Leokadia Mendak
kl. IV
Moje wspomnienie zbrodni niemieckich
12 i 13 lipca 1943 r. zjechała cała kolumna wojska niemieckiego na wioskę Michniów. Zbierali ludzi do domów i stodół i podpalali. Stodoły i domy paliły się, a żywi ludzie palili się w płomieniach. Jęczeli z bólu, a dzieci płakały. Kto mógł, to wyrywał deski ze stodół i uciekał. Uciekających Niemcy łapali i zabijali. Niektórzy wyrywali deski ze szczytu stodół i zeskakiwali na ziemię. Jedni zabijali się, a zdrowi uciekali do lasu. Potłuczeni czołgali się w ziemniaki, gdzie przesiedzieli dzień cały. Na drugi dzień Niemcy odjechali. Ludzie z innych, sąsiednich wiosek pozbierali kości nieboszczyków w trumny i z wielką uroczystością pochowali ich na miejscu spalenia.
Mojej mamusi rodzinę też tak samo zamordowali. Niemcy przyszli do domu, zabrali pięć osób i dzieci. Potem spędzili do stodół. Tam przyprowadzili ludzi i z innych wiosek. [Później] wyprowadzili wszystkich ze stodoły w pole i rozstrzelali. Małe dzieci zakopywali żywe w ziemi. Te dzieci rozgrzebywały ziemię i wołały matkę, a matka leżała zabita. Ludzie z innych wiosek pytali, czy można ich pochować na cmentarzu. [Niemcy] odpowiedzieli, że gdzie chcą, niech chowają. [Ludzie] pozbierali kawałki ciał, poukładali do trumien i zawieźli do kościoła. Ksiądz je poświęcił i pochowano je na cmentarzu.