Dnia 26 listopada 1947 r. w Radomiu Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Radomiu w osobie członka Komisji adwokata Zygmunta [nieczytelne] przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, świadek zeznał co następuje:
Imię i nazwisko | Emilia Pajewska |
Wiek | 40 lat |
Imiona rodziców | Leon Umiłowski i Katarzyna z Szajewskich |
Miejsce zamieszkania | Radom, ul. Traugutta 50 m. 14 |
Zajęcie | współdzierżawczyni bufetu na stacji kolejowej |
Karalność | niekarana |
Stosunek do stron | obca |
Mieszkałam w Garbatce od grudnia 1933 r. do października 1945 r. Pamiętam, jak 12 lipca 1942 r., w niedzielę, cała Garbatka została otoczona przez żołnierzy, pomiędzy którymi kręcili się żandarmi i gestapo. Uciec na zewnątrz nie można było, gdyż strzelano do uciekających, były wypadki śmiertelne. Wtedy to aresztowano mego męża, po którego o świcie przyszło dwóch [Niemców] – jeden z gestapo, drugi żandarm. Męża dnia tego zabrano i wyprowadzono, jak się potem dowiedziałam, do tartaku. Według mnie wzięto wtedy kilkaset osób i to wszystko z Garbatki, ale i z okolic, jak z Molend, Gródka, Policznej.
W tartaku – a raczej przed zaprowadzeniem do tartaku – aresztowani wchodzili do budynku szkolnego, skąd wychodzili już grupami, z numerami narysowanymi kredą na plecach (od jednego do czterech). Partiami zostali wprowadzeni na teren tartaku. Tam część osób zwolniono, jakieś kilkadziesiąt osób, w tym panie Lewandowicz, Basajową i inne, które obecnie mieszkają w Garbatce. Po zwolnieniu tej części aresztowanych drugą grupę w liczbie trzydziestu kilku osób zaprowadzono do szkoły. Z tych, którzy z budynku szkolnego zostali zwolnieni, pamiętam nazwiska: Małolepszego, Matwiejczuka, Skrzyńskiego i innych – zwolniono wtedy zaledwie kilka osób. Resztę z tej grupy po dwutygodniowych przesłuchaniach, które odbywały się w ściśle obstawionej przez żandarmerię szkole, wywieziono samochodem do Radomia, przynajmniej w tym kierunku odjechał samochód.
Resztę tych, których nie zwolniono z tartaku, załadowano na przygotowany uprzednio pociąg, składający się z kilku wagonów towarowych i jednego osobowego za maszyną. Pociąg ten 12 lipca 1942 r. przed wieczorem odjechał w kierunku Radomia. Znajdował się w nim także mój mąż.
Ponieważ mieszkałam naprzeciw szkoły, przez całe dwa tygodnie obserwowałam, co się tam działo. Otóż widziałam, jak przeprowadzali [aresztowanych] na badania z jednego budynku szkolnego do drugiego. Ludzie wtedy szli normalnie, natomiast po przesłuchaniach wracali zmaltretowani, pobici – chwiali się na nogach i wyglądali jak ciężko chorzy. Widziałam tak pobitych Matwiejczuka, Krawczyka, Paliszewskiego, ks. Wojtaśkiewicza i wielu, wielu innych, których nazwisk sobie nie przypominam. Jeden z aresztowanych, obecnie już nieżyjący, opowiadał mi, że po badaniach panny Hanny Lewandowicz przyniesiono [ją] nieprzytomną do szkoły i po paru dniach z powrotem brano ją na przesłuchania. [Przez] całe te dwa tygodnie, tak w dzień, jak i w nocy, słyszałam nieludzkie jęki i krzyki dochodzące z budynku szkolnego, w którym odbywały się badania.
Widziałam również, jak pewnego dnia gestapowcy załadowali na chłopskie fury dwóch aresztowanych mężczyzn – wzięli przy tym łopaty i pojechali w las. Widziałem, jak te same fury z tymi samymi ludźmi wróciły z powrotem do szkoły. Tegoż 12 lipca 1942 r. wystrzelano masę Żydów, którzy mieszkali w Garbatce. Żydówki, które były umieszczone w szkole, zostały tam zastrzelone.
Poza tą większą akcją w Garbatce tego rodzaju aresztowań nie było, natomiast były masowe łapanki mężczyzn na roboty. Też przyprowadzano mężczyzn dużymi grupami do tartaku i stamtąd dokądś wywożono.
Zaznaczam, że w czasie aresztowań w 1942 r. wzięty został element bardzo różnorodny – w większości jednakowoż wybrano inteligencję.
Tak zeznałam. Odczytano.