1. Dane osobiste:
Kpr. Wacław Ruchała, rocznik 1888, buchalter – rewizor ksiąg Izby Skarbowej w Grudziądzu, żonaty (żona Jadwiga mieszka w Warszawie).
2. Data i okoliczności zaaresztowania:
Aresztowany zostałem 1 lipca 1940 r. we Włodzimierzu Wołyńskim pod pozorem wydalenia ze strefy przygranicznej (granica rzeka Bug), a następnie jako urzędnik polski, niewygodny dla władz bolszewickich, skazany zostałem zaocznie przez wołyńskie obł[astnoje] NKWD na trzy lata więzienia. Podano w motywach wyroku, że jestem socialno opasnyj element.
Było to w okresie masowych aresztowań i wywożenia Polaków z Kresów Wschodnich.
3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:
Początkowym więzieniem był młyn we Włodzimierzu, gdzie nas zgrupowano ok. 500 osób. Tam przebywałem przez miesiąc, do czasu ukończenia śledztwa i wywiezienia do Rosji. Następnie, po załadowaniu w wagony towarowe, przewieziony zostałem na przymusowe roboty do północnego obozu budowy kolei NKWD (siewiernyj żeleznodorożnyj łagier NKWD) 600 km za Kotłasem, miejscowości Ust-Uchta.
4. Opis obozu, więzienia:
Miejscem przymusowych robót był bezkresny las i tundra północna i – jak świadczą napisy na drzewach – pierwsza ekspedycja sowiecka przeszła tamtędy w 1938 r. Przywieziono nas samochodami i wysadzono w tym lesie. Początkowym schronieniem od deszczu i niezliczonej ilości komarów były pobudowane przez nas naprędce szałasy z żerdzi, a następnie baraki z drzewa, w połowie w ziemi i ziemią obsypane, a to dla ciepła, okolone drutem kolczastym z przepisowymi bocianami po rogach i strażą.
Warunki budowania w zimie [były] bardzo trudne wobec mrozów do 60 stopni, toteż 30 proc. ludzi poodmrażało sobie nogi, ręce i twarze.
5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:
Kolonia, na której przebywałem, była tzw. polska, składała się z 300 ludzi, w tym Polaków chrześcijan [w] 25 proc. , Żydów [w] 65 proc. i [w] dziesięciu procentach [z] Rosjan. Ci ostatni [skazani byli] za przestępstwa natury kryminalnej i politycznej. Pośród skazanych politycznie spotykałem ludzi bardzo życzliwie do nas ustosunkowanych, którzy nam współczuli.
Stosunek Żydów do Polaków poprawny, chociażby z tego powodu, że stali się towarzyszami wspólnej niedoli. Ci Żydzi, którzy nawet komunizowali w Polsce, zostali w Sowietach uleczeni z tych naleciałości, przekonawszy się naocznie, jak wygląda raj bolszewicki i wszyscy marzyli o powrocie do Polski.
Enkawudziści na swych prelekcjach wmawiali nam, że już nigdy do Polski nie wrócimy i po odbyciu terminu przymusowych robót zostaniemy u nich. Zdanie to zmienili z chwilą zawarcia układu polsko-rosyjskiego w 1941 r.
6. Życie w obozie, więzieniu:
Dzień pracy zaczynał się pobudką o godzinie 4.00, po czym śniadanie (pół litra kaszy na rzadko, czasami okraszonej olejem roślinnym) i o 7.00 wymarsz pod strażą do roboty. W godzinnej przerwie o 12.00 obiad (to samo, co na śniadanie) i następnie o 19.00 powrót z robót i kolacja.
To się powtarzało co dzień, bez uwzględnienia wypoczynku. Dla łagierników nie był zachowywany tzw. wychodny dzień, czyli wypoczynek, wolne od robót.
Normy. Na normach, można powiedzieć, oparte jest całe życie Rosji Sowieckiej. Według norm odbywa się praca ludzka, wynagrodzenie, wyżywienie.
Wynagrodzenie za pracę otrzymywali na kolonii tylko ci nieliczni, których wydajność wynosiła sto procent dla każdego rodzaju pracy. Wyrabiający niżej stu procent wynagrodzenia nie mieli żadnego.
W zależności od procentu wykonania danej pracy odbywało się wyżywienie. Zasadniczo dzieliło się na trzy kotły. Jadający z pierwszego kotła otrzymywali litr zupy dziennie i 300 g chleba; drugi kocioł – dwa razy dziennie kasza na gęsto (przeważnie bez tłuszczu) i trzy razy zupa po pół litra, chleba 400–600 g; trzeci kocioł – to samo co drugi, tylko nieco więcej, z dodaniem pierożka z ciasta i chleba 800 g.
Większość, w tym i ja, spożywaliśmy potrawy z drugiego kotła. Wyżywienie to nie było dostateczne dla ludzi ciężko pracujących przy robotach ziemnych (wożenie ziemi taczkami). Witamin zupełnie byliśmy pozbawieni, toteż duży odsetek ludzi (ok. 25 proc.) zmarł z wycieńczenia i szkorbutu.
Ubranie nosiłem swoje własne. Większość łagierników również miała własne ubrania z Polski, które następnie wyprzedane były na kupno chleba, by ratować się od głodu. Po roku wszyscy prawie mieliśmy ubrania sowieckie. Były to watowane spodnie i kurtki w stanie godnym politowania – same strzępy i łachmany, niewiele ochraniające od mrozu. Obuwie składało się z łapci gumowych zwanych ciunami, zrobione z opon gumowych od samochodu. Życie koleżeńskie istniało tylko w ścisłym gronie, a to w obawie przed zasypaniem. Jeżeli któryś z Polaków był na kierowniczym stanowisku, chociażby dziesiętnika, jak to Maksymilian Zapolski (obecnie plutonowy w armii polskiej) czy Stanisław Lesiak (plutonowy w Szkole Junaków), to owszem, nie szkodował norm i dopisywał robotę, przez co władza chełpiła się osiągniętymi normami, a ludzie lepiej się odżywiali. Mnie samego za takie dopisywanie dwa razy degradowano z dziesiętnika na robotnika.
Życie kulturalne nie istniało i o tym nie mam co pisać. Jedno jest pewne, że zachowaliśmy ducha polskiego z myślą o Ojczyźnie, że izolacja nasza jest chwilowa i że Polska powstanie i my do niej wrócimy.
Mieliśmy na kolonii 25 samotnych Polek. O nich powiem krótko, że nie zachowały się z godnością polskiej niewiasty.
7. Stosunek władz NKWD do Polaków:
Stosunek władz NKWD do Polaków był wrogi. Traktowano nas i pilnowano jak wielkich przestępców, a myśmy nikomu nic złego nie zrobili. Co do mej osoby, sposób badania odbył się łagodnie, tortur nie było, lecz słyszałem niejednokrotnie opowiadania krew w żyłach mrożące o systemie badania i tortur stosowanych przez bolszewików. O tym na pewno napiszą ci, którzy to przechodzili. Kary stosowane były za uchylanie się od robót, względnie niewykonanie normy na robotach, przez zamknięcie na noc do nieogrzanego baraku, co również przechodziłem.
Propaganda komunistyczna odbywała się na pogadankach i w kinach objazdowych, przeważnie po powrocie z pracy, na które mało kto uczęszczał, tłumacząc się zmęczeniem i pragnieniem wypoczynku. Przymusu nie było.
Na kino sowieckie mówiliśmy, że myśmy widzieli lepsze obrazy od ich i nie mogą nam niczym zaimponować. Cała ta propaganda przystawała do ludzi jak groch do ściany.
Informacji nie tylko o Polsce, ale i o Rosji nie mieliśmy żadnej. Niekiedy kupowaliśmy skrycie „Prawdę” sowiecką, płacąc po 50 [sic!] rubli za egzemplarz, byle coś wyczytać między wierszami, co dzieje się w świecie.
8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:
Pomoc lekarska w kolonii była prymitywna. Funkcję miejscowego lekarza pełnił jakiś inteligentniejszy łagiernik, zupełnie nie mający nic wspólnego z medycyną, lecz przebywający parę lat w łagrach. Toteż śmiertelność dochodziła do 25 proc.
Mieliśmy większy szpital w 7. oddziale, na czele którego stał znany chirurg z Gdyni, lekarz Maciejewski (imienia zapomniałem). O tym lekarzu mogę powiedzieć, że spisał się dobrze, otaczał wyjątkową opieką Polaków i niejednego wyrwał z rąk śmierci, nakarmił i zagrzewał do dalszego wytrwania. Lekarz ten dla sprawy polskiej na obczyźnie zasłużył się dobrze.
Spośród zmarłych mogę wymienić inż. chemik Jana Adamskiego, pracował w cukrowni, miejsca jego pochodzenia nie znam.
9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?
Łączności z krajem i rodziną nie miałem żadnej od chwili aresztowania.
10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?
Zwolniony zostałem z łagru 12 września 1941 r. na skutek amnestii będącej następstwem umowy polsko-sowieckiej z 1941 r. Przebyłem w łagrach razem 14 miesięcy. Po uzyskaniu wolności wyjechałem do Astrachania, skąd po dwóch miesiącach pobytu w kołchozie w lutym 1942 r., zabrawszy kilka kilogramów chleba na podróż, udałem się na poszukiwanie armii polskiej. I tak, bez grosza gotówki, jadąc częstokroć na schodach, brekach wagonowych, dotarłem do Buzułuku, a stamtąd do Ługowoje, gdzie 7 marca 1942 r. przyjęty byłem do Wojska Polskiego, z którym przybyłem do Iranu, Palestyny i obecnie Iraku.
Miejsce postoju, 3 stycznia 1943 r.