnościowe i osobistego współżycia – dobre, znośne. Z Buska wywieziono mnie do Babina i tam byłem dwa miesiące. Ogólnie warunki złe. Wskutek ostrych mrozów dużo naszych żołnierzy miało odmrożone ręce i nogi. Ja po odmrożeniu nóg wyjechałem do szpitala, który mieścił się w młynie w Równem. Po wyleczeniu wysłano mnie do Skniłowa, gdzie pracowałem do wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej. W drugim dniu wymaszerowaliśmy. Końcowym etapem tego marszu była Złotonosza na Ukrainie.
Po przyjściu do Zborowa, gdzie mieścił się przejściowy obóz naszych jeńców, znaleźliśmy trzy czapki naszych żołnierzy silnie zakrwawione, a na jednej był mózg. Obok tych czapek leżała drewniana pałka pokaźnych rozmiarów, cała we krwi. Ponieważ te czapki były w piwnicy w jednym z baraków, zaczęliśmy szukać, w rezultacie znaleźliśmy trzy ciała naszych żołnierzy w okrutny sposób zamordowanych. Po wejściu do baraku znalazłem pod deskami jeszcze dwa ciała naszych. Widok straszny, na ciałach leżał duży nóż rzeźnicki, gardła poderżnięte, piersi pocięte nożem, a jeden miał nawet wycięte narządy płciowe. Dokumenty zabrali koledzy, których nazwisk nie pamiętam. W tym czasie nadszedł politruk. Na zadane mu pytanie odpowiedział: „W każdym obozie przejściowym zostaje żywność dla następnej partii jeńców, w tym celu zostawia się kilku jeńców celem pilnowania tejże żywności i widocznie zostali napadnięci przez bandytów, którzy ich pomordowali”. Ciał nie pozwolił pogrzebać. Oświadczenie to było kłamstwem, bo po przybyciu do Starobielska poznałem kilku kolegów, którzy byli właśnie w tym samym transporcie, co i ci pomordowani. Twierdzili stanowczo, że morderstwa dokonało NKWD. W czasie naszego marszu bardzo dużo naszych jeńców zostało pomordowanych w bestialski sposób pod najbłahszym pozorem. Mordowanie odbywało się na oczach wszystkich. Sposób: strzelanie z tyłu, kłucie bagnetami, bicie kolbami karabinów itp.
Ze Złotonoszy wyjechaliśmy pociągiem do Starobielska. Warunki ogólnie bardzo złe. Stosunek władz do nas, jeńców, znośny. Propaganda, przymusowe zebrania, na których agitatorzy krzyczeli, że Polski nie będzie. A po wyczerpaniu się Anglii i Niemiec my ich pobijemy i zapanuje na całym świecie ustrój komunistyczny. Reagowaliśmy na to kocią muzyką, za co w konsekwencji byliśmy karani.
1 sierpnia 1941 r. wstąpiłem do polskiej armii, z przydziałem do 6 Dywizji Piechoty [nieczytelne] Pułku Piechoty.
W Busku w czasie świąt Bożego Narodzenia zastrzelony został porucznik pilot, podobno z Warszawy, Kupiec, imienia nie pamiętam, w czasie ucieczki.