JAN ARCISZEWSKI


Kpr. Jan Arciszewski, ur. w 1907 r. w Pińsku, zwrotniczy i hamulcowy PKP stacja Jaszuny, żonaty, dwoje dzieci; 11 Batalion Saperów Kolejowych.


Aresztowany zostałem przez władzę litewską 26 grudnia 1939 r. i oddany władzom sowieckim 27 grudnia do Solecznik. Zostałem wydalony z terenu litewskiego byłego w Polsce, dlatego że jestem rodem z Pińska, a żona i dwoje dzieci zostali w Jaszunach. W Solecznikach zostałem przytrzymany przez władzę sowiecką, potem doprowadzono mnie do NKWD, stacja Bieniakonie, pow. wileńsko-trocki.

W Bieniakoniach Sowieci na badaniu zarzucają mi przejście granicy i jakoby rzekomo należałem do tajnej organizacji polskiej, gdyż dwukrotnie stwierdzić nie mogli, czy ja zasadniczo do organizacji należałem. Oskarżenie swoje opierali na tym, że należałem w swoim czasie do Straży Ochrony Kolei i miałem łączność z policją.

W Bieniakoniach siedziałem w areszcie kilka dni, potem wywieziono mnie do Lidy. Po dwóch tygodniach w Lidzie wywieziono mnie do więzienia [w] Baranowiczach, pokój nr 15. Po przesłuchaniu w Baranowiczach po miesiącu oskarżono mnie z artykułu 120.84. Po ośmiu miesiącach zostałem wywieziony z Baranowicz do ZSRR do więzienia w Orszy i tamże po miesiącu odczytano mi wyrok zaoczny, że otrzymałem osiem lat łagiernych robót.

W październiku 1940 r. wywieziono mnie do Kotłasu, stamtąd po tygodniu wywieziono mnie do Komi ASRR, 4 oddzielenie, 6 kolonia. Po jakimś czasie zostałem wywieziony dalej na Północ, do Workuty, 21 oddzielenie, 3 kolonia i byłem tam aż do amnestii. Daty dokładnie nie pamiętam, jednakże to było w listopadzie 1941 r.

Po zwolnieniu udałem się do Buzułuku celem wstąpienia w szeregi Wojska Polskiego. Cel jednak nie został osiągnięty, gdyż Sowieci skierowali nas w kierunku Taszkiętu [Taszkentu], oznajmiając nam, że w Buzułuku nic się nie formuje, natomiast jakoby formuje się w Taszkięcie [Taszkencie]. Przewieziono nas do Samarkandy, gdzie oznajmiono nam, że chwilowo wstrzymany jest zaciąg do Wojska Polskiego i zaproponowano nam do chwili otrzymania wiadomości o organizowaniu Wojska Polskiego pracę w kołchozach. Z góry wiedzieliśmy, że jest to jedno kłamstwo, jednakże zmuszeni byliśmy ich propozycję przyjąć i udaliśmy się do kołchozu.

Mimo to postanowiliśmy wtedy zaczekać na ich zawiadomienie, a sami będziemy się starali zdobyć wiadomości o organizowaniu Wojska Polskiego. I zdobyliśmy takowe, że gdzieś o paręset kilometrów organizuje się Wojska Polskiego. Wtedy zorganizowaliśmy ucieczkę w sześciu ludzi i udaliśmy się w kierunku Kiermine [Kermine].

Podróż nie była łatwa, gdyż było trzeba szwarcować się na gapę i żeby NKWD nie złapało, jednakże cel został osiągnięty i 7 lutego 1942 r. wstąpiłem w szeregi armii polskiej w wyżej wymienionym miejscu.

A teraz kilka słów o gehennie, jaką przeszedłem w więzieniu i w łagrze: a więc w więzieniu przede wszystkim okropnie brudno. Robactwo, ciasnota, brak powietrza, nie mówiąc już o specjalnym systemie badań. Wrócę się jeszcze do insektów: do tego stopnia ich było, że nawet ich wolne sanitariuszki, nie w takim spaniu i ciasnocie jak my, jednakże również je miały. To by było w streszczeniu co do więzienia, bo opisać szczegółowo, to doprawdy kilka arkuszy papieru.

Co do mieszkań łagiernych, było bardzo źle. Budynki z dykty albo z brezentu, pokryte lodowcem [sic!], a mrozy sięgały do 50 stopni. Ubrania i obuwie porwane, okrycia rzadko kto miał z Polaków, nakrywali się tym, co na sobie nosili. Najwięcej przygnębieni byliśmy moralnie i cieleśnie, a mianowicie, byliśmy razem z Rosjanami – najgorszymi bandytami i złodziejami, co siedzieli już po 15 lat. Otóż na każdym kroku nas krzywdzili i my musieliśmy ich słuchać, następnie na nich pracować, a oni sobie siedzieli przy ogniu. Otóż był ruski brygadier i nasze zarobkowe procenta pisał na nich, a my dostawaliśmy po 40–50 proc. zarobku. W ten sposób nam odbierali kawałek chleba i egzystencji do życia, a normy nie były lekkie, bo trzeba było wykopać osiem–dziesięć metrów sześciennych na sto procent. Jeżeli nie zrobiliśmy normy, to musieliśmy tak długo robić aż będzie skończone, co sięgało od 12 do 16 godzin bez przerwy. Mimo że staram się streszczać, to jednak zmuszony jestem opisać jedną scenę łagierną.

Byłem chory na nerki, popuchły mi nogi jak kłody, że nie mogłem poruszać się prędko. Nadmieniam, że nie miałem gorączki, doktor mnie nie chciał zwolnić od pracy. Wygnano mnie do roboty, ja roboty odmówiłem, bo nie mogłem pracować. Kazał mi striełko rosyjski zdjąć marynarkę i koszulę i do połowy nago kazał siedzieć przy pieńku w pobliżu bagna, gdzie były tysiące komarów, co siadały na mnie. Nie mogłem tego wytrzymać i w ten sposób zmuszono mnie do pracy. Oczywiście nie była to praca, tylko męka ludzka.

Otóż co do więzienia i łagru, przypominam ludzi następujących: ks. Jan Czaban, Leon Kiełmus z Wilna, Stanisław [?] Stefanowicz, Kozłow, Władysław Korolkow, Jaroszewski, Roman Stankiewicz, Jan Paszkowski z Baranowicz, Dąbrowski z Pińska, Feliks Borkowski.

Miejsce postoju, 6 marca 1943 r.