ZENON PIASECKI

Warszawa, dnia 29 kwietnia 1948 r., członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, sędzia grodzki Halina Wereńko, działając na mocy Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. o Głównej [Komisji] i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (DzU RP nr 51, poz. 293), przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie i o treści art. 107 i 115 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Zenon Klemens Piasecki
Imiona rodziców Antoni i Janina z Jędrzejewskich
Data urodzenia 14 marca 1928 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnia szkoła handlowa
Zawód szofer, właściciel taksówki
Miejsce zamieszkania Warszawa, pl. Grzybowski 6 m. 2
Przynależność państwowa i narodowa polska

Wybuch Powstania Warszawskiego 1944 r. zastał mnie na bazarze Janasza przy ul. Rynkowej 11 w Warszawie. W pierwszych dniach Powstania teren Hal Mirowskich znajdował się w rękach powstańców. 7 sierpnia 1944 r. wycofali się oni w stronę ul. Senatorskiej, a ok. godz. 12.00 od strony ul. Wolskiej przybyły oddziały niemieckie, przy czym najpierw szli „Ukraińcy”. 8 sierpnia 1944 r. o godz. 5.00 rano do piwnicy bazaru Janasza, gdzie przebywałem w grupie ludności cywilnej, wpadł oddział żandarmerii niemieckiej – żandarmów rozpoznałem po mundurach. Kazano wszystkim wyjść przed bazar z rękami podniesionymi do góry. Posiadane walizeczki i bagaże kazano położyć na ziemię. Stojący żandarmi ściągali zegarki i biżuterię Po rozdzieleniu grupy kobiet i dzieci od mężczyzn, kobiety i dzieci odprowadzono do kościoła św. Karola Boromeusza, skąd skierowano je przez kościół św. Wojciecha do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Mnie w grupie ok. stu mężczyzn zaprowadzono na plac między Halami Mirowskimi. Zobaczyłem, że pod ścianą lodowni znajdującej się między halami od strony ul. Mirowskiej leżą na stosie zwłoki. Było ich dużo, wydaje mi się, że ponad sto. Ponieważ leżały zwalone jedne na drugich, nie mogłem rozróżnić płci. Słyszałem od Zbigniewa Czerwińskiego (adresu nie znam), że były to zwłoki ludności cywilnej z domu przy ul. Mirowskiej 5. Zbigniew Czerwiński egzekucji tej nie widział.

Kazano nam zdjąć marynarki, a następnie oczyścić jezdnię ze szczątków spalonego tramwaju. Widziałem wtedy, że przyprowadzono grupę ludności cywilnej z ul. Senatorskiej (rozpoznałem jedną ze znajomych kobiet z Galerii Luxenburga). Grupa ta klęczała na ul. Mirowskiej przy głośniku. Po usunięciu tramwaju przepędzono nas na [nowy] odcinek Marszałkowskiej między ul. Królewską a Senatorską. Widziałem wtedy, jak oddział żandarmerii strzelał w kierunku ul. Senatorskiej. W Ogrodzie Saskim, [ani] z brzegu, ani na jezdni w moim polu widzenia zwłok nie zauważyłem.

Po godzinie cofnięto nas na plac pomiędzy Halami Mirowskimi. Spod lodowni zabraliśmy zwłoki i wnieśliśmy je do hali położonej bliżej ul. Solnej, [a tam] do leja po bombie na środku hali. Znosiłem zwłoki przeważnie mężczyzn, ale było też kilka zwłok kobiet. W leju po bombie leżały już ciała – w większości mężczyzn, widziałem też ciała kilku kobiet. W hali leżały poza tym porozrzucane pojedyncze zwłoki mężczyzn.

Po zniesieniu zwłok spod lodowni ok. godz. 16.00 połączono nas z grupą ludności cywilnej, przybyłej od strony Ogrodu Saskiego i przeprowadzono do remizy Straży Ogniowej przy ul. Chłodnej 1/3. Doprowadzono tu jeszcze dwie grupy ludności cywilnej. Gdy w remizie już nie było miejsca, żandarmeria odprowadziła nas ok. godz. 16.00 na podwórze przed kościołem św. Wojciecha. Grupę naszą przejęli tu SD-mani (formację rozpoznałem po mundurach). Wybrali oni z grupy na oko 50 mężczyzn, mnie w tej liczbie, i zaprowadzili nas do domu przy ul. Sokołowskiej, na wprost plebanii. Pozostałych wprowadzono do kościoła.

Kazano nam zabrać kubły z wodą i zaprowadzono na ul. Wolską 124. Tam kazano nam złożyć zwłoki na paleniska. Przy ul. Wolskiej 124, na placu dookoła kuźni leżało ponad 500 ciał mężczyzn, kobiet i dzieci z ludności cywilnej. Były one rozrzucone na dużej przestrzeni dookoła kuźni, znajdowały się już w stanie rozkładu. W dwóch miejscach, obok miejsca, gdzie obecnie znajduje się krzyż, znieśliśmy kawałki drewna na przestrzeni kilku metrów i układaliśmy zwłoki na dwa stosy. Przed wieczorem wszystkie zwłoki były zniesione i w chwili, gdy nas ustawiono w kolumnie, widziałem, jak SD-mani dali jednemu z robotników benzynę w kanistrze. Robotnik oblał nią ciała, a SD-mani podpalili stosy.

Zaprowadzono nas do domu przy ul. Sokołowskiej i umieszczono na trzecim piętrze w dwóch sąsiednich izbach. W dwóch innych izbach na tym samym piętrze zastaliśmy grupę ok. 50 mężczyzn, w której rozpoznałem kilku mieszkańców pl. Żelaznej Bramy [i ul.] Granicznej.

Nazajutrz, 9 sierpnia 1944 r., wyprowadzono nas na podwórze, kazano wziąć kubły z wodą, wózki ręczne i nosze i pod eskortą kilku SD-manów skierowano jedną grupę w kierunku ul. Górczewskiej, drugą, w której ja byłem, na róg ul. Wolskiej i Skierniewickiej, po nieparzystej stronie ul. Wolskiej. Tam kilku robotników z naszej grupy spaliło kilkoro zwłok na podwórzu tego domu.

Zaraz potem zaprowadzono nas do fabryki Franaszka przy ul. Wolskiej 43. Na podwórzu, przy murowanym parkanie zastaliśmy zwłoki leżące warstwami – mężczyzn, kobiet i dzieci. Było ich bardzo dużo, mogło być ponad tysiąc – liczby dokładnie nie potrafię określić. Ułożyliśmy ciała na stosie pośrodku podwórza. Szczątki pozostałe po pierwszym paleniu zostały ponownie spalone po, zdaje się, dwóch dniach przez kilku robotników z drugiej grupy.

10 sierpnia 1944 r. zaprowadzono nas do domu przy ul. Wolskiej 6. Zastałem tam na podwórzu i w ogródku ok. stu zwłok – [głównie] mężczyzn, [ale i] kilku kobiet. Na to podwórze zwieźliśmy ponadto ciała ok. 400 osób, porozrzucane pojedynczo po domach i na ulicy w zasięgu około stu metrów. Wszystkie zwłoki spaliliśmy na podwórzu.

Przy ul. Chłodnej 58 spaliliśmy około dziesięciu zwłok mężczyzn i kobiet zebranych pojedynczo z pobliskiego terenu. Następnie – daty nie pamiętam – wykorzystano nas do rozebrania barykady przy ul. Ciepłej, po czym na pl. Mirowskim spaliliśmy ok. 50 zwłok, przeważnie mężczyzn, zebranych z okolicy. W hali bliżej ul. Solnej spaliliśmy w leju po bombie ok. 500 ciał, głównie mężczyzn. W ogrodzie warzywnym na terenie Miejskich Zakładów Komunikacyjnych przy ul. Młynarskiej zebraliśmy ok. 50 zwłok mężczyzn, kobiet i dzieci, które spaliliśmy na miejscu.

Od 15 sierpnia 1944 r. przestałem chodzić na palenie zwłok, natomiast zostałem wykorzystany do sprzątania pokoi na plebanii. Naprzeciwko plebanii były na słupku [dwa] szyldy – [jeden] z napisem „Sicherheitspolizei-Sipo” (tego napisu dokładnie nie pamiętam) oraz [drugi] z napisem „Verbrennungskommando” (oba szyldy malował robotnik z Verbrennungskommanda, nazwiska nie znam).

Niemców zajmujących plebanię nie znam, słyszałem nazwisko Spilke, ale nie umiem połączyć z osobą. Zdaje się, że wszyscy Niemcy mieli oznaki SD. Na pierwszym piętrze plebanii odbywały się przesłuchania doprowadzonych młodych mężczyzn i kobiet, których trzymano w areszcie na pierwszym piętrze w budynku przy ul. Sokołowskiej, wśród nich widziałem osoby z opaskami AK. W czasie przesłuchań zatrzymanych bito – widziałem w czasie sprzątania kij do bicia, widziałem [też], jak osoby, które na przesłuchanie szły zdrowe, wracały pokrwawione i obandażowane. Sam nie widziałem, ale koledzy opowiadali mi, że wynosili zwłoki mężczyzny zamordowanego w czasie badania Po przesłuchaniu zatrzymanych wywożono samochodem w stronę miasta, przy czym samochód szybko wracał – pusty.

Na ul. Sokołowskiej przebywałem do 26 września 1944 r., kiedy to udało mi się uciec z Warszawy samochodem.

Na tym protokół zakończono i odczytano.