Zofia Pacześna
kl. VI
Szkoły Powszechna w Zwierzyńcu
Wspomnienia z czasów okupacji niemieckiej
Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy ducha,
Aż się rozpadnie w proch i w pył
Krzyżacka zawierucha.
Ciężkie chwile przeżywaliśmy za czasów okupacji niemieckiej. Nie ma prawie rodziny, której by Niemcy nie dotknęli boleśnie. Wróg używał różnych sposobów, aby gnębić Polaków.
Straszną była dla mnie chwila wysiedlenia ze wsi Wywłoczka, którą potem Niemcy spalili, a nas zostawili bez dachu nad głową i bez środków utrzymania. Ale spośród tych chwil jedna wyryła mi się głęboko w pamięci.
Było to 1 lipca 1943 r., w dniu naszej pierwszej komunii świętej. Pani Piotrowska, która nas przygotowała, mówiła, że dziecko w tym dniu jest święte, może wyprosić u Boga wszystko.
Już od rana zauważyłam, że mamusia i tatuś są czegoś niespokojni, ale nam nic nie mówili, nie chcąc nas martwić. Po powrocie z kościoła mamusia przyszykowała lepsze niż zwykle śniadanie, a tu przychodzi nasza sąsiadka i mówi, że Niemcy otoczyli Zwierzyniec i zabierają mężczyzn. Trudno opisać, co się we mnie działo. Dowiedziałam się, że tym właśnie martwili się od rana rodzice. Teraz nie można było przed nami ukrywać nieszczęścia. Przerwaliśmy śniadanie. Na ucieczkę było już za późno, gdyż przez okno widzieliśmy wszędzie Niemców. Mamusia przygotowała tatusiowi trochę jedzenia i bieliznę. Czekaliśmy, kiedy nadejdzie ta straszna chwila, w której zabiorą nam tatusia.
Po pierwszym wybuchu płaczu, uspokoiłyśmy się i poszłyśmy obie z siostrą do pokoju, by przed obrazem Pana Jezusa pomodlić się gorąco. Nie, to nie była modlitwa, to była raczej skarga zanoszona do Boga, że nawet w tym świętym dla nas dniu nie możemy spokojnie porozmawiać z tatusiem. Przecież tatuś już tyle razy krył się przed Niemcami, a oni znowu wyciągają po niego ręce.
Klęcząc przed obrazem, nie modliłyśmy się już. Rozmyślałyśmy tylko i nasłuchiwałyśmy, co się działo w kuchni. Nagle wpada nasza sąsiadka i mówi, że ona już wszystko spakowała, trochę rzeczy zakopała, bo Niemcy zabierają wszystkich i prowadzą za druty. Tatuś ją uspokaja, że to mężczyzn tylko zabierają, że niepotrzebnie niepokoi dzieci. Ale ona twierdzi, że na własne oczy widziała, jak Niemcy prowadzili cała gromadę ludzi, w której były kobiety i dzieci. Była w tym część prawdy, bo Niemcy rzeczywiście prowadzili ludzi, ale nie ze Zwierzyńca, lecz z okolicznych wiosek.
Po chwili wpada chłopiec od sąsiadki i mówi, że Niemcy są na drugiej ulicy. Wylicza nawet nazwiska niektórych zabranych. To przecież już tak blisko! Może to już ostatnie chwile, które spędzamy dziś razem. Za chwilę mogą zabrać tatusia, zaprowadzić za druty, a potem wywieźć do Oświęcimia lub Majdanka, skąd mało kto wraca.
Znowu modlimy się gorąco do Jezusa, który jest w naszych sercach obecny, o ratunek dla tatusia. Odmawiamy wszystkie znane nam modlitwy na głos, wołając: „Pod Twoją obronę…”. Do naszej modlitwy przyłączają się wszyscy w domu. Przecież Pan Bóg wysłucha naszego błagania.
I usłyszał. Niedawny smutek i trwoga zmieniły się w radość. Bo oto dowiadujemy się, że Niemcy doszli do domu Kowalskiego i dalej już nie chodzą. Przerywamy modlitwę, patrzymy przez okno, jak ściągają rozstawione warty. A więc już koniec akcji.
Gorąco dziękowaliśmy Bogu, który wysłuchał naszej modlitwy – zachował nam tatusia. Jakaż radość i cześć dla Jezusa przepełniała nasze serca! Nie tylko w tym dniu, ale przez całą wojnę doznawaliśmy szczególnej opieki Bożej. W ogóle cały naród Polski odczuwał stale opiekę Królowej Korony Polskiej.