Warszawa, 27 września 1947 r. Sędzia Jerzy Majewski przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, pod przysięgą. Przesłuchana, po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, zeznała co następuje:
Imię i nazwisko | Helena Maria Robakowska |
Data i miejsce urodzenia | 17 lutego 1922 r. we Lwowie |
Imiona rodziców | Adam i Maria z d. Świderska |
Miejsce zamieszkania | Wrocław, ul. Mickiewicza 37 |
Zajęcie | studentka Uniwersytetu Wrocławskiego |
Narodowość | polska |
Karalność | a) kryminalna – żadna, b) polityczna – niekarana |
Do wybuchu powstania warszawskiego pracowałam jako urzędniczka w Biurze Kolei Elektrycznych przy ul. Marszałkowskiej, róg Nowogrodzkiej.
1 sierpnia 1944 roku tramwaj, którym wracałam do domu na Żoliborz, został zatrzymany przez Niemców na moście Gdańskim. Wszystkim kazano opuścić wagon.
Ponieważ już w tym czasie wybuchło powstanie na Żoliborzu, nie udało mi się przedostać do mojego mieszkania przy placu Wilsona 4 m. 12. Wówczas udałam się do Szpitala Jana Bożego przy ul. Bonifraterskiej, gdzie w charakterze lekarza pracowała moja ciotka, dr Halina Jankowska. W szpitalu tym zostałam zatrudniona jako sanitariuszka przy rannych.
Ponieważ 12 sierpnia Szpital Jana Bożego został doszczętnie zniszczony przez artylerię niemiecką ustawioną na torach kolejowych w pobliżu Dworca Gdańskiego, z ulicy Bonifraterskiej szpital powstańczy został ewakuowany. Część chorych ulokowano w kościele św. Jacka, część w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie już się mieścił szpital, i „Pod Krzywą Latarnią” przy ul. Podwale.
Ponieważ w Szpitalu Jana Bożego znajdowali się również i umysłowo chorzy w liczbie około kilkudziesięciu, kilku lekarzy, również i moja ciotka dr Jankowska, pozostało z nimi. W szpitalu tym pozostało również kilku ciężko rannych. Lekarze ci wraz z ciężko chorymi zginęli wskutek zawalenia się piwnicy od bomby. Wiem dokładnie, że zginęła w tym szpitalu moja ciotka dr Jankowska oraz jedna sanitariuszka.
Po ewakuacji szpitala z Bonifraterskiej zostałam zatrudniona jako sanitariuszka w szpitalu mieszanym przy ul. Długiej 7.
Po wycofaniu się oddziałów powstańczych z terenu Starego Miasta między 30 sierpnia a 1 września do gmachu Ministerstwa [Sprawiedliwości] przy ul. Długiej wkroczyły oddziały niemieckie i ukraińskie SS. Kto dowodził tymi oddziałami i jakie to były jednostki, nie wiem. Po ich wkroczeniu 2 września wszystkim sanitariuszkom kazano się zebrać na podwórzu, skąd pomaszerowałyśmy pod strażą na Dworzec Zachodni.
Szpital na Długiej, w którym pracowałam, mieścił się w suterenach w ośmiu salach. W chwili opuszczania przeze mnie gmachu przy ul. Długiej pozostało w nim około stu chorych.
W gmachu przy Długiej 7 na górnych piętrach mieścił się szpital batalionu „Wigry”. W szpitalu tym przebywali również chorzy. Przypuszczam, że w chwili wymaszerowania sanitariuszek na Dworzec Zachodni na terenie gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości pozostało przeszło stu chorych.
Na Dworcu Zachodnim jedna z sanitariuszek czy któryś z lżej rannych dołączył się do naszej grupy i powiadomił nas, że w chwili, kiedy opuszczał szpital przy Długiej 7, Niemcy i Ukraińcy zaczęli rozstrzeliwać rannych. Według opowiadań naszego informatora czy informatorki, w momencie, gdy kilku lżej rannych chciało wyjść z terenu szpitala, Niemcy na miejscu ich rozstrzelali, a następnie udali się na dół do sal i tam na miejscu leżących na łóżkach pozabijali strzałami z rewolweru czy też karabinu. Ostatnią salę z ciężko rannymi, gdzie przebywało około dziesięciu osób, Niemcy oszczędzili.
Ponieważ cały gmach ministerstwa przy Długiej 7 został podpalony przez Niemców, ci chorzy, którzy wskutek ciężkich ran nie mogli dźwignąć się z łóżek, zginęli od żaru.
Przypuszczam, że w identyczny sposób jak przy Długiej 7 załatwili się Niemcy z rannymi przebywającymi w szpitalu „Pod Krzywą Latarnią”. Wyjaśniam, że przed wkroczeniem oddziałów niemieckich do szpitala przy Długiej wszystkie dokumenty osobiste rannych i ubrania wojskowe zostały przez sanitariuszki zniszczone.
Nazwisk i adresów osób, które mogłyby świadczyć w sprawie zbrodni popełnionych przez Niemców w czasie powstania na Starym Mieście nie mogę w chwili obecnej podać. Koleżanki, z którymi pracowałam jako sanitariuszka, znałam tylko z pseudonimów i dzisiaj kontaktu z nimi nie mam.
Odczytano i podpisano.