Porucznik Bolesław Lenczowski.
25 września 1939 r. trafiłem do niewoli więziennej w okolicznościach następujących:
9 września 1939 r. Biuro Cenzury nr 21 (powołany 25 sierpnia [1939 r.], miałem przydział do Biura Cenzury 21 Latki [?]) ewakuowało się do Łucka, skąd 17 września [1939 r.] wycofało się wraz z innymi oddziałami na Kraków – Radziechów – Chałujew [Chołojów], chcąc dostać się do Lwowa, który jeszcze się bronił. Wobec otoczenia Lwowa przez wojska niemieckie oraz przecięcia drogi do Rumunii i Węgier przez wojska sowieckie, Biuro Cenzury 21 ruszyło wzdłuż Bugu, przechodząc go w miejscowości Mosty Wielkie na stronę lubelską. Większość (prawie wszyscy z małymi wyjątkami) oficerów i szeregowych z Biuro Cenzury 21 pochodziła z Lubelszczyzny, więc kierownik biura chciał oddział doprowadzić jak najbliżej Lublina, gdzie miał zamiar go rozproszyć. Podczas odpoczynku w majątku Cześniki o 1,5 km od szosy Zamość – Hrubieszów zostaliśmy otoczeni przez kawalerię sowiecką, na szosie zaś zjawiła się kolumna czołgów. Jako najlepiej z oficerów znający język rosyjski prowadziłem, z polecenia kierownika biura, pierwsze rozmowy z dowódcami sowieckimi. Stanęło na tym, że oddział nasz (Biuro Cenzury) broń złożył (Biuro Cenzury uzbrojone było we francuskie karabiny Loebela, większość w stanie nie nadającym się do użytku). Najstarszy dowódca sowiecki mjr Kryłow zapewnił, że nie traktuje nas jako jeńców, złożenie broni uważać należy za zapobieżenie nieporozumieniom [nieczytelne], które by mogły być fatalne w skutkach dla oddziału. Mieliśmy otrzymać eskortę sowiecką do miejscowości Tyszowce, gdzie komendant miejscowy miał wydać każdemu przepustkę tam, dokąd kto udać się zechce. Biuro Cenzury 21 składało się z siedmiu oficerów i 63 szeregowych. Oficerowie: 1. kpt. Antoni Laskowski, kierownik Biura Cenzury 21, 2. por. Ignacy Liberowicz, 3. por. Jan Benth, 4. por. Bolesław Lenczowski, 5. por. Fedorko, 6. ppor. Pawiński, 7. ppor. Stefan Kłopotowski. Przy oddziale były rodziny (żony i dzieci) oficerów, w Łucku dołączył do nas pan generał brygady Bohaterewicz. Zamiast odstawienia do Tyszowiec, rozbrojony oddział odstawiono do szosy Zamość – Hrubieszów, gdzie osoby cywilne zostały oddzielone, wojskowych natomiast dołączono do większej grupy żołnierzy polskich różnych broni. Na drugi dzień odwieziono nas furmankami przez Hrubieszów do Włodzimierza. W Hrubieszowie ppor. Pawińskiemu wraz z kilku szeregowymi udało się uciec. We Włodzimierzu, dzięki przebraniu w cywilne ubranie, uciekł porucznik Fedorko. We Włodzimierzu pomieszczono nas w koszarach, gdzie na następny dzień usłyszeliśmy od pewnego sowieckiego pułkownika, że jesteśmy jeńcami wojennymi i będziemy wywiezieni do Rosji. Po drodze do Hrubieszowa i Włodzimierza widziałem, jak nasz konwój rabował przechodzących i przejeżdżających z odzieży, obuwia, zegarków i innych rzeczy. Obchodzenie się eskorty było barbarzyńskie. Z Włodzimierza wywieziono mnie z większym transportem polskich żołnierzy i policji do Szepietówki. Podróż trwała cztery doby, podczas niej nie dawano nam nic do jedzenia, a nawet warty sowieckie robiły trudności, gdy nasi polscy kolejarze podawali nam wodę przez okna. Jedzenie udało się zdobyć w Równem podczas postoju pociągu od polskiej ludności cywilnej. Po przyjeździe do Szepietówki (2 października [1939 r.]) nie dano nam żadnego posiłku w przeciągu pięciu dób. Na stacji Szepietówka zmarł z wycieńczenia lekarz wojskowy i inny starszy oficer, nazwiska nie pamiętam. W Szepietówce władze sowieckie w rozmaity sposób traktowały oficerów, wśród naszych szeregowych prowadziły agitację podjudzającą względem nas, oficerów. Jeńców początkowo podczas mego pobytu w Szepietówce było ok. 12 tys. Pewnego dnia wszystkim sztabowym oficerom na czele z pułkownikiem Schwarzenbergiem-Czernym, a także starszym lekarzem [?] kazano oczyścić z papierków i blaszanek podwórze koszarowe. Wyjątkowo należałem do tej grupy, gdyż uważano, że swój stopień oficerski ukrywam i jestem nie porucznikiem, a pułkownikiem. Po pięciodniowym poście karmiono nas w niewiarygodny sposób: gorące jedzenie raz na dwie, trzy doby, chleb niewypieczony. Trzy razy zdarzyło się, iż nie dostaliśmy wody dłużej niż przez dobę. Normalnie wodę przywożono raz na dobę. Sanitarne warunki były fatalne, ustępy tak zanieczyszczone, że do nich nie było przystępu. 12 listopada 1939 r. wywieziono mnie dużym transportem przez Starobielsk do Kozielska. Część transportowanych (sztabowi, kapitanowie i trochę młodszych oficerów) pozostawiono w Starobielsku, reszta zaś przybyła 17 listopada [1939 r.] do Kozielska. W Starobielsku pozostał kierownik Biuro Cenzury 21 kpt. Antoni Laskowski. Po drodze pożywienie dostawaliśmy regularniej, codziennie chleb, wodę, a czasami rybę soloną. Obchodzenie się warty było wybitnie brutalne, nie wypuszczano z wagonów nawet dla naturalnej potrzeby. W Kozielsku rozmieszczono część
W końcu lutego 1940 r. zaczęto wywozić naszych oficerów grupami po kilkudziesięciu i kilkuset w niewiadomych kierunkach. O losie wywiezionych nic mi nie jest wiadomo. Z ostatnią grupą 106 wywieziono mnie do Pawliszczew Boru (ΠавлищевБор, Юхновскийрайон, Смоленская областъ), gdzie po dołączeniu grupy oficerów i podchorążych ze Starobielska, a także grupy szeregowych policji i cywilnych osób z Ostaszkowa, wywieziono nas do Griazowca (Грязовец, Вологодскаяобластъ), gdzie przybyliśmy 12 czerwca 1940 r. W obozie griazowieckim warunki były nieco lepsze, pożywienie też lepsze, kuchnia pod własnym kierownictwem i własnymi kucharzami.
W lipcu 1941 r. przywieziono do Griazowca dużą grupę naszych oficerów i szeregowych, internowanych na Litwie, później w Kozielsku, po zajęciu Litwy przez wojska sowieckie. Byłem w obozie do końca sierpnia 1941 r., kiedy na mocy amnestii wyjechałem z dużą
grupą oficerów do Tatiszczewa ( | Татищево | , | Саратовская | областъ | ), do formującej się 5 |
Dywizji Piechoty. |
Podczas mego pobytu w obozach w Rosji badany byłem osiem razy.