MARIA GRZYWALSKA

Maria Grzywalska
kl. VII
Szkoła Powszechna nr 2 w Hrubieszowie

Moje przeżycia wojenne

Strasznym, a zarazem pamiętnym był dla nas, Polaków, 1939 r. Niemcy w tymże roku zerwali pakt [o] nieagresji. Zerwanie to oznaczało niechybną wojnę. Wkrótce po zerwaniu układu niemieckie samoloty zaczęły bombardować miasta, fabryki i wsie. Ja byłam wtedy jeszcze niedużą dziewczynką i nie bardzo wiedziałam, co to jest wojna. Widziałam maszerujących przeciw Niemcom polskich żołnierzy, którzy szli, by do ostatniej kropli krwi bronić Ojczyzny. Słyszałam huk rozrywających się pocisków, jęki rannych, polskich żołnierzy, których odwożono do szpitala. Ujrzałam okrutne i mściwe, uśmiechem dzikiego triumfu wykrzywione twarze Niemców.

Niemcy zajęli nasz kraj. Dużo przyczynili się do tego Ukraińcy, [którzy] napadali na mniejsze oddziały polskie. Po zupełnym rozbiciu polskiej armii często nocowałam z rodzicami w polu, ponieważ Ukraińcy zaczęli się odgrażać i cywilnej polskiej ludności. Toteż ucieszyliśmy się bardzo, gdy wkroczyła do naszej wsi Armia Czerwona. Bandy ukraińskie grasujące po lasach trochę się uspokoiły i wszystko zaczęło powracać do normalnego stanu.

Zaczęto też otwierać – lecz tylko rosyjskie i ukraińskie – szkoły. Polskich szkół nie było u nas wcale. Nic dziwnego, że czułam jakiś żal do Niemców, gdyż byli głównymi sprawcami tego, że tak dużo polskich dzieci nie mogło się uczyć ani języka polskiego, ani polskiej historii. Chociaż w szkole nie uczono historii, czytałam dużo książek historycznych w domu, by choć częściowo zapoznać się z historią Polski. Tak było do 1942 r.

W czerwcu 1942 r. [sic!], podobnie jak Polsce, Niemcy wydali niespodziewanie wojnę Rosji, która była nieprzygotowana do tak nagłego ataku. Dla nas, Polaków, zaczął się okres cierpienia i niebezpieczeństwa. Bandy ukraińskie zaczęły znów grasować po lasach. Często dochodziły do nas wieści, że tu i ówdzie wymordowali ludność polską całej wioski w okrutny sposób. Te wypadki powtarzały się coraz częściej i coraz bliżej naszej wioski.

Pewnego dnia dowiedziałam się, że to samo czeka i naszą wioskę. Nie zwlekając długo, razem z Polakami [z] pobliskiej wioski, wziąwszy małe walizeczki w rękę, opuściwszy rodzinną wioskę, zaczęliśmy przekradać się polami do małego miasteczka, w którym byli Niemcy. W miasteczku tym było już dużo ludzi z innych wiosek. Nazajutrz Niemcy wysłali nas pociągiem do miasta powiatowego Kowla, w którym było więcej Niemców. Z początku czułam się tam źle. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia i gdyby nie tęsknota za ukochanym domem, byłoby mi zupełnie dobrze.

Pewnego dnia zakłócił nasz spokój jakiś huk. Dowiedzieliśmy się od Niemców, że zbliża się linia frontowa. Huki wzrastały i stawały się z każdym dniem bliższe. Pewnego dnia marcowego 1944 r. pociski zaczęły rozrywać się nad naszym miastem. Dowiedzieliśmy się, że całe miasto jest okrążone przez Armię Czerwoną. Grad pocisków wzrastał z każdą chwilą. Z początku przerażał mnie ten huk, łomot, jęk samolotów, które bombardowały miasto. Po kilku dniach przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego i nawet smutno mi było, gdy na chwilę przestali strzelać. Podczas gdy rodzice siedzieli w schronie, ja byłam przez cały czas w domu. Zdawało mi się, że w domu bezpieczniej. Jednak bardzo się pomyliłam.

Pewnego dnia, gdy siedziałam przy piecu, oślepił mnie jakiś błysk, zakręciło mi się w głowie i upadłam na podłogę. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam wokół siebie pełno gruzu, a jakiś czerwony gryzący dym uchodził wybitymi oknami na dwór. W ścianie zobaczyłam dużą dziurę i zrozumiałam, że to na pewno wybiła ją kula armatnia. Teraz szybko wstałam i zaczęłam się czyścić z pyłu, który jeszcze w tej chwili unosił się w powietrzu.

Tego dnia Armia Czerwona zajęła naszą ulicę, a nas ewakuowała. Wycofaliśmy się z radością, bo mieliśmy już dosyć tego huku i jęku rannych. Wycofaliśmy się aż pod Łuck, a po paru miesiącach wróciliśmy do Włodzimierza, skąd wyjechaliśmy do Hrubieszowa. Tu doczekałam się końca wojny.