Maria Skibianka
kl. VI
Szkoła Powszechna w Piotrkowie
12 czerwca 1946 r.
Z własnych przeżyć
W maju 1944 r. jechali Niemcy na trzech samochodach od [strony] Wysokiego. Dojechali do Krzczonowa. Wieźli aresztowanych Polaków. Gdy przejeżdżali koło naszej wioski, stanęli przy boku szosy. Jedni poszli na wieś za masłem, drudzy zostali przy samochodach. Za chwilę dochodziły do uszu strzały. Niemcy zalęknieni biegli do samochodów, chyląc się od gwizdu kul. Partyzanci wyszli z lasu, obstawili dokoła Niemców, zabili sześciu i zabrali broń, a zabranych chłopów rozpuścili.
Po całej wiosce rozeszła się o tym wiadomość. Bardzo się przestraszyłam, gdyż sama w domu zostałam. Przez wioskę przechodziły gromadki wystraszonych ludzi. Każdy mówił, że Niemcy za to będą mścić się na nas.
Przeszedł straszny dzień. Nadeszła ciemna noc. Padał deszcz. Wszyscy przygotowywali się do ucieczki. Na wiosce rozlegał się płacz ludzi, gdy opuszczali rodzinne chaty. Nikt nie wiedział, czy jeszcze powróci na to miejsce. I my wyjechaliśmy z domu. Na wozie było pełno najpotrzebniejszych rzeczy, a reszta została w domu.
Gdy wyjechaliśmy na drogę, ujrzałam nad szosą oświetlenie. Niemcy przyjechali po trupy. Zabrali dwóch gospodarzy. Jeden uciekał, więc zabili go na miejscu, a drugiego zabrali ze sobą. Dojechaliśmy szczęśliwie do Olszanki do cioci. Tam byliśmy przez cały tydzień. Tatuś przychodził do domu co dzień i dawał jeść krowom i świniom. Jednego dnia przyszłam z tatusiem do domu. Cisza była na całej wiosce. Gdy wracaliśmy, ujrzeliśmy w lesie zabitego Niemca. Gdy Niemcy opuścili naszą wieś, wróciliśmy do domu.
Na długo pozostanie w mej pamięci to życie tułacze w strachu przed Niemcami.