Abram Wajnsztok, [ur. w] 1919 r., zawód furman, kawaler.
Zostałem aresztowany 15 maja 1940 r. w Baranowiczach. Wywieziono [mnie] do łagru w jarosławskiej obłasti. Jak przybyliśmy do łagru, byliśmy dwa dni w zonie, a potem wysłali nas do lasu. Norma była z początku mniejsza, mogłem wyrobić na 700 g chleba, a później normę zwiększono.
Mieszkaliśmy w barakach. Jak [padały] deszcze, to [był] pełny barak [wody]. Spaliśmy na gołych deskach. Łaźnia raz na dwa tygodnie.
Było nas dwa tysiące, w tym 30 proc. Żydów, 20 proc. Białorusinów, 50 proc. Polaków, a resztę [stanowili] Rosjanie.
Warunki życiowe były bardzo marne. Normy podwyższali coraz bardziej. Później przerzucili nas na drogi, [które] brukowaliśmy, a później [na] mosty. Rano o godz. 5.00 była pobudka, a po 6.00 leciał naczelnik łagru po barakach i pędził z nar. [O] godz. 6.00 [było] śniadanie (jedna woda) i później pędziliśmy na roboty. Do roboty było osiem kilometrów, [byłem] w jednych kapciach, po drodze je zgubiłem. Chodziliśmy bez kalesonów, zupełnie obdarci. Jak prosiłeś naczelnika, żeby ci dał jakieś łapcie albo spodnie, albo kufajkę, to mówił, że trzeba więcej pracować.
Zostałem ukarany za przeżywanie [?] bez dokumentu i za przejście granicy. Dostałem trzy lata.
Byli ludzie dosyć porządni i inteligentni, i byli z prostych osób. Stosunki [NKWD] – zawsze [mówili:] „Ty Polski więcej nie zobaczysz”.
Jak człowiek zachorował, a nie miał gorączki, to go wsadzali do karceru. [Kiedy] zachorowałem [i] poszedłem do lekarza, żeby mi dał jeden dzień zwolnienia, to nie dał i powiedział, [że] za to, iż ja się skarżę naczelnikowi, kazał mnie zamknąć. Siedziałem trzy dni na 300 g chleba. Praca lekarska była bardzo zła: ludzie chodzili popuchnięci, jak [ktoś] był konający, to go brali do szpitala[, by] umarł. Umarło bardzo dużo [ludzi]. Z głodu i z nędzy umarło bardzo dużo ludzi – prof. Prechner i bardzo wielu innych, których nazwisk nie pamiętam.
Łączności z krajem nie było. Listów nie otrzymywałem.
Zostałem z łagru zwolniony 18 sierpnia 1941 r. Dowiedziałem się, że organizuje się armia polska, przyjechałem do Tocka [Tockoje] i zostałem przyjęty.