Antoni Gajowiak
kl. VII
Szkoła Powszechna nr 2
Parczew, 11 czerwca 1946 r.
Moje przeżycia wojenne
Gdy Sowieci wkraczali do Parczewa, Niemcy byli zmuszeni go opuścić. Zabrali ze sobą całą masę Ukraińców, których pędzili przed sobą. Ja w tym czasie byłem z kolegami na rzeką. Usłyszeliśmy okropny wybuch od strony ul. Kościelnej, jednocześnie zaczął palić się dom. Ja z kolegami pobiegłem do domu. Z domu poszliśmy z kolegą do okopu, w tym czasie rodzice mi się zgubili. Zaczęła się straszna strzelanina z czołgów. Niemcy, jak mogli, to uciekali. Niejeden przebrał się za cywila, ale gdy go poznawano, to łapano do niewoli i prowadzono pod karabinami do Szkoły nr 2.
Na drugi dzień poszedłem do Stępkowa do znajomych, rodzice pozostali w Parczewie. Wieczorem poszliśmy spać do stodoły. Koło 24.00 w nocy usłyszałem warkot samolotów i huki bomb. Zerwałem się prędko i wybiegłem ze stodoły na podwórze, ludzie wcale nie spali, tylko siedzieli w piwnicach i odmawiali różaniec.
Gdy się zrobiło widno, poszedłem do Parczewa do domu zobaczyć, czy rodzicę żyją, i usłyszałem w mieście, że został spalony budynek i stodoła koło młyna, gospodarz tego budynku został ranny. Niemcy chcieli trafić w oba [brak].