Maria Bauman
kl. I licealna
Lubaczów, 25 czerwca [1946 r.]
Jak uczyliśmy się w czasie okupacji
Wraz z zajęciem przez Niemców terenów polskich zostały zamknięte szkoły, a przez to [zniknęły] wszelkie widoki na przyszłość dla naszej młodzieży. Zamiast szkół zostały otwarte więzienia i obozy. Garść pozostałej młodzieży pragnęła się uczyć, pomimo że nie miała żadnych widoków na przyszłość. Zaczęło się nauczanie konspiracyjne. Jednak nie każdy, pomimo najszczerszych chęci, mógł się kształcić. Jednym nie pozwalały na to warunki, inni znów musieli zastąpić ojca i matkę i obarczyć się ciężkimi kłopotami domowymi.
Ja skończywszy w 1939 r. szóstą klasę powszechną, zdałam egzamin wstępny do gimnazjum. Radość moja była nie do opisania, zaraz po zdaniu egzaminu ubrałam się w mundurek i przypięłam tarczę, co mi sprawiło przyjemność i przysporzyło dumy, lecz niestety marzenia moje spełzły na niczym, bo oto w pamiętnym dniu 1 września plany moje pokrzyżowała wojna. Trzeba było zdjąć mundurek i zamiast pióra wziąć do ręki motykę, sierp i grabie.
W następnych dwu latach za czasów okupacji rosyjskiej uczęszczałam do piątej i szóstej klasy. Wrażeń po tym nie będę opisywać, bo o wiele więcej wspomnień pozostawiły mi lekcje brane za czasów okupacji niemieckiej. Dowiedziałam się od znajomych, że istnieją lekcje udzielane w konspiracji, poszłam więc do jednej najbardziej znanej mi profesorki, aby poinformować się w tej sprawie – w pół na migi, bo zwykle ściany uszy mają. Zgodziła się i odtąd zaczęłam swą dalszą edukację.
Grupa nasza składała się z pięciu osób. Lekcje odbywały się początkowo w domu profesorki. Aby nie zwrócić na siebie uwagi, każdy z nas przychodził [w odstępie] dziesięciu minut i innym wejściem, i podobnie się rozchodziliśmy. Z czasem jednak z powodu coraz częstszych wypadków rewizji musieliśmy urządzać klasę w zaroślach, a często na poddaszu.
W domu też trzeba było chować książki, aby nie być przyłapanym. Raz na przykład brat mój dostał kartkę do Niemiec, ale nie uśmiechało mu się zwiedzić ten kraj, więc „zwiał”. Po południu siedziałam przed domem, czytając książkę pt. Krzyżacy. Nagle wjeżdża żandarmeria niemiecka po brata, ja szybko uciekłam przez ogród do lasu, a po drodze wiatr powiał [i porwał] mi kartkę z książki. Czytałam właśnie o tym, jak Zbyszko poznał Danusię. Szczegółów z ich powitania nie znałam, ponieważ mieściło się to na tej kartce, którą zgubiłam. Pech chciał, że zdając egzamin do trzeciej klasy, byłam właśnie pytana, w jaki sposób powitał Zbyszko Danusię. Stanęłam z wytrzeszczonymi oczyma, gdy zniecierpliwiony profesor powiedział za mnie, że Zbyszko pocałował Danusię w trzewiczki.
Przygód i strachu z tajnego nauczania nie opisałby na wołowej skórze. Przykrym tylko było dla nas, że polskie szkoły były wyłącznie dla Niemców i Ukraińców.
Po długiej i żmudnej pracy zdałam wreszcie do [klasy] trzeciej gimnazjalnej w 1944 r. w Leżajsku i zaczęłam uczęszczać pierwszy raz do polskiego gimnazjum, gdzie już wolno było publicznie wstępować w [jego] progi bez obawy. Obecnie pocieszam się nadzieją, że już wkrótce zobaczę owoc swej pracy, jakim jest dyplom maturyczny, by pracować dla dobra ludu polskiego i dźwigającej się spod gruzów Ojczyzny. Idąc jednak w życiu, zachowam najgłębszą cześć i wdzięczność dla tych, którzy z narażeniem własnego życia nie wahali się przekazywać nam wiedzę, byśmy się stali kiedyś przyszłością polskiego narodu.