Anna Janicka
kl. III gimnazjalna
Państwowe Gimnazjum i Liceum Żeńskie w Rzeszowie
Jak uczyłyśmy się w czasie okupacji
Kiedy wojna wybuchła, miałam właśnie chodzić do klasy czwartej. Nauka tego roku rozpoczęła się dość późno z powodu działań wojennych. Co to była za nauka, mój Boże! Co drugi dzień, ciągle jakieś godziny przepadały, a co najwięcej mi się nie podobało, to że religii uczył nie ksiądz, ale pani nauczycielka. Jakoś to dziwnie było. W końcu przestałam chodzić. W domu miałam kilka lekcji z moim wujkiem, który miał najlepsze chęci, ale za to zupełnie nie miał daru nauczania ani nie znał drogi, którą by trafił do niemądrej główki dziecięcej. Ułamki były stanowczo za trudne, więc też nic mi z nich w głowie nie pozostało.
Po wakacjach miałam zdawać [egzamin kończący] klasę czwartą, a o materiale nie miałam zielonego pojęcia. Nie przeszkadzało to jednak wcale, zdałam z bardzo dobrym wynikiem, bo [z] ułamków wcale nie pytali.
W klasie piątej już w zimie zabrakło węgla i nauka została przerwana aż do końca roku szkolnego. Moje koleżanki zdawały po wakacjach do szóstej [klasy], ale mnie się po prostu nie chciało, a zresztą nie miał mnie kto uczyć. Poszłam więc po raz drugi do klasy piątej. Przed wojną w tejże klasie zaczynano uczyć historii Polski, teraz nie uczyłyśmy się jej wcale, ku mojemu wielkiemu żalowi. Geografii nie było również.
W klasie szóstej wzięłam się na sposób. Wraz z moją koleżanką poczęłyśmy się same uczyć historii i geografii. Ale ciężko nam było samym. Odpowiadałyśmy z lekcji jedna przed drugą, poprawiając surowo każdą pomyłkę. Szło to bardzo powoli. Najgorzej było z geografią. Historia szła prędzej do głowy, bo ją bardzo lubiłyśmy, geografii zaś wcale. Nauka szkolna ciągle była przerywana niespodziewanymi wolnymi, z czego my byłyśmy bardzo zadowolone.
Po szóstej klasie zastanawiałam się, co mam dalej robić. Do handlówki mnie rodzice nie chcieli puścić, ponieważ tam Niemcy urządzali częste obławy i zabierali na roboty do Niemiec. Miałam już lat blisko 14, więc i ja mogłam tam już się udać, bo młodsze ode mnie zabierali. Postanowiłam więc iść jeszcze do klasy siódmej.
Tu było jednak najgorzej. Nauka była tylko raz w tygodniu. Naturalnie, że w tych warunkach nie mogłyśmy się dużo nauczyć. Religii w szkole w ogóle nie było, tylko w kościele miałyśmy krótkie nauki, na które chodził, kto chciał. Chcąc się więcej nauczyć, ażeby móc potem zdać do jakiejś wyższej szkoły, poczęłam chodzić na prywatne lekcje. Chodziło nas tam około dziesięciu dziewczynek i jeden chłopiec, który nieszczególnie czuł się między tylu niewiastami. Uczyłyśmy się tam trochę matematyki, polskiego i geografii, ale i to musiało się odbywać cichaczem. Na lekcje chodziłyśmy prawie ukradkiem, ponieważ nasz nauczyciel bał się odpowiedzialności za lekcje, na które nie miał oficjalnego pozwolenia. Codziennie przechodziłyśmy cicho i grzecznie, starając się zwracać jak najmniej uwagi, około posterunku Ukraińców, którzy podejrzliwie się nam przyglądali.
Po wakacjach nie poszłam do handlówki. Bałam się. Kilka moich starszych koleżanek tam uczęszczających pojechało już do Niemiec, więc wolałam nie ryzykować.
Zdałam z bardzo dobrym wynikiem do szkoły gospodarczej. Za to naprzód już musiałam jeszcze przed wakacjami zapłacić za cały rok szkolny 200 zł, które naturalnie potem przepadły, ponieważ po skończonej wojnie poszłam, ku mojej radości, do gimnazjum.