Tomasz Strzelecki, ur. w 1898 r., żonaty.
Do niewoli wzięty byłem w nocy z 18 na 19 września 1939 r. w Tłumaczu. Wzięto wtedy do niewoli ok. półtora tysiąca ludzi. Zaraz po zabraniu eskortowano nas przez cały dzień do Horodenki. Przez cały czas nie dawano żadnego pożywienia ani odpoczynku. Następnego dnia przeprowadzono u nas szczegółową rewizję osobistą. [Zabrano] rzeczy, które znaleziono u jeńców razem z pieniędzmi, więcej nam nie zwrócono. Drugiego dnia pożywienia nie dano, a żyliśmy tylko tym, co nam dała ludność cywilna.
Następnie eskortowano nas do Wołoczysk, gdzie przebywaliśmy przez dwa tygodnie. Spanie było w stajniach i na polu, wyżywienie: pół litra wodnistej zupy i sto gramów chleba dziennie. Z Wołoczysk przewieziono nas do Nowogrodu koleją. Kwatery były w barakach, lecz na gołej ziemi, wyżywienie marne. Jeńcy zbierali i jedli surowe liście kapusty i surowe buraki. Brud w barakach [był] nie do opisania. Każdy chodził zawszony.
22 października [1939 r.] przewieziono nas do Donbasu do kamieniołomów, gdzie przebywałem do maja 1940 r. W czasie mego tam pobytu przesłuchiwano nas.
W czasie głosowania męczono jeńców, by podpisywali się na numery głosowania. Kto nie chciał się podpisać, wyprowadzano go na śnieg i mróz i trzymano tak po dwie do trzech godzin. Prócz tego gnali do pracy do kamieniołomów [ludzi] bez odpowiedniego wyżywienia.
W maju 1940 r. przeprowadzono rewizję szczegółową, przy czym zabierano dokumenty i przedmioty kultu religijnego, które niszczono na miejscu, a po tym zapędzono nas do wagonów, które pozamykano i przewieziono transport do Uchty. W czasie podróży stałe rewizje i przeszkadzanie w spoczynku. Wyżywienie w czasie podróży: 200 g chleba i słona ryba.
Do Uchty przybyliśmy 16 czerwca [1940 r.] i tam zawieziono nas nad rzekę, gdzie zostaliśmy wyładowani na pustym polu. Mieszkaliśmy tak do czasu, gdyśmy sobie wybudowali baraki. Praca trwała po dziesięć, a czasem nawet 14 godzin [dziennie], bez dni wypoczynku. Kto nie mógł pracować, otrzymywał 300 g chleba i wodę. Normy były tak wysokie, że nikt z powodu wycieńczenia wyrobić ich nie mógł.
Jeńcy chorowali na różne choroby i umierali. Umarł Kraiński z Poznańskiego, Chrząszcz spod Warszawy i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam.
Opieka lekarska także była marna. Brakowało lekarstw. Były wypadki, że chorych gnano do pracy.
Z Uchty wyjechałem w sierpniu 1941 r. jako zwolniony. Już po zwolnieniu przeprowadzono u nas rewizję. Do Wojska Polskiego wstąpiłem w Jaźwikach [Talicy], skąd przewieziono nas do Tockoje.
W głosowaniu do ustawodawczych rad rosyjskich udziału nie brałem.