PIOTR WALICKI

Piotr Walicki, ur. w 1914 r., rolnik, żonaty, troje dzieci.

Zesłano [mnie] z Polski z żoną i trzema synkami, z matką, bratem i dwiema siostrami.

10 lutego 1940 r. w nocy wywieziony zostałem do archangielskiej obłasti, plesiecki rejon, nuchtozierskij lesopunkt. Warunki mieszkalne były okropnie ciężkie, barak był duży, zimny, szyby z okien wybite. Mieszkało sto osób i cierpieliśmy okropną nędzę. Mróz [sięgał] 50 stopni, pluskiew [było] bez liku. Na całym posiołku było 1,7 tys. osób wywiezionych z Polski, między nami byli i Białorusini. W ciągu półtora roku zmarło 700 osób. Higieny prawie żadnej nie było, pluskwy nie dały zasnąć.

Skład zesłańców: przeważnie rolnicy i kilku gajowych. Poziom moralny był dobry, ludzie nie tracili nadziei i wierzyli, że wrócą do Polski wolnej i tą nadzieją tylko żyli. Wzajemne stosunki między wywiezionymi były dobre.

Przebieg dnia: pobudka o 5.00, do roboty o 6.00 – do lasu, na rżnięcie. W lesie warunki były bardzo ciężkie, nie można było wytrzymać. Norma: ciąć pięć kubametrów lasu – tego nie zrobił nikt.

Żyłem na posiołku półtora roku. W pierwszym mym smutku zmarła mi żona od czerwonki, potem dwoje dzieci na tyfus, siostra, brat i matka. Jeden synek mi został, oddałem do sierocińca i teraz mieszka w Afryce.

Warunki miałem nie [do] wytrzymania. Żebym nie miał ubrań i palt, to już dawno gniłbym w ziemi, ale jakoś Pan Bóg dał, że wytrzymałem. Wstąpiłem do wojska w Huzarach [G’uzorze] w ZSRR 10 lutego 1942 r. Teraz jestem wdowiec smutny i pracuję w wojsku.

24 lutego 1943 r.