Stanisław Kaniewski
kl. VII
Publiczna Polska Szkoła Powszechna w Radzyniu
Moje przeżycia wojenne
Było to w 1945 r. w Kowlu pod okupacją niemiecką. Wśród ludności krążyły pogłoski, że Sowieci podchodzą do miasta, lecz trzy dywizje pancerne Niemców, znajdujących się w mieście, stawiały zażarty opór.
Pierwszy szturm sowiecki trwał dwie godziny. Od pocisków zapalił się młyn i domy na dwóch najbliższych ulicach. Sowieci biją z armat, czołgi i piechota atakują, zaś z góry sypią się bomby – okropność, słychać tylko grzmot i trzask walących się domów.
My jesteśmy w niedużej piwnicy, jest nas 20 osób, w tym kilkoro małych dzieci, które ze strachu płaczą. Przyprowadzono do nas rannego, ręka wisi na kawałku skóry, prócz tego w ciele pełno odłamków. Niemcy kryją swoje baterie pod domami, szpitalami, kaplicami i w sadach. Na wieży kościelnej jest ustawiony karabin maszynowy i obserwator. Bomby padające na cmentarz rujnują groby i wyrzucają ciała na powierzchnię, niektóre zawisły na drzewach. Niemcy zaganiają ludzi do budowania bunkrów na ulicach.
W nocy biją katiusze, Kowel płonie, bronią się już tylko sami SS-mani. Brak żywności, żołnierze niemieccy zabierają wszystko: krowy, konie, siano, słomę itp. Zbliża się dzień Wielkanocny. Niektórym ludziom brakuje chleba, jeszcze kilka dni, a będzie głód.
Wtem przychodzi rozkaz niemiecki: ludność będzie wywieziona do Niemiec, kto zostanie, [temu] kula w łeb. Na przygotowanie się do wyjazdu – 25 min. Wśród publiczności rozlega się płacz i zgrzytanie zębów, lecz trudno, zabieramy resztki żywności i pod kulami idziemy na rampę wojskową. Kto nie wyjedzie, zostanie rozstrzelany na miejscu.
Gdy ludność opuściła miasto, Niemcy zaczęli rabować już do połowy zniszczone domy. Męczarnie te trwały dwa miesiące, w czasie których ludzie walczyli ze śmiercią głodową i stracili nadzieję ocalenia.