FELIKS SIELICKI

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Plut. Feliks Sielicki, ur. w 1903 r., rolnik, żonaty.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Zostałem aresztowany 3 października 1940 r. we własnym mieszkaniu, pod zarzutem organizowania partyzantki w tutejszym rejonie i należenia do organizacji polskich, jak do „Strzelca” czy do Obozu Zjednoczenia Narodowego, straży pożarnej i jako instruktor przysposobienia wojskowego. Po zrobieniu rewizji zabrali wszystkie regulaminy, książki polskie i radioodbiornik, odstawili do więzienia.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

W więzieniu siedziałem dziewięć miesięcy w Wilejce powiatowej i dwa i pół [miesiąca] w Rosji w Razani [Riazaniu].

4. Opis obozu, więzienia:

Budynek murowany, dwupiętrowy. Na zewnątrz długi 40, szeroki 15 m. Siedziało w nim do dwóch tysięcy, w celach ogólnych mieściło się od 70 do 120 osób, w pojedynkach od dziesięciu do 25. Pościeli żadnej nie było oprócz szarego ubrania, ciepłe – jak kożuchy itp. – odebrali. Spaliśmy na pryczach i pod pryczami, na waleta. Łaźnia była co miesiąc, można było wtedy wyparzyć bieliznę i umyć się ciepłą wodą. Strzyżenie głowy i brody odbywało się jedną maszynką dla całego więzienia. Był jeden sanitariusz, który służył za doktora w nagłych wypadkach.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

W celach znajdowały się różne narodowości i przestępcy, drobni złodzieje i bandyci, defraudanci, urzędnicy z różnych stanowisk, bogatsi chłopi, ziemianie obszarnicy, a większa część to partyzanci i jeńcy niemieccy, którzy uciekali z niemieckiej z niewoli na teren okupowany przez Rosjan. Wzajemne stosunki były dobre, oprócz komunistów, którzy ciągle dokuczali różnymi sposobami.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Po pobudce o godz. 6.00 według czasu moskiewskiego siedzieliśmy na swoim miejscu przeznaczonym – pół metra kwadratowego – i czekaliśmy na gorącą wodę i 600 g półsurowego chleba. Po jedzeniu czekaliśmy na obiad, który składał się z żyta, owsa i siemienia lnianego, przyprawiony drobniutką rybą – był to rosół – no i dalej czekaliśmy na kolację, opowiadając wzajem, jak kto żył w domu. Albo profesorowie opowiadali różne swoje wiedzi [?]. Ubrania żadnego nie dawali, książek żadnych nie było. Życie koleżeńskie bardzo dobre.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Sposoby badania były takie: przeważnie w nocy i trzymali do 18 godzin w dole. Pierwsze, to jest bicie gumami. Wywozili w nocy do lasu na rozstrzał, wrzucali do karceru w zimową porę tylko w bieliźnie, wkładali drzazgi w palce i cisnęli, wieszali za głowę i w ogóle najstraszniejsze tortury.

Propagandy żadnej nie było, tylko mówili, że Polski nigdy już nie będzie i, że ile jest Polaków, to w więzieniu podochniecie. Informacji żadnych.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Pomoc lekarska w więzieniach była taka: doktor to ten, który w ogóle nie uczył się za lekarza, nawet nie miał wykształcenia średniego i był wybrany na to stanowisko. Śmiertelności było dużo. Z jednej celi, których znam: Borowski, Duchnowski, Dziekoński, Junowicz, na 75 ludzi w ciągu czterech miesięcy.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?:

Po skończonym śledztwie i sądzie dawali widzenie do trzech minut.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?:

Zostałem zwolniony z Riazania 13 września 1941 r. Zawołali z celi, zapytali dokąd chcę, czy do armii, czy na robotę – wytłumaczyli, że jest zrobiona umowa z polskim rządem i że formuje się polska armia. Zapisałem się do armii, dostałem 58 rubli na bilet, dwa kilo chleba i jechałem towarowymi pociągami do Buzułuku cztery dni.

Dołączam opis etapu z ziemi polskiej.

Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej 24 czerwca 1941 r. wypędzili wszystkich z więzienia na ulicę z wszystkimi rzeczami, uprzednio rozdzielając na dwie grupy, politycznych i ugatowników, i ruszyli w stronę Ilii. Po przejściu granicy polsko-sowieckiej na odcinku Zaciemienia [?], skierowali na wschód w kierunku Pleszczenic. Co do wyżywienia, to nie dali nic, nawet wody i kto z nas rzucił się do rzeki czy jakiego bądź rynsztoku, to w nim się został, bo natychmiast został zastrzelony. Ponieważ maszerowaliśmy pięć dni do miasteczka [?] Borysów, a nic nie jedliśmy, tylko w nocy litr wody dostaliśmy, więc ludzie starsi, i którzy siedzieli po dwa lata bez spaceru – ci wszyscy padali na drodze z wycieńczenia. Więc z tyłu szło kilku enkawudzistów i dobijali z pistoletów albo kłuli bagnetami, a że dużo ludzi wiedziało, że tej podróży nie wytrzymają, to rzucali się uciekać – też zostali zabici. Dość tego, że po przeprowadzeniu nas do Borysowa po obliczeniu [okazało się, że] z półtora tysiąca zostało nas 800. Załadowali nas do pociągu, po 120 ludzi w 50-tonówki, zamknęli wszystkie okna i dawali na wagon wiadro wody i cztery kilogramy chleba na dobę, nie wypuszczali [nas] w ogóle i jechaliśmy pięć dni do Riazania. Tutaj dużo jeszcze umarło z braku powietrza, blisko było wszystkim do tego, ale że pan Bóg dał deszcz, my nabrali wody, co ciekła z dachu wagonu w czasie jazdy.

Po przewiezieniu nas do Riazania do więzienia, to widzieliśmy, że nas dużo nie ma z mojej celi, których pamiętam nazwiska. Zabili w drodze: Łapsa, Rota (inżynier z okolic Brześcia), Olszewskiego, Junowicza, Jaroszewicza, Siatkiewicza, Bartoszewicza, Jaworskiego, Kuczewskiego, Boczarskiego, Kardzisa, Piotrowskiego i wielu innych, których nie pamiętam.