T. Żdżarski
kl. IIIa
I Państwowe Gimnazjum i Liceum im. Mikołaja Kopernika w Toruniu
Jak uczyłem się w czasie okupacji niemieckiej
W ciągu pięciu lat okupacji hitlerowskiej przebywałem z małymi przerwami w Warszawie. Tam też uczęszczałem do szkoły powszechnej. Kiedy ukończyłem szóstą klasę, pojawiło się trudne pytanie: jak [i] gdzie uczyć się dalej, aby móc jakoś ukończyć gimnazjum. Komplety w prywatnych domach kosztowały zbyt drogo. Toteż z prawdziwą radością dowiedziałem się, że w naszej szkole formują się komplety, i to niedrogie. Tylko 50 zł miesięcznie. Wszystko było dobrze pomyślane. Urzędowo figurowaliśmy jako siódma klasa szkoły powszechnej nr 13 (przy ul. Śniadeckich 8). Tym samym sprawa lokalowa była pomyślnie rozwiązana. Można powiedzieć nawet, że bardzo pomyślnie, gdyż jako szkoła powszechna nie wzbudzaliśmy żadnych podejrzeń. A zbieranie się w lokalu prywatnym mimo największych ostrożności mogło zawsze wzbudzić podejrzenia. W dodatku taki komplet nie mógł się składać z więcej niż z kilku osób. Zaś nasz komplet składał się z przeszło 40 uczniów, w tym jedną trzecią stanowiły dziewczynki.
Nauka obejmowała kurs pierwszej klasy gimnazjalnej. Żeby jednak nie wpaść na wypadek jakiejś wizytacji, uczyliśmy się także przedmiotów obejmujących kurs siódmej klasy szkoły powszechnej, tj. przyrody nieożywionej i higieny, ale dosyć ogólnikowo. Ze względu na małą liczbę godzin przedmioty mniej ważne, [takie] jak śpiew, gimnastyka i zajęcia plastyczne, odpadały.
Z początkiem roku szkolnego (1943/1944) zaczęło się zdobywanie podręczników szkolnych, co nie było takie łatwe. Wiadomo przecież, że okupant niemiecki niszczył książki polskie, a zwłaszcza szkolne, chciał tym [samym] uniemożliwić młodzieży polskiej kształcenie się. To, że podręczniki szkolne w czasie okupacji istniały i to w dużej ilości, zawdzięczamy naszym dzielnym księgarzom. Nie bacząc na ostre represje, przechowywali oni w ukryciu wszelkie podręczniki i pomoce naukowe. Trzeba było tylko trochę być znanym w księgarni, a można było dostać wszystko i to po niezbyt wygórowanej cenie. Tą drogą zaopatrywaliśmy się w podręczniki. Ja sam posiadałem wszystkie podręczniki, jakie były potrzebne.
Naukę na [tajnym] komplecie prowadziło czterech profesorów, m.in. kierownik szkoły. Byli to ludzie, [zresztą] jak wszyscy profesorowie na [tajnych] kompletach, odważni i pełni poświęcenia, niezrażający się niebezpieczeństwem. Toteż tylko dzięki nim, mimo rosnącego na wiosnę terroru, nauka mogła trwać dalej.
Co do uczniów, to tworzyli oni zwartą masę, solidarną zarówno w złym, jak i dobrym [czasie]. Niestety trochę za duża swawola chłopców przeciągała strunę i psuła opinię szkoły.
Dzięki temu, że byliśmy ulokowani w szkole powszechnej, uniknęliśmy większych niebezpieczeństw, chociaż Niemcy bardzo starali się wykryć [tajne] komplety. Tylko kilka razy zdarzyło się, że wychowawca, obawiając się rewizji, rozpuszczał uczniów do domu. Raz tylko, i to dzięki swawoli chłopców, mieliśmy grubsze nieprzyjemności. Kilku bowiem chłopców, rzucających się w oknach ogryzkami jabłek, ugodziło jednym z nich oficera niemieckiego. Oficer ten ostro wymyślał potem kierownikowi szkoły. Na szczęście skończyło się tylko na tym. Często zdarzały się też rewizje uliczne dokonywane przez patrole żandarmerii, ale te zawsze udało mi się wyminąć. Zresztą podręczniki nosiłem tylko z początku, później przestałem.
Tak minął rok nauki. Zaraz po zakończeniu roku szkolnego zapisałem się do szkoły mechanicznej. Były tam także zorganizowane komplety pod przykrywką szkoły zawodowej. Powstanie warszawskie przerwało dalszą naukę. Rozpocząłem ją znowu w kwietniu 1945 r., już w wolnej Polsce.