21 września 1946 r. w Warszawie sędzia śledczy do spraw wyjątkowego znaczenia Józef Skorzyński, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego, który zeznał:
Nazywam się Edmund Biejat, lat 54, rzymski katolik, mieszkam w Warszawie przy ul. Poznańskiej 16.
Od października 1939 do 1 sierpnia 1944 roku byłem dyrektorem Biura Dyscyplinarnego Polskiego Zarządu Miejskiego m. Warszawy. Kompetencji Biura Dyscyplinarnego i funkcjonującej przy nim Komisji Dyscyplinarnej podlegali wszyscy pracownicy miejscy, zarówno wydziałów administracyjnych, jak i przedsiębiorstw miejskich.
Mniej więcej koło połowy roku 1940, gdy z ramienia niemieckich władz okupacyjnych nadzór nad polskim zarządem miasta sprawował w charakterze zastępcy starosty miejskiego m. Warszawy tzw. pełnomocnik szefa okręgu dla miasta Warszawy Leist, spod kompetencji Biura Dyscyplinarnego wyeliminowano sprawy pracowników wszystkich przedsiębiorstw miejskich. Stan taki trwał do końca listopada 1941, kiedy – nie wiadomo z jakich powodów – przekazano je z powrotem do Biura Dyscyplinarnego. Jednocześnie z tym skierowano około 30 spraw o nadużycia rzekomo popełnione przez konduktorów tramwajów miejskich przy sprzedaży biletów. Zarzuty były oparte na doniesieniach anonimowych kontrolerów obserwatorów. Kiedy na żądanie Biura Dyscyplinarnego kontrolerzy ci zmuszeni byli, po pewnych targach, do ujawnienia się i złożenia zeznań, a – po sprawdzeniu ich oświadczeń – okazało się, że jednak nie podali oni swych prawdziwych personaliów oraz adresów, zakwestionowaliśmy wartość dowodową ich zeznań, wobec czego większość spraw umorzono, w niektórych zaś przypadkach wymierzono drobne kary upomnienia lub nagany za niezbyt staranne wykonywanie obowiązków służbowych. Zaraz potem wyszło zarządzenie Leista o ponownym wyłączeniu spraw dyscyplinarnych pracowników przedsiębiorstw miejskich z kompetencji polskiego zarządu miejskiego i zażądano przedstawienia imiennego wykazu wszystkich pracowników Biura Dyscyplinarnego.
Po przesłaniu przez Biuro Personalne żądanego wykazu, w nocy z 28 lutego na 1 marca 1942 zaaresztowano: mnie, mego zastępcę adw. Michała Skoczyńskiego i rzecznika dyscyplinarnego adw. Wacława Szyszkowskiego. Rzecznicy: Olgierd Missuna i Lucjusz Domański uniknęli aresztowania dzięki temu, że w domu ich nie zastano. Prawdopodobnie przez niedopatrzenie lub omyłkę nie został jednocześnie aresztowany rzecznik Jerzy Bielski, którego dopiero po trzech miesiącach aresztowano i wysłano do Treblinki, chociaż pełnił on przez ten czas funkcję dyrektora Biura Dyscyplinarnego. Aresztowanie nas motywowano działaniem biura na szkodę interesu niemieckiego, sabotażem oraz nakłanianiem świadków do fałszywych zeznań.
Los aresztowanych był różny. Najłatwiej uwolniono adw. Skoczyńskiego, ponieważ w czasie krytycznym korzystał on z rocznego urlopu bezpłatnego. Ja uniknąłem Treblinki dzięki temu, że dostałem się z aresztu do szpitala, gdzie poddałem się operacji wycięcia wyrostka robaczkowego. W międzyczasie zaś sprawę w stosunku do mnie zatuszowano za pośrednictwem adwokata niemieckiego. Adw. Szyszkowski, którego wysłano do Treblinki, wydostał się stamtąd dopiero po kilku tygodniach dzięki usilnym staraniom rodziny i przyjaciół. Missuna ukrywał się do końca okupacji, a Domańskiego, zatrzymanego przypadkowo w mieszkaniu kolegi, wysłano do Oświęcimia, skąd wrócił po okupacji. Nadmieniam, że nadzór nad przedsiębiorstwami miejskimi sprawował Niemiec Dürrfeld podległy Leistowi, znany z wyjątkowej nienawiści do Polaków.
Trudno odpowiedzieć mi na pytanie, jaką właściwie rolę odegrał Leist w sprawie aresztowania składu osobowego Biura Dyscyplinarnego. To tylko wiem, że Leist wiedział o tym aresztowaniu i najwidoczniej je aprobował.
Protokół przeczytałem.