S. Kosiński
I Państwowe Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Prusa w Siedlcach
Jak uczyliśmy się w czasie okupacji
Wojna 1939 r. zastała mnie w Wilnie. Kończyłem wtedy szóstą klasę szkoły powszechnej przy Gimnazjum Ojców Jezuitów. Następstwem tej wojny było wkroczenie do kraju naszego wojsk radzieckich. Ponieważ Wileńszczyzna została dołączona do Republiki Litewskiej, do egzaminu do gimnazjum został dodany obowiązkowy język litewski. W tym stanie rzeczy skończyłem następną klasę, tj. pierwszą gimnazjalną, z dodatkiem języka rosyjskiego (prócz litewskiego).
Latem tego [1941 r.] przyszła okupacja niemiecka. Sytuacja stała się bardzo ciężka. Szkoły polskie od razu zamknięto. Pozostawiono tylko szkołę białoruską z językiem wykładowym białoruskim oraz litewską. Do żadnej z nich uczęszczać nie mogłem z dwóch względów: nie znałem dostatecznie języka białoruskiego ani litewskiego oraz nie miałem się za co uczyć. Warunki materialne, a także i ucisk ze strony Niemców zmusił mnie do wyjazdu na wieś. Tam też pozostałem przez cały okres okupacji niemieckiej.
Nie mogłem uczęszczać na komplety, ponieważ tworzone były tylko w mieście. Uczyłem się sam. Pomagali mi w tym trochę rodzice, o ile znaleźli na to czas, lecz to bywało bardzo rzadko, ponieważ praca, jaką na siebie przyjęli – utrzymania rodziny – i tak była dla nich za ciężka. Brak podręczników do historii, łaciny i polskiego spowodował duże luki w mojej wiedzy, która i tak była dosyć szczupła. Brak książek do literatury polskiej odbił się szczególnie na moim poziomie wiedzy z tegoż języka.
Na naukę sam tu czasu nie miałem za dużo. Tylko dni świąteczne były wolne od pracy. W dzień powszedni musiałem pracować na chleb. Zimą czas spędzałem po większej części w stodole, gdzie podawałem do młocarni lub sieczkarni konnej, względnie arfowałem zboże. Na naukę pozostawał wieczór, który często był niewykorzystany z powodu silnego zmęczenia po całodziennej pracy. Wiele razy marnowałem wzrok przy nędznej kopciłce, która więcej kopciła, aniżeli świeciła. Lampa naftowa była rzadkością, bo nafta była droga. Latem było gorzej. Bywały dnie i tygodnie, kiedy nie zaglądałem do książki. Po ciężkiej pracy, jaką jest koszenie, a na której spędzałem większą część lata, wieczorami brakło mi siły do nauki. Zwózka zboża z pola bywała często do późna w nocy z powodu obawy przed deszczem. Także obawa przed obławą nie wpływała dodatnio na postęp w nauce.
Tak przechodziły miesiące – nieraz nudne i monotonne, a czasem burzliwe i pełne trwogi, czy nie przyjdzie się jutro czy pojutrze jechać na roboty do Niemiec. Wreszcie przyszedł kres okupacji niemieckiej.