13 października 1946 r.
W roku 1939 na 1940 w szkole powszechnej przy ulicy Stojanowskiej stało główne gestapo. Teren był ogrodzony drutami, drut przy drucie, tak że nie można było palca wsadzić. Późną jesienią w 1939 Niemcy zwołali wszystkich gospodarzy i powiedzieli, że to jest teren zaminowany, żeby za te druty nikt nie wszedł, żeby nawet pies nie wszedł, żeby psy były wiązane. Mówili też Niemcy, żeby nikogo na noc nie przyjmować, a jeżeli ktoś przybędzie, żeby zawiadomić ich, że taka i taka osoba przybyła.
Stale przed szkołę przychodziły samochody. Dziś zastrzelili tego, jutro tego, tak się mówiło wtedy. Przeważnie wieczorami strzelali. Stale słychać było: „pyk, pyk”. A to z Myszkowskiej wyprowadzili i zastrzelili za to, że podobno miał stary karabin z wojska. Opowiadała mi o tym matka zastrzelonego.
Naocznie rozstrzeliwań nie widziałam, bo się bałam i uciekałam. Jak zaczęli z karabinów, to mówiłam: „Jak to Niemcy ostrzą zęby na Polaków”. Na tym terenie w przybudówce mieszkała kierowniczka szkoły.
W pół roku po rozstrzelaniu, na wiosnę wyjmowali rozstrzelanych z ziemi. Żony mężów zabierały, matki synów. Jak ktoś nie miał rodziny lub był z daleka, to przyjeżdżała „żydowska ostatnia przysługa” i zabierała ich.
podpisał:
Filipowicz, Gorzykowska 24
Wiktorak, adres tamże