Piotr Sobieniewski
kl. Va
Publiczna Szkoła Powszechna nr 1 im. Tadeusza Kościuszki
Skarżysko-Kamienna
Moje wspomnienie o zbrodniach niemieckich
W jasny, mroźny poranek styczniowy kilku więźniów szło środkiem ulicy w naszym mieście. Po bokach i z tyłu szli żandarmi z karabinami gotowymi do strzału. Więźniowie mieli ręce związane z tyłu. Nagle jeden idący na przodzie potknął się i upadł. Żandarm idący przed nim doskoczył do niego i nie dając mu się podnieść, zaczął go okładać kolbą karabinu. Nieszczęsny więzień zalał się krwią, która płynęła z rozbitej głowy, rozlewając się po białym, puszystym śniegu. Jakaś kobieta zaczęła lamentować, gdyż poznała w owym więźniu swego syna. Chciała do niego podbiec, ale jeden z żandarmów odepchnął ją brutalnie karabinem. Żandarm, który bił więźnia, zmęczył się i kazał mu wstać, ale więzień nie miał już siły. Twarz cała była zbryzgana krwią i wyrażała straszny ból, zakrwawione włosy spadały na wysokie czoło więźnia. Żandarm przywołał przejeżdżające sanie, złożono na słomie skatowanego więźnia i jeden z żandarmów zawiózł go do szpitala. Wypadek ten wrył się głęboko w moją pamięć, dając mi żywy obraz [tego], jak Niemcy obchodzili się z Polakami.