EWA WEJSFLOG

Gdańsk, 14 kwietnia 1989 r.

Szanowny Pan
inż. Jędrzej Tucholski

W odpowiedzi na apel o uzupełnienie katyńskiej listy zaginionych przesyłam Panu informacje o moim Ojcu Władysławie Jerzym Wejsflogu.


Ojciec urodził się w Kijowie 15 lipca 1901 r. [jako] syn Heleny i Juliusza.
Ostatnie miejsce zamieszkania Ojca: Warszawa-Włochy, ul. Piastowska 8 m. 3.
Wykształcenie Ojca: wyższe, inżynier leśnik, ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Ostatnie miejsce pracy: Ministerstwo Rolnictwa i Leśnictwa [Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych], Zarząd Lasów Państwowych, Warszawa, ul. Wawelska, na stanowisku inspektora przemysłu drzewnego. Wcześniej (lata 1935–1936) Ojciec pracował w Dyrekcji Lasów Państwowych w Czarnej Wsi k. Białegostoku.
Z dokumentów i listów, które się zachowały, wynika, co następuje: Ojciec w 1920 r. brał czynny udział jako kanonier w odparciu najazdu bolszewickiego, za co otrzymał odznakę (zaświadczenie nr 43 z 1921 r.). Jako ochotnik wstąpił do służby czynnej Wojska Polskiego, [do] Legionów Polskich, pełnił służbę frontową w 2 baterii 201 Pułku Artylerii Polowej od 5 sierpnia 1920 do 10 listopada 1920 r. – pieczęć na zaświadczeniu: „Pułk Artylerii Polowej … (nieczytelne) Baterya Zapasowa, 4 marca 1921 roku, Warszawa”. Inna informacja, że kpr. pchor. Władysław Wejsflog ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii Konnej w 1929 r. Na zaświadczeniu podpis w zastępstwie [?] komendanta Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii Z. Karasińskiego. Zachowała się także legitymacja osobista nr 123 z pieczęcią Dywizjonu Artylerii Konnej, wydana 31 grudnia 1929 r. Pieczęć i podpis dowódcy dywizjonu ppłk. [Brunona?] Romiszewskiego. Ojciec mój został zmobilizowany do wojska w lipcu lub sierpniu 1939 r. jako rezerwista. Jednostka, do której został przydzielony, prawdopodobnie mieściła się we Włodzimierzu Wołyńskim. W chwili rozpoczęcia wojny Ojciec mój był w randze podporucznika.

W dokumentach osobistych zachował się odpis listu Ojca nadesłanego ze Starobielska z datą 8 marca 1940 r. Odpis listu czy kartki nadesłanej ze Starobielska sporządziła, sądząc po charakterze pisma, moja Babcia Helena Wejsflog. Oto nagłówek listu, cytuję dosłownie: „Почтовая карточка carte postale – Германия, Варшава Влохы, Warszawa Włochy, ul. Piastowska 8 m. 3, W.P. Juliusz Wejsflog. Aдрес отправления: CCCP Старобелск почтовый ящик №15, Владислав Юлянович Вейсфлог, 8 III 40 r.” (pieczęć niemiecka). Ten sam numer skrzynki pocztowej znalazłam na zdjęciu kartki pocztowej nie wysłanej ze Starobielska, w książce „Zbrodnia katyńska [w świetle dokumentów]” z przedmową Andersa.

Ten ostatni list Ojca został zaadresowany na nazwisko mojego Dziadka Juliusza Wejsfloga. List ma charakter prywatny. Ojciec mój pisał m.in., że otrzymał kartkę od swojej matki Heleny Wejsflog z datą 3 stycznia 1940 r., a także kartkę od żony Emilii (mojej Matki) wysłaną 7 stycznia 1940 r. Informował także, że 25 lutego 1940 r. otrzymał wiadomość od kuzyna. Ojciec w liście tym wyraża radość z narodzin córki. W marcu 1940 r. kończyłam cztery miesiące życia. Urodziłam się 1 listopada 1939 r. w Warszawie. Tak więc nigdy nie zobaczyliśmy się z Ojcem. Na chrzcie Matka nadała mi imiona Ewa Wiktoria. W tym drugim imieniu została ukryta Jej nadzieja powrotu mego Ojca do rodziny i Ojczyzny. To pragnienie moich Dziadków i mojej Matki nigdy jednak nie miało się spełnić. W liście Ojciec prosił o częste listy i zaznaczał, że sam będzie mógł pisać raz na miesiąc. Dziękuje za paczkę, którą otrzymał. Przesyła także życzenia świąteczne (zapewne wielkanocne). Na liście tym korespondencja się urywa, a właściwie do tego jednego listu się ogranicza.

Wiadomo mi, że zarówno moja Matka, jak również Dziadkowie czynili starania o zdobycie informacji o losach mojego Ojca. Starania te jednak nie przyniosły rezultatu.

Postanowieniem Sądu Grodzkiego […] oddział […] Ojciec mój został uznany za zaginionego (postanowienie Sądu: sygn. akt III Zg.).

Do informacji o moim Ojcu dołączam zdjęcia (razem sześć fotografii). Mam nadzieję, że przydadzą się one Panu do sporządzenia dokumentacji. Może wśród kolegów wojskowych Ojca uda się jeszcze kogoś rozpoznać? Może któryś z tych ludzi również znalazł się w Katyniu, Starobielsku czy Ostaszkowie?

Na zakończenie chciałabym wyrazić Panu swoje uznanie, że podjął się Pan tak wielkiego dzieła, jak odtworzenie dla historii list katyńskich osób zaginionych. Sprawa ta jest także ważna dla mnie osobiście. Wychowałam się bez Ojca, zachowując w pamięci jedyne zdanie, które ze Starobielska do mnie adresował.

Życzę Panu serdecznie siły w tym tak ważnym dla znajomości losów Polaków zadaniu.