ANONIM

II Państwowe Liceum i Gimnazjum
im. Marii Konopnickiej we Włocławku
woj. pomorskie

Jak uczyłam się w czasie okupacji

Kiedy wybuchła wojna i kraj nasz pogrążył się w zawierusze wojennej, miałam wówczas 11 lat i zdałam do piątej klasy szkoły powszechnej we Włocławku. Przysłuchując się często rozmowie starszych, jakoby wojna ta miała się zakończyć w ciągu trzech miesięcy, byłam zawsze pełna nadziei, że wkrótce znajdę się ponownie w ławie szkolnej. Lecz wbrew moim dziecinnym przewidywaniom stało się inaczej. Nie tylko że wojna się nie skończyła, ale kraj nasz wpadł w ręce okrutnego wroga.

Szkoły zostały pozamykane, a młodzież szkolna [była] skazana na bezczynność. Cały rok od czasu wejścia wroga stracony był dla mnie bezpowrotnie. Szkoła dla mnie była w tym czasie, jak nigdy przedtem, największym marzeniem dziecięcej duszy. W nieskończenie długie wieczory jesienne i zimowe czytałam książki i po raz nie wiem który powtarzałam sobie [nieliczne] wiadomości, jakie zdążyłam posiąść w szkole.

W 1940 r. w październiku zostałam wraz z rodziną wysiedlona do Warszawy. Zamieszkaliśmy 18 km od Warszawy w Komorowie, w miejscowości letniskowej. Marzenia moje zostały urzeczywistnione. Po przeszło rocznej przerwie ujrzałam na powrót progi szkolne. Ze wzruszeniem patrzyłam na stary, drewniany budynek stojący w środku niewielkiej przestrzeni lasu. Kilka dni po przyjeździe byłam już uczennicą klasy piątej.

Przyzwyczaiłam się wkrótce do prostych, bielonych ścian i do wiejskich dzieci z okolicznych wsi. Warunki lokalowe tej szkoły nie były zbyt dobre. Budynek był drewniany i stary, o cienkich ścianach, co bardzo dotkliwie dawało się odczuć podczas zimy. Sale szkolne były dość duże, ale musiały pomieścić ok. 60 dzieci.

Nauczyciele szkoły tej byli przeważnie mieszkańcami Warszawy i codziennie niestrudzenie dojeżdżali kolejką elektryczną. Dzięki wysiłkom i poświęceniu nauczycieli przerobiliśmy sumiennie cały program, nawet historię i geografię. Te dwa przedmioty, natychmiast wycofane ze szkół przez Niemców, były dla nas najbardziej drogie i nawet leniwi chłopcy przygotowywali [się] na każdą lekcję.

Nie brakowało nam również książek do lektury domowej. Szkoła nasza posiadała dość dużą bibliotekę z licznymi nawet książkami historycznymi. Książki trzeba było czytać uważnie, gdyż na lekcji języka polskiego były niektóre [z] nich omawiane. Nauczyciele dbali również o rozrywki dla nas. Co kilka miesięcy odbywał się w naszej szkole poranek artystyczny zorganizowany przez artystów z Warszawy.

Zawierucha wojenna nie przeszkadzała nam w pracy, jedynie podczas srogich zim szkoła była zamykana z powodu braku opału na dwa lub trzy tygodnie. Nauczyciele nie chcieli także narażać małych dzieci, które miały nieraz [do pokonania] pięć czy sześć kilometrów.

Gdy byłam w szóstej klasie, szkoła nasza okryła się żałobą. Umarł na płuca nauczyciel języka polskiego, który był najbardziej przez szkołę kochany. Umarł, gdyż praca z młodzieżą nadwyrężyła jego wątłe zdrowie. W klasie szóstej wycofana została historia i geografia na skutek ściślejszej kontroli ze strony władz niemieckich.

Po skończeniu szkoły powszechnej zapisana zostałam z inicjatywy wychowawcy ze szkoły powszechnej do gimnazjum Janiny Tymińskiej w Warszawie. Gimnazjum to było [prowadzone], [podobnie] jak i wszystkie inne w Warszawie, pod przykrywką szkoły zawodowej. Otrzymałyśmy – wszystkie [uczennice] – legitymacje i raz w tygodniu przez sześć godzin odbywały się lekcje zawodowe. Każda z nas musiała również odbywać praktykę w sklepie lub innym przedsiębiorstwie. W teczkach na wypadek jakiejś wizytacji nosiłyśmy nasze zeszyty zawodowe. Warunki lokalowe naszego gimnazjum były jak na wojenne czasy dobre. Miałyśmy sale nieduże, lecz jasne, o dużych oknach, a nade wszystko utrzymane w wielkiej czystości.

Mimo wielkich trudności napotykanych ze strony wroga, mimo wielkich tragedii zawodowych, grono profesorskie nie załamywało się, nie traciło hartu ducha, lecz narażając swe własne życie, niosło kaganiec oświaty wśród naszych młodych dusz. Lekcje odbywały się normalnie przez cały nieomal rok szkolny. W chwilach jakichś silniejszych [represji] wroga lekcje były przerywane na kilka dni.

Z podręcznikami szkolnymi nie było wielkich trudności. Na początku roku szkolnego następowała wymiana pomiędzy klasami, a gdy tą drogą nie można było [czegoś] zdobyć, [to] kupowaliśmy książki na ul. Świętokrzyskiej. Na początku roku szkolnego odbywały się tam pod gołym niebem istne targi książek. Można tu było wszystko dostać: podręcznik do łaciny, historii, geografii i inne książki szkolne. Przechodząc tą ulicą, doznawało się głębokiego wzruszenia na widok tych starych, wysłużonych polskich książek.

Do gimnazjum Janiny Tymińskiej chodziłam dwa lata. Zdałam właśnie do trzeciej klasy, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie. Kilka miesięcy zmuszona byłam siedzieć w domu i żyć w tej rozpaczy, że Warszawy już nie ma, a z nią i szkoły. Lecz wróg został wkrótce wypędzony, gimnazja pootwierane i droga do nauki znów stanęła otworem.

Tak więc należę do tych szczęśliwych istot, które mogły mimo wielkiego ucisku i terroru ze strony wroga uczyć się i przeciwstawiać się dążeniom Niemców pragnących z nas uczynić ciemnych niewolników.