Stanisława Dudkiewicz
kl. VII
Sławatycze, 13 czerwca 1946 r.
Moje przeżycia wojenne
W 1939 r., gdy cała Polska była napełniona weselem i zgodą, chodziłam do pierwszej klasy. Dużo nie rozumiałam, [umiałam] chyba tylko liczyć do dziesięciu i [znałam] abecadło. Często słyszałam, jak rozmawiali dorośli o zbliżającej się wojnie. To nie zrażało mnie. Przy końcu 1939 r., we wrześniu odbyła się mobilizacja wojskowa. Słyszałam tylko, że każdy mówił o wojnie.
W trzy tygodnie później nasz wróg Niemiec wkroczył do Polski. Wtedy zrozumiałam, co [to] wojna! – kiedy w tak krótkim czasie setki samolotów niemieckich zwiedziło naszą Polskę, dziurawiąc jej ziemię kulami i tysiącami bomb. Wtedy nikt nie miał nadziei do życia!
Lecz gdy burza wojenna ucichła, każdy trochę ochłonął, ale niezupełnie, gdyż wiedział, że będzie musiał żyć uciśniony, prześladowany przez wroga. Wróg Niemiec dokonywał w Polsce strasznych zbrodni, budował „fabryki śmierci”, w których uśmiercał w straszny sposób uczonych, doktorów, prawdziwych patriotów, a nawet cudzoziemców. Ludzie mówili, że w czasie tej wojny ten był najszczęśliwszy, kto nie przechodził przez progi „fabryki śmierci”.
Lecz mi się zdaje, że w czasie tej wojny miałam też bardzo straszne i ciężkie przeżycia, pomimo tego, że nawet nie widziałam „fabryki śmierci”. Przeżywałam trzy straszne fronty, w czasie których był aresztowany tatuś i mamusia. Zostałam z małą siostrzyczką wśród obcych ludzi, dlatego że wyjechaliśmy jeszcze przed frontem ze Sławatycz. Po froncie mamusia i tatuś powrócili i opowiadali, że uciekli od wroga i byli pewni życia [?], lecz tylko myśleli o nas. Gdy przeszedł front, zarazem i przeszła nasza niewola. Każdy był zadowolony z powodu zgniecionego i pokonanego wroga, lecz myśli nasze były niepewne i niezrozumiałe. Po tak strasznej wojnie nasza Polska jest zniszczona. Starajmy się Ją odbudować na silną i wielką, jaką była!