Edward Jurzysta [?]
21 czerwca 1946 r.
Jak uczyłem się w czasie okupacji
Jak wszystko w życiu mija i ginie w pomroce przeszłości, tak i okupacja niemiecka w Polsce minęła. Wprawdzie pozostały jeszcze do dziś dnia ślady zbrodni okupanta, ale i te giną w blaskach niepodległej Polski.
Sytuacja wojenna wystawiła cały naród polski na ciężką próbę. Wróg wszelkimi siłami starał się zgnębić wszystko, co polskie. W tym celu zaczął planową robotę. Z początku bardzo łagodnie poczęli kaptować [zjednywać sobie] inteligencję, a potem i chłopa polskiego. A skoro Polacy nie pozwolili wieść się na łańcuszku hitlerowskim, zaczęła się krwawa akcja tępienia polskości i wszelkich śladów, które by mogły polskość przypominać. Niemcy wiedzieli, że najbardziej wpływową warstwą jest duchowieństwo i nauczycielstwo. Dlatego też zaczęli w straszny sposób gnębić księży i nauczycieli. Stąd bardzo dużo ludzi głębokiej wiedzy znalazło się w obozach koncentracyjnych i tu poniosło śmierć.
Na pierwszym planie swej antypolskiej polityki postawili Niemcy zniesienie szkolnictwa polskiego, szczególnie wyższego i średniego. Pomimo to młodzież, przy poparciu zacnych jednostek z kadr nauczycielskich, uczyła się na tzw. kompletach. Dzięki tym właśnie kompletom znaczna ilość młodych ludzi miała możność uczenia się, pomimo bardzo ciężkich warunków. Doświadczyłem tego sam, gdyż całe cztery klasy gimnazjum ukończyłem na takich kompletach.
Kiedy ukończyłem szkołę powszechną, było już rok po rozpoczęciu wojny. Najbliższe gimnazjum Niemcy oczywiście rozwiązali, a ja znalazłem się w kropce. Myślałem, że wypadnie mi długi czas przesiedzieć bezczynnie w domu. A jednak na szczęście dzięki staraniu jednej z profesorek powstały w wiosce komplety, na które nie omieszkałem się zapisać. Z biegiem czasu stały się one dość znaczne i liczne, dochodziły do 40 osób. Na lekcje chodziłem cztery– pięć razy w tygodniu, resztę pracowałem sam w domu.
Ciężka to jednak była nauka. Brak odpowiedniego pomieszczenia, brak sił nauczycielskich, w ogóle wszystko było w najgorszym stanie. A co już było nie do zniesienia, to właśnie częste wizyty Niemców, połączone zwykle z łapankami. Niespodziewane „wpady” Niemców wprowadzały we wsi panikę. Często i nam się dostawało. Nieraz musieliśmy wyskakiwać oknami, chowając książki za pasek pod marynarkę i kryć się w żyto lub do lasu. Miało to wszystko swój urok.
Często chodziłem przebrany za wiejskiego parobka, z workami pod pachą, że niby to idę do młyna. Używałem różnych sposobów, aby tylko nie być spostrzeżonym przez Niemców. Nawet raz miałem „przyjemność” wpaść w ręce Niemców, no ale dzięki temu, że miałem kartę rozpoznawczą i w niej wpisany zawód robotnika rolnego, wytłumaczyłem się, że idę do pobliskiego dworu do roboty, więc uwierzyli mi i puścili. Cały szereg innych przygód przeżywałem w tym czasie. Z książkami musiałem kryć się nie tylko w „szkole”, ale nawet w domu ukrywałem je na strychu w rupieciach.
Nic stąd dziwnego, że ucząc się w tak ciężkich warunkach, oswobodzenie ziem polskich od najeźdźców powitałem z prawdziwą radością i z entuzjazmem, że obecnie szkolnictwo będzie mogło oficjalnie istnieć, a młodzież będzie mogła zdobywać wiedzę w wolnej Polsce.