Czesław Romanowski
kl. V
Sławatycze, 17 czerwca 1946 r.
Moje przeżycia z czasów wojny
Z czasów tej wojny jedno przeżycie dobrze zapamiętałem. Było to tak. Na ziemie, które zajęli Niemcy, nadchodziły wojska sowieckie. Pewnego razu szedłem drogą z trzema kolegami. Zatrzymaliśmy się pod wielkim dębem, którego konary chyliły się ku ziemi. W pobliżu stał dom, a koło domu ciągnął się długi pas żyta. Usiedliśmy pod tym drzewem i nasłuchiwaliśmy wystrzałów. Domyślałem się od razu, że Sowieci przechodzą przez Bug.
Trwało to tak z pół godziny, gdy za nami rozległ się jakiś straszliwy huk. Spojrzałem w tę stronę – nie było nikogo, tylko dalej z krzaków wychodzili Sowieci w hełmach i z karabinami. Położyliśmy się wszyscy czterej. Coraz częściej i bliżej zaczęły rwać się pociski. Niemcy coraz zacieklej strzelali na polskie i sowieckie wojsko. Kiedy tak leżałem przytulony do ziemi, nie widziałem nic tylko czarną ziemię lecącą w powietrzu i liście sypiące się z drzewa.
W tej samej chwili uczułem straszny ból w nodze. Posunąłem się powoli głębiej w żyto. Obok siebie zobaczyłem kolegę leżącego bezwładnie. Na mój widok podniósł się z trudem, był cały okrwawiony, po policzkach i piersiach płynęła krew. Z oddali dał się słyszeć głos jednego z naszych kolegów.
W pobliżu był dom, dowlekliśmy się z trudem do drzwi sieni – były otwarte, weszliśmy więc, chociaż z wielkim strachem. Spojrzałem na kolegę, cały się chwiał, a obok była kałuża krwi. Trzeba było szukać ratunku. Po niejakim czasie dał się słyszeć jęk, zobaczyłem ojca, który niósł swego syna, a naszego kolegę, bez jednej ręki i z rozbitymi piersiami. Rzuciłem okiem na kolegę, był blady, oczy miał zamknięte.
W tej chwili pobiegłem do swego domu. Nie było już nikogo w mieszkaniu, wszyscy poszli do kryjówki, która była ukryta w łanie żyta. Z trudem wyszedłem z mieszkania, nigdzie nikogo nie było widać, tylko kule przelatywały z piskiem i wyciem. Musiałem iść do kryjówki szukać rodziców, bo już bardzo bolała mnie noga. Ciężka to była droga, ale gdy wszedłem i zobaczyłem całą rodzinę siedzącą pod ścianą, zrobiło mi się lżej. Za godzinę przyszli Sowieci i powiedzieli, że już Niemców nie ma. Wtedy pojechałem z dwoma kolegami do pani doktor, trzeciego już nie było, bo został zabity przez Niemców.
To wspomnienie i blizny, które mi pozostały, zostaną na zawsze w mojej pamięci.