Aresztowali mnie 10 października 1940 r. w Nowym Samborze. Siedziałem w więzieniu od 11 października do 25 listopada. Tego dnia zabrali nas na stację i załadowali do wagonów. Przyjechaliśmy do Charkowa, gdzie nas wypędzili do łaźni. Tam nam pokradli bieliznę, rękawiczki, skarpetki. Potem zawieźli nas na Ural, trzymali nas tam trzy tygodnie i gonili do roboty na zwałkę lasu. Mróz był 45 do 50 stopni. Po trzech tygodniach wywieźli nas do swierdłowskiej obłasti k. Turyńska [Turinsk], tam my chodzili na postrojkę baraków, potem na kamieniołomy. Chodziliśmy 12 km w jedną stronę, a jak który zasłabł, to go bili, ręce wykręcali do tyłu. Jednego razu poszedłem z drugimi po deski do tartaku. [Kiedy] wybierałem deskę, żeby była sucha, to stryłek mnie uderzył kolbą, żem od razu upadł jak długi [i] jeszcze mnie kopnął butem. Obchodzili się z nami jak ze zwierzętami.