JÓZEF BOHDZIEWICZ

St. wachm. zawodowy Józef Bohdziewicz, 52 lata, żonaty.

9 lutego 1940 r. mieszkaniu mym w Lachowiczach, pow. baranowickiego, o godz. 2.00 w nocy zjawił się lejtnant NKWD w asyście trzech milicjantów. Otwierając drzwi, odepchnąłem lejtnanta w stronę i wyskoczyłem na podwórze. Usłyszałem siedem strzałów. Nie trafił. Po chwili namysłu, uprzytomniwszy sobie, że zabierają żonę i ośmioletnią córkę, wróciłem do mieszkania, lecz lejtnant [mnie] nie wpuścił, a zaprowadziwszy do sąsiada, kazał związać ręce do tyłu i czekałem pół godziny, dopóki żona nie zebrała ubrania i niezbędnych w podróży rzeczy.

Ze związanymi rękoma jechałem do stacji Rejtanowo, sześć kilometrów. Żonę i córkę wieźli na drugim wozie. Po wpuszczeniu mnie do towarowego wagonu, rozwiązali ręce, wpuścili żonę i córkę i jeszcze 37 ludzi. Przywieźli do posiołka Centralnego, jarosławskiej obłasti. Umieścili nas w barakach po aresztantach. Komisja lekarska ustaliła, że żona nadaje się do lekkiej pracy i na leśne prace chodzić po sześć kilometrów nie może. Komendant posiołka, lejtnant Florow, po upływie dwóch tygodni zawołał żonę i zażądał, żeby chodziła na prace leśne. Zwróciłem się z prośbą o zwolnienie jej, gdyż według orzeczenia lekarza nie mogła być zatrudniona na ciężkiej pracy. Lejtnant Florow odmówił. Powiedziałem mu, że lepiej nie męczcie, a zamordujcie od razu, a jeżeli tego nie zrobicie, uczynię to sam.

Po trzech tygodniach przyjechali NKWD-ziści, aresztowali mnie i wywieźli do Jarosława [Jarosławia] do więzienia. Siedziałem dwa miesiące w pojedynce. Śledztwo prowadzono nocami. Niejednokrotnie byłem torturowany, [bity] gumową pałką po piętach i kłuli piórem w rękę.

Zostałem wywieziony do więzienia w Korownikach, gdzie siedziałem jeszcze miesiąc w pojedynczej celi, a później wtrącono mnie do celi ogólnej. Od jednego z aresztowanych dowiedziałem się, że dla nas jest amnestia. Zwróciłem się do naczelnika więzienia, dlaczego mnie nie zwalniają. Otrzymałem odpowiedź, że zwolnieniu podlegają ci, którzy otrzymali wyroki. Napisałem do prokuratora. Nie otrzymując odpowiedzi, założyłem głodówkę. Głodowałem siedem dni. Na ósmy dzień przyjechał do mnie prokurator i zapewnił, że za kilka dni będę zwolniony i żebym zaprzestał głodówki. Po sześciu dniach mnie wypuszczono i na korytarzu zobaczyłem 20 Polaków z tego samego posiołka, również wypuszczonych. Po załatwieniu dokumentów przyjechałem do żony na posiołek, dowiedziałem się o wielkiej śmiertelności wśród naszych na dyzenterię i głód. Zwróciłem się do władz o odesłanie do armii polskiej – kazano [mi] chodzić do lasu. Samowolnie udałem się do Kirowa do sowieckiej placówki, skąd zostałem skierowany do Ługowaja [Ługowoje], gdzie wstąpiłem do dywizjonu rozpoznawczego 10 Dywizji.

Miejsce postoju, 7 marca 1943 r.