Dnia 20 listopada 1947 r. sędzia K. Kocmulski [?] przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Józef Socha |
Wiek | 19 lat |
Imiona rodziców | Franciszek i Marianna |
Miejsce zamieszkania | wieś Luta, gm. Duraczów |
Zajęcie | robotnik |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Karalność | niekarany |
W kwietniu 1943 r. | , w pochmurną niedzielę wieś Luta została wcześnie rano okrążona przez |
żandarmów. Jeszcze było ciemno, kiedy uprzedzony o przybyciu Niemców chciałem uciekać, lecz wpadłem w ręce żandarmów. Pytali mnie o nazwisko i kazali iść przed sobą w kierunku wsi. Rzuciłem się do ucieczki i chociaż strzelali, zdołałem umknąć.
Nie było mnie we wsi w czasie mordowania i bezpośrednio naocznym świadkiem nie byłem. Widziałem jednak pewne momenty zbrodni. Kiedy po niedługim czasie po mojej ucieczce zauważyłem, że żandarmi się oddalili, pobiegłem do domu. Wszędzie było pusto, tylko w kałużach krwi leżeli pomordowani przez Niemców: matka Marianna Socha, brat Władysław Socha, trzyletnie dziecko, Anastazja Socha – moja siedmioletnia siostra i Marianna Socha – jedenastoletnia siostra. Moja matka była nieżywa, lecz rodzeństwo jeszcze żyło. Chciałem przyjść im z pomocą, lecz do wsi znów zbliżał się samochód z żandarmerią, wobec czego uciekłem do lasu. Zwłoki mojej matki i rodzeństwa pozostawione zostały przez oprawców w komórce i kilka dni później moja ciotka pochowała je na cmentarzu w Krasnej.
Nazwisk oprawców nie znam, lecz wiem, że w egzekucji brali udział żandarmi z Łopuszna oraz volksdeutsche z Tomaszowa. Byli oni w mundurach bądź w ubraniach cywilnych. Wszyscy mówili po polsku.
Odczytano.