Warszawa, 28 lipca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Janina Śliwińska z d. Borkowska |
Imiona rodziców | Stanisław i Zofia z d. Bazaniak |
Data urodzenia | 10 lipca 1919 r. Szubsk Duży, pow. Kutno. |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Narodowość i przynależność państwowa | polska |
Wykształcenie | pięć klas szkoły powszechnej |
Zawód | przy mężu |
Adres | Warszawa, ul. Potocka 35 m. 4 |
Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w mieszkaniu moich krewnych Gąsiorowiczów, w domu przy ul. Dembińskiego 2/4. Pomimo ostrzału ulicy Marii Kazimiery od strony koszar niemieckich przy ul. Gdańskiej, często przedostawałam się na teren Żoliborza. Powstańcy nie prowadzili akcji na terenie przyległym do naszego domu. Od swojej krewnej Wysockiej, zamieszkałej wówczas przy ul. Marii Kazimiery 57, obecnie nieżyjącej, dowiedziałam się w tym czasie, że ulicą Kamedułów jeździły auta niemieckie wzywające przez megafony ludność cywilną do opuszczenia miasta. Widziałam dużą grupę ludzi, którzy tego wezwania posłuchali i udawali się w kierunku „Blaszanki”. Było to mniej więcej w połowie sierpnia, daty dokładnie nie pamiętam. Słyszałam też od znajomych, że były ulotki, które wzywały ludność cywilną do wychodzenia z Marymontu.
14 września 1944 roku wzmógł się ostrzał Marymontu od strony Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Około południa zeszłam z mieszkania do piwnicy domu przy ul. Dembińskiego 2/4, gdzie znajdowała się ludność z naszego domu i okolicznych domów drewnianych, blisko stu osób. Około godziny 14.00 ktoś z mężczyzn zauważył zbliżających się od strony ul. Dembińskiego żołnierzy – jak mówił – Ukraińców. Wówczas kilku mężczyzn próbowało wydostać się z domu przez balkon w kierunku na Żoliborz. Musieli się jednak cofnąć, ponieważ i z drugiej strony dom nasz był już otoczony przez wojsko. Następnie od strony ogrodu zostały wrzucone do piwnicy granaty, z frontu zaś wysadzono drzwi i schody.
Stałam ogłuszona wybuchem tuż przy wyjściu z piwnicy i zobaczyłam żołnierza w mundurze niemieckim, który stanął w drzwiach frontowych i wzywał do opuszczenia piwnicy (Raus). Ludzie zaczęli wychodzić. Po pewnym czasie wyszłam i ja, stanęłam na schodkach przed drzwiami i zobaczyłam, że od strony ul. Marii Kazimiery stoi szpaler żołnierzy w mundurach niemieckich z karabinami w ręku, na lewo zaś przed rogiem domu grupka żołnierzy w mundurach niemieckich otaczająca stojący na ziemi karabin maszynowy. Widziałam leżące na placu przed domem i w stronę ul. Dembińskiego zwłoki, na moich oczach też rzucono od rogu domu granat, który wybuchł w pobliżu nieznanej mi kobiety prowadzącej dwa pieski. Cofnęłam się i wróciłam do piwnicy. Po pewnym czasie wyszłam jednak znowu razem z grupą pozostałych jeszcze w piwnicy osób. Byłam tak przestraszona, że nie pamiętam, kto szedł wraz ze mną, ani tego, czy do nas strzelano. Pamiętam tylko, że żołnierze znajdowali się jeszcze koło domu. Od mojej znajomej Pietruchowej dowiedziałam się później, że szła ona obok mnie wraz z córeczką i mężem Stanisławem, który został wówczas zastrzelony. Weszłam wtedy w ul. Dembińskiego i ukryłam się w drewnianym domu po parzystej stronie ulicy, numeru nie pamiętam. Tam spotkałam swą krewną, Marię Arkitę z córeczką. Stamtąd widziałam grupę ludzi z ul. Marii Kazimiery prowadzonych w kierunku stawów, w ich liczbie moją krewną Gąsiorowiczową. Kiedy dom, w którym się znajdowałam, zaczynał się palić, przeszłyśmy do schronu na jednym z pobliskich podwórzy, gdzie przebywałyśmy do nocy z 15 na 16 września, podczas której przeniosłyśmy się do schronu obok domu przy ul. Dembińskiego 2/4.
Tam przebywałyśmy kilka tygodni do 28 października 1944 r., kiedy wraz ze spotkanymi przed paru dniami ukrywającymi się w wypalonym domu przy ul. Dembińskiego 2/4 Janem Rogalskim i piekarzem Wacławem, nazwiska nie pamiętam, opuściliśmy Warszawę. W tym czasie słyszałyśmy, jak sprowadzeni i kierowani przez Niemców cywilni mężczyźni Polacy zakopywali w kilku mogiłach ciała pomordowanych.
Na tym protokół zakończono i odczytano.