Kapral Bolesław Stakun, ur. w 1914 r., posterunkowy Policji Państwowej, wolny.
12 października 1939 r., po ucieczce z niewoli rosyjskiej ze Stanisławowa, wróciłem do rodziny na Wileńszczyznę. Od pierwszego dnia byłem prześladowany przez Rosjan i musiałem się ukrywać przed aresztowaniem. 13 kwietnia 1940 r. o godz. 1.00, w czasie ulewnego deszczu ze śniegiem, mieszkanie rodziców, gdzie w tym czasie chwilowo przebywałem, zostało otoczone przez NKWD i mnie aresztowano. Rodzinę zaś, składającą się z pięciu osób, a mianowicie: ojciec 65 lat, matka 60 lat, brat z żoną oraz pięcioletnią córka brata, wysłano w głąb Rosji w warunkach najbardziej krytycznych.
Zostałem osadzony w więzieniu Oszmianie (byłe polskie więzienie).
Warunki więzienne: gdzie za polskich czasów w celi siedziało maksimum 26 osób, to obecnie, gdzie mnie wtrącono, było 112. Nie było mowy o zachowaniu higieny. Wszy łaziły tak, że nie sposób było obronić się. Z braku powietrza oraz z ciasnoty mdleli ludzie młodzi i zdrowi. Słabych, którzy zupełnie byli na wykończeniu, zabierano z celi. O nich później nic nie było wiadomo. Jeden wypadek był w celi – nazwisko Kowalewicz, ok. 50 lat – po powrocie z izolatora na pryczy zakończył życie.
Opieka lekarska była, ale pozorna.
Wyżywienie takie, że człowiek zdrowy ledwie mógł utrzymać się przy życiu.
Koleżeństwo między prawdziwymi Polakami było nadzwyczajne, duchowo czuli się wszyscy, z małymi wyjątkami, mocno, tylko moralnie zbież [?].
Sposób badania przez NKWD był różny. Pierwszy, najłagodniejszy: wmawianie swego porządku i sprawiedliwości, obiecywanie swobody itp. Następnie przemawianie do sumienia, żeby się przyznał do winy, np. do jakiej organizacji polskiej należał, jak współpracował z rządem, kto więcej tam należał, podać nazwiska, za co obiecywano, że będzie zwolniony z więzienia. Następny sposób to była groźba rozstrzelania, zamorzenia głodem itd. Mnie np. wywieziono wieczorem do lasu, dano łopatę i kazano kopać grób, z tym, że będę za chwilę rozstrzelany. W ostatniej chwili mówiono, że jeżeli wydam wszystkich patriotów polskich, którzy współpracowali w jakiej bądź dziedzinie z rządem oraz konfidentów wszystkich, następnie kto i gdzie do jakiej organizacji należał, o zachowaniu się naszych władz do ludności biednej, to nie będę rozstrzelany, a od razu pójdę na wolność. Gdy odpowiedziałem: „Możecie rozstrzelać!” – zostałem bezczelnie popchnięty w pierś i usłyszałem tylko: „Polski zaszczytnik panow i patriot polski”. Wepchnięto mnie z powrotem do samochodu i odwieziono do gmachu, gdzie urzędowało NKWD. Trzymano tam przez trzy dni w podwalu, całymi nocami ściągając na badanie. Był tu jeszcze inny sposób badania polegający na wycieńczeniu człowieka. Trzymano na stojąco całą noc, a gdy zemdlał i upadł, oblewano zimną wodą. NKWD-ziści zmieniali się co kilka godzin. I tu, gdy nic korzystnego nie dało się wyciągnąć, grożono rozstrzelaniem i różnymi torturami. W ciągu tych wszystkich badań wymyślano w bezczelny sposób na polski rząd oraz wszystkich patriotów. Wmawiano, iż Polski nigdy nie zobaczę, bo jej nie będzie, i jedno, że Rosjanie muszą zabrać cały świat i na całym świecie zapanuje komunizm. Nie sposób dosłownie wszystko opisać, tylko jedno powiem, że prawdziwych Polaków uważano za coś najgorszego, niegodnych życia i samodzielnego istnienia. Gdy nie mieli podstawy sądzić oficjalnie, po dziewięciomiesięcznym cierpieniu w więzieniu w jednakowych [opisanych] warunkach, wyczytano zaoczny wyrok [nieczytelne] lat przymusowych robót, za to, że służył rządowi polskiemu. 21 stycznia 1941 r. wywieziono [mnie] na daleką Północ, do Uchty, czyli Czibiu (Komi ASSR).
Wracając do poprzedniego: z więzienia najmniejszej łączności ani widzenia ze znajomymi nie było. Jedzenie, które przysyłali znajomi i krewni, ani razu nie było doręczone. W obozie na dalekiej Północy, gdzie trafiłem, było [wiele] różnych narodowości i bardzo mało Polaków, którzy żyli ze sobą nadzwyczaj koleżeńsko. Do pracy zmuszano, a kto nie chciał pracować, wrzucano do izolatora i morzono głodem. Normy były, czy to na robotach karnych, czy w kopalniach, czy na ziemnych, tak duże, że trudno było wyrobić. Wynagrodzenie takie, ile kto wyrobił ponad sto procent, więcej otrzymywał pieniędzy i możność kupienia sobie w ich sklepach coś do jedzenia po cenach niższych. Przeciętne wynagrodzenie miesięczne około 20–40 rubli. Wyżywienie było nieco lepsze jak w więzieniu i poprawiły się warunki higieny.
Po odczytaniu amnestii 31 sierpnia 1941 r. wydano tymczasowe dokumenty, z zaznaczeniem, iż nie wolno wyjeżdżać z tej obłasti, ale było to tak chytrze urządzone, że wyglądało, że sam się zgadzasz na zostanie w danej miejscowości. Słyszałem, że tworzy się armia polska gdzieś w Buzułuku, ale by dostać się tam, były ogromne przeszkody ze strony władz rosyjskich. W październiku tegoż roku dotarłem do Kirowa różnymi środkami, a ostatnie 260 km pieszo. Zameldowałem się w polskiej placówce wojskowej. 11 grudnia 1941 r. dotarłem do Buzułuku i zostałem ponownie żołnierzem polskim. Nie sposób o wszystkim dokładnie pisać, co się przeżyło i widziało, opisałem w jak najkrótszym streszczeniu.