Kanonier Zbigniew Pająk
29 czerwca 1940 r. wraz z matką i rodzeństwem zostałem wywieziony w głąb Rosji. Był to transport uciekinierów wojennych.
Po 14-dniowej jeździe pociągiem (w tym sześć dni zupełnie bez jedzenia) przyjechaliśmy do miasta Asino (środkowa Syberia), na północ od Tomska (ostatniej stacji kolejowej). Następnie statkiem zawieźli nas rzeką Czułym do miejscowości Teguldet (miasta powiatowego). Stąd piechotą zagnali nas do Czetr [?] (120 km na północ Mariinska). Były to baraki w samym środku tajgi. Tutaj już wraz z rodzeństwem pracowałem w lesie przy ścinaniu i noszeniu do rzeki drzewa. Robota była bardzo ciężka, w dodatku nie mieliśmy ubrania zimowego (nawet płaszczy), a zima tutaj trwała dziewięć miesięcy.
Zarabialiśmy bardzo mało z powodu słabej siły i bardzo wysokiej normy, tak że były takie dni, kiedyśmy pracowali o głodzie z powodu braku pieniędzy na kupienie swojej części chleba. Cmentarze w nadzwyczajnym tempie powiększały się o [groby] ludzi zupełnie osłabionych z głodu. Ja z osłabienia strasznie się pociłem, a na wiosnę dostałem kurzej ślepoty. Jedynym naszym ratunkiem były latem jagody.
Zachowanie się Sowietów w stosunku do Polaków przechodziło ludzkie granice.
We wrześniu, otrzymawszy zwolnienie, pojechaliśmy do Tomska. (Do stacji kolejowej szliśmy 120 km piechotą). Tu przetrzymałem zimę, pracując w stolarni, a następnie w lutym wyjechałem do wojska, jeżdżąc przez trzy tygodnie po południowej części Rosji. Cała moja rodzina została dotychczas w Rosji.