TADEUSZ GORZKOWICZ

Kanonier Tadeusz Gorzkowicz, ur. w Borysławiu 11 czerwca 1918 r., syn robotnika naftowego.

25 kwietnia 1941 r. zabrano mnie do armii sowieckiej i byłem [w] Woroneżu przy czołgach. Gdy wybuchła wojna sowiecko-niemiecka, to wszystkich Polaków zabrali oddzielnie, a niektórych na front. Ci, co zostali, to zawieźli [ich] do Orła. Jak Niemcy zaczęli bombardować, to nas zabrali do wagonów i zawieźli na Swierłosk [Swierdłowsk], stamtąd do Prosnicy [?] i myśmy zbudowali [nieczytelne] i tam my uznali, co to jest ZSRR, bo nam już się przykrzyło, bo jak myśmy robili, to nam nawet jeść nie dawali – co nazbierali[śmy] na polu, to zjedli[śmy] i taka ciężka praca. Co nas tam poumierało [od] czerwonki i na tyfus, to do jakich dziesięciu procent. Później z Prosnicy [?] wyjechali[śmy] do Tajgiłu [Niżniego Tagiłu] i tam było jeszcze gorzej, bo jak chciałem kupić chleba, to musiałem stać 24 godziny i to nie kupiłem. I tak ludzie umierali z głodu i nawet mój kolega zmarł, a jak szedłem go pochować, to nawet trumny nie dali. Byłem na cmentarzu, chciałem, żeby grabarz wykopał grób – dał nam łopaty i kazał sam[emu kopać]. My idziemy i patrzymy, a tu pod śniegiem leżą trupy i psy [je] rozciągają.

Później robiłem na wagonkach i widziałem, jak nasi ludzie tam biedowali i robili pod karabinem, a jak nie miał siły albo był chory, to go jeszcze NKWD-ziści bili, że już było po człowieku.

Do polskiego wojska tak się dostałem, chwalmy tego, kto to uczynił i stworzył.