Dn. 26 stycznia 1947 r.
Zamieszkuję na ul. Remiszewskiej 37 m. 7 od 12 maja 1939 roku do dnia dzisiejszego. Od września 1939 Niemcy, zaraz po zdobyciu Warszawy, zajęli szkołę na wprost mego domu przy ul. Stojanowskiej 12/14. Dziedziniec szkolny ogrodzony siatką drucianą pozostał w pierwotnym stanie, natomiast poza dziedzińcem Niemcy zajęli kwadrat wolnego pola o powierzchni kilku tysięcy metrów kwadratowych ciągnący się w kwadracie ul. Stojanowskiej, Remiszewskiej, Myszkowskiej i Handlowej. Teren ten ogrodzili płotem z drutu na kilka metrów wysokości, wzdłuż płotu wykopany był od strony ulicy rów.
Cały teren był obserwowany przez ludność. Z jednego domu przy ulicy Stojanowskiej po przeciwnej stronie Niemców, z 8 domu to przy ulicy Remiszewskiej, ze stolarni przy ul. Myszkowskiej i przez 8 domów od ulicy Handlowej. Przez ulicę Stojanowską przejście było wzbronione, pełno było zasieków i stały wachy.
Teren odrutowany przez Niemców pełen był głębokich wybojów po bombach niemieckich, prócz tego były tam rowy przeciwlotnicze, kopane za czasów polskich. W szkole stacjonował od czasów Niemców wojskowy sąd niemiecki, który zmieniał się w składzie i formacji, ale trwał od września 1939 do lutego 1940 roku. Liczebność Niemców na terenie szkolnym była duża, był okres, że ich było kilkuset, był okres, że ich było kilkudziesięciu. Było tam kilku starszych, zarządzenia do ludności wydawał kapitan, mieszkał tam również doktor niemiecki.
Zaraz po wejściu do szkoły Niemcy zwołali na teren przed szkołą wszystkich Polaków mieszkających w pobliżu i zapowiedzieli im, że terenu przed szkołą przekraczać nie wolno, że teren jest podminowany, że psy trzeba powiązać, nie wolno nikogo nocować, o każdym przybyciu nowego człowieka na teren sąsiadujących domów trzeba meldować kapitanowi niemieckiemu.
Niemcy rozpoczęli sądy, zaczynając od terenu, gdzie się osiedlili. Wśród ludności przebywało dużo szpiegów, którzy donosili Niemcom powody do egzekucji. Z sąsiedztwa został zabity ojciec pięciorga dzieci, bo go oskarżono, że wisi w jego komórce stary karabin.
Z Remiszewskiej zabito 26 kawalera, bo się wyraził :„nie pójdę do szwabów robić, tak zawsze nie będzie, to się zmieni”. W ogóle rozstrzeliwano za byle głupstwo. Za nieoddanie Niemcom większej sztuki wojskowej, bo nakazali Niemcy [przynosić] na teren szkolny wszystko, co wojskowe.
Przywozili skazańców Polaków z odległych stron, trzymali ich w piwnicach szkolnych nieraz po kilka dni, przed egzekucją wystawiali ich na widok publiczny w kajdanach.
Egzekucje odbywały się przez cały dzień, bez względu na porę. Prowadzono do dołów po kilka osób, nieraz po kilkadziesiąt. Głębokie doły po bombach zostały zawalone trupami, zasypane ziemią i kamieniami, a teraz na nich porasta żyto. Część skazańców zabierano na cmentarz albo chowano w dołach przy majątku „Hipcio”.
Salwy egzekucyjne słyszeliśmy bez przerwy, kobiety dostawały choroby nerwowej i wyprowadzały się stąd .W przybudówce szkolnej na piętrze mieszkała nauczycielka, a pod nią dozorca szkolny, który Niemcom palił w piecach. Żona szkolnego dozorcy nieraz całe noce nie spała z powodu jęku konających ofiar. Ona też, biedaczka, zwariowała i dziś siedzi w Drewnicy. Ekshumacji niektórych zwłok jakieś dwa – trzy lata po egzekucji dokonywał lekarz polski. Wtedy okoliczni mieszkańcy zbiegli na teren i rozpoznawali swoich.
Zeznanie podała Tykowa Teresa.
Leworęczny podpis, bo prawa ręka złamana.
Odczytane i podpisane przez świadka Biernacką Kazimierę.