Roman Maj
kl. VII
Publiczna Szkoła Powszechna nr 7 im. Marii Konopnickiej
Radom, ul. Traugutta 52
26 października 1945 r.
Chwila dla mnie najbardziej pamiętna z okupacji
Rozpłakana jesień. Rok 1942, październik. Szpaler młodych ściętych brzózek wyrósł nagle [przy] alei wiodącej do Fabryki Broni. Wiatr wieje przeraźliwie jakąś złowieszczą nowinę, rozwiewając swym podmuchem i ścieląc złotym kobiercem jesienne liście u stóp młodych brzózek. Groza wisi w powietrzu.
Już poprzedniego dnia plakaty głosiły, że odbędą się egzekucje polskich bandytów. Będą wieszać ludzi. Ale czy bandytów, jak twierdzi wróg? Nieprawda – dobrych Polaków, najlepszych synów, ofiarnie idących na śmierć za wolność swojej ukochanej Ojczyzny. Wieszać mają na czterech krańcach miasta po kilkanaście osób. Nie wykluczając kobiet, matek, starych. Ale czy to oznacza klęskę naszą? Poddanie się wrogowi? Tryumf wroga? Nieprawda! To oznacza, że walka trwa. Że się rozpoczyna. To ogarnia wroga strach i niepokój.
Jedzie żandarmeria wykonać wyrok. Skazańcy przywiezieni z więzienia oczekują go. Nie ma świadków podczas egzekucji. Pracownicy fabryki muszą przyglądać się przez okna temu tragicznemu widowisku.
Za chwilę idę aleją. Już z dala widzę ludzi męczeńsko wiszących na młodych brzózkach. Wyglądają jak maszty zwinięte podczas burzy; żałośnie zwisają im głowy na piersiach. Czy bardzo cierpieli, odchodząc, nie widząc wolnej Ojczyzny? Ojciec jednego z powieszonych, nasz woźny z Ośrodka, musiał kilkanaście razy przechodzić obok wiszącego syna, niosąc papiery do fabryki. Czy bardzo musiał cierpieć?
Wiatr złowieszczo zawodzi swą ponurą wieść. Deszcz mży. Płacze niebo, szlocha cały naród skuty w kajdany niewoli.