ANTONINA PIĄTKOWSKA

Ósmy dzień rozprawy, 2 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Proszę następnego świadka, Antoninę Piątkowską.

(Staje świadek Antonina Piątkowska).

Przewodniczący: Proszę podać dane osobowe.

Świadek: Antonina Piątkowska, 48 lat, pracowniczka spółdzielni kolejowej, religii rzymskokatolickiej, w stosunku do oskarżonych obca.

Przewodniczący: Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Nie.

Obrońcy: Nie.

Przewodniczący: Wobec tego świadek będzie słuchana bez przysięgi. Co świadek może powiedzieć o samej sprawie, a w szczególności co do oskarżonych?

Świadek: Rozpoznaję na ławie oskarżonych Mandel [Mandl], Aumeiera, Krausa, Danz, Plaggego, Brandl. Przybyłam do Oświęcimia 27 kwietnia 1942 i byłam do 18 stycznia 1945 r., to znaczy do likwidacji obozu. Po przybyciu znajdowałam się na bloku 8, męskim. Po ucieczce z naszej kolumny jednej z Polek, obcięto nam, wszystkim kobietom, włosy i wysłano do Bud. Po czterech tygodniach pracy tam trzy czwarte Polek zginęło. Przyjeżdżał do nas często Aumeier i rozkazywał nam dawać po 50 batów, a gdy któraś z blokowych nie miała już siły, bił sam. Po każdym takim przyjeździe stosunki u nas pogarszały się, tak pod względem wyżywienia, jak i pracy. Około stu Polek pracowało przy budowie kolei, przy czym każda grupa w ciągu jednej godziny musiała naładować wagon ziemi. Które nie miały już siły, były bite bez litości, tak że traciły przytomność. W sierpniu, kiedy zbudowano Brzezinkę, przewieziono nas na ten obóz. Warunki higieniczne były okropne, błoto po kolana. Nie miałyśmy w ogóle wody. Była jedna studnia, gdzie oskarżona Mandel postawiła Niemkę, zbrodniarkę i kazała jej każdą Polkę, która by się zbliżyła, zepchnąć do studni. Często rano wyciągano więc z niej trupy. Woda nie nadawała się do picia, gdyż miała kolor czerwony. W tym czasie przychodziły do Oświęcimia liczne transporty z Lubelszczyzny i Zamojszczyzny, które od razu z wagonu ładowano na samochody i trzy czwarte ludzi zostało zawiezionych do krematorium. Część kobiet i dzieci przewieziono do obozu. Po paru tygodniach, na skutek selekcji prowadzonej przez Mandel, wywieziono je do krematorium. Wszystkie oskarżone, a to Mandel, Brandl oraz inne Aufseherki brały udział w selekcjach. Wszystkie one bez wyjątku dokonywały tak zwanego przeglądu. Wysortowani więźniowie mieli specjalne numery i przeznaczano ich na blok 25, na blok śmierci. Gdy zebrało się ponad 1,5 tys. więźniów, wywożono ich do krematorium. Przez czas pobytu na bloku nie dawano im jeść, gdyż – jak powiedziała Mandel – to się już nie opłaca. Byłam świadkiem, jak oskarżone Mandel i Brandl osobiście pchały te ofiary do samochodu.

Następnie przyszedł transport 500 Polek, które umieszczono na bloku 26, gdzie blokową była Stenia. Będąc raz na tym bloku zastałam tam Mandel, która przeprowadzała inspekcję. Nie było na tym bloku sienników ani koców. Więźniowie nie mieli ani misek, ani łyżek. Słyszałam, jak Mandel mówiła, że dlatego nie daje tym więźniom koców ani sienników, gdyż chce, aby szybciej zdechli, gdyż potrzebne jest miejsce dla następnego transportu. Następnie przyszedł transport z Francji w liczbie 360 osób. Były to komunistki według zdania Mandel i dlatego musiały zginąć. Wkrótce zostało ich tylko siedem. Następnie przyszedł transport ludności rosyjskiej ze Smoleńska i Witebska. Trzy czwarte tych transportów poszło wprost do krematorium. W czerwcu 1943 r. przyjechały transporty kobiet i dzieci. Odebrano dzieci, wywołując w ten sposób straszną rozpacz u matek. Mandel odrywała dzieci od matek własnoręcznie, biła je i rzucała jak kamienie na auto. Co się z nimi potem stało, nie wiem. Dochodziły jednak wieści, że jedne zostały posłane do gazu, inne do Niemiec na germanizację.

Mandel urządziła u nas 6 grudnia 1942 r. generalne odwszanie. Chodziło im oczywiście w tym wypadku nie o naszą zdrowotność, ale o to, że kilku SS-manów rozchorowało się na tyfus. 6 grudnia wypędzono wszystkie więźniarki przed łaźnię. Zanim jedne się wykąpały, drugie musiały stać i marznąć. Odwszanie przeprowadzali mężczyźni, to była hańba XX w. Więźniarki były rozebrane do naga. Przypominam sobie, jak dr Walentino, starsza już osoba, która nie mogła dojść po schodkach do tej łaźni, pod wpływem gorącej pary (której temperaturę rzadko kto mógł wytrzymać) upadła. Wtedy na rozkaz Mandel SS-man rozpalonym do białości żelazem przypalał ją tak, że zmarła z poparzeń. Mandel kazała nas potem smarować jakimś płynem. Wszystko to robili na jej rozkaz mężczyźni. Chodziło jej bowiem o to, żeby nas zgnębić nie tylko fizycznie, ale także i moralnie.

Oskarżona Brandl miała pod sobą magazyn ubrań czystych. Te ubrania miałyśmy dostać po odwszeniu. Na rozkaz Mandel (co miało miejsce 2 sierpnia), której zależało na tym, żeby nas jak najwięcej zginęło, Brandl dawała nam ubrania zawszone. Bieliznę powalaną krwią, ropą i kałem. Po odwszeniu z komory brano nas pod prysznic. Moja znajoma pracowała jako palaczka przy kotle, twierdziła, że kocioł był zawsze pełen gorącej wody, lecz Brandl zabroniła dać nam gorącej wody i kazała te zmarznięte kobiety polewać zimną. Potem stałyśmy jeszcze parę godzin na polu, zanim dostałyśmy te zawszone ubrania. Gdy przyszłyśmy na blok, nie zastałyśmy kompletnie nic: sienniki były spalone, koce zabrane do odwszenia, otrzymywało się je jak zwykle po kilku tygodniach. I tak nocą trzęsłyśmy się z zimna, a Mandel nie zatroszczyła się o nas, bo zwykła mówić: „wy polskie świnie, jesteście po to, żebyście wyzdychały do trzech miesięcy, bo potrzebne jest miejsce dla innych transportów”.

Był taki brak wody, że chore prosiły o mocz do picia i niejednokrotnie go piły. W jednej wannie zimnej wody myto 20 – 30 gorączkujących chorych. Więźniarki chorowały na świerzb, gruźlicę i wszystkie choroby zakaźne. W ten sposób Mandel robiła odwszanie. Więźniarki, które nie były ciężko chore, szły na kąpiel do łaźni. Były to kolumny kościotrupów bez bielizny, kolumny, które w powrotnej drodze pozostawiały trzy czwarte trupów za budynkiem łaźni.

Brandl brała udział w selekcjach. Widziałam, jak przeprowadzała selekcję na naszym bloku.

Danz znam z 1944 r., kiedy to Mandel i Drexler [Drechsler] już uciekły z obozu. Wtedy Danz szalała, urządzała stójki, długie apele, robiła rewizje na blokach. Biła i znęcała się nad więźniarkami. W ostatnim dniu, to jest 18 stycznia 1945 r., począwszy od trzeciej rano żadna z więźniarek nie zaznała chwili spokoju. Danz wyładowywała wtedy całą swoją zwierzęcość na więźniarkach. Krótkie było jej panowanie, ale dało nam się bardzo we znaki. Nawet chore biła i popychała, nawet te, które miały zostać w obozie, popędziła w drogę, aby po drodze zostały rozstrzelane.

O Grabnerze nie będę już dużo mówić. Pamiętam, że 29 lipca 1941 r. zebrał najmłodszych: 17-, 16-letnich. Było ich 500. Wysyłając ich, mówił, że jadą niby na lżejszą pracę. W rzeczywistości wysłał ich do Drezna, gdzie po drodze w pociągu zostali zagazowani. Między tymi chłopcami był także mój syn. Taka była działalność Grabnera.

W 1940 r. został założony tak zwany obóz cygański. Przywieziono do Oświęcimia 30 tys. Cyganów. Stworzono im orkiestrę cygańską, po to, żeby później 25 tys. zagazować. Cyganie wiedzieli co ich czeka, zbuntowali się, nie chcieli wsiadać do samochodów. Wobec tego zaczęto ich wysyłać partiami, najpierw jeden transport mężczyzn, potem następny itd. To Plagge organizował to morderstwo.

O Krausie mogę powiedzieć, że był to krwawy kat, bił, kopał i poniewierał więźniów. W pierwszej połowie grudnia przyjechał z jakimś SS-manem i zabrał Zosię Gawron i Danusię Kluze. Miał je strasznie pobić. Później siedziały w bunkrze na bloku 11 i wysłano je do Ravensbrück. Kraus osobiście bił i znęcał się. Chciałabym tylko jedno wyjaśnić i wyświetlić, proszę Najwyższego Trybunału: Niemcy nie tylko znęcali się nad nami cieleśnie. Oni także zabijali w nas duszę, co w wielu wypadkach im się udało. Na lagrze A pewna młoda Żydówka z bloku 11 zmuszona przez oskarżoną Mandel wypchnęła swoją matkę do samochodu, który wiózł przeznaczonych do gazu. Takich wypadków było dużo. Naturalnie, co do Polaków to się im nie udało, gdyż Polacy zawsze byli dzielni i będą do końca i nie udało się Niemcom ich zgnębić.

Przewodniczący: Zarządzam 10-minutową przerwę.

(Po przerwie)

Przewodniczący: Poproszę świadka Antoninę Piątkowską. Świadek w swoich zeznaniach wspomniała także oskarżonego Krausa. Co świadek mogłaby powiedzieć o zachowaniu się tego oskarżonego?

Świadek: Kraus objął urzędowanie po Hesslerze [Hößlerze?], to jest w listopadzie 1944 r., i urzędowanie jego było do stycznia 1945 r., do likwidacji obozu. W tym czasie Kraus dał się nam poznać krwawo. Urządzał bardzo długo trwające apele, rewizje po blokach, które kończyły się bardzo często biciem, odbieraniem rzeczy najpotrzebniejszych, jak swetrów zimową porą i wielu innych rzeczy. Później Kraus – jak już wspominałam – pobił dwie więźniarki bardzo ciężko, tak że Zofia Gawron straciła słuch, gdyż pękł jej bębenek. Bił ją, a także Danutę Kluzę, na Blockführerstubie, gdyż posądzał je, że mają kontakt ze swoimi rodzinami, które mieszkały blisko obozu. Za to zostały tak ciężko pobite, a nawet miały być rozstrzelane. Życie zawdzięczają tylko temu, że zbliżał się front i wysłano je do Ravensbrück. Na naszych blokach w ogóle szalał. On był jak duch – nie wiadomo było, kiedy się zjawiał w obozie. Myśmy nazywały go duchem, ale jak ten duch się zjawiał, tośmy się kryły, gdzie która mogła, żeby się z nim nie spotkać. Przy likwidacji obozu z 17 na 18 stycznia myśmy już nie spały, gdyż słychać było samoloty i detonacje. O godzinie dwunastej Kraus przyjechał do nas na blok 2. Była tam Rapportschreiberka Ryja. On zawołał ją i powiedział, że o godzinie trzeciej będzie pobudka na apel, ma ustawić wszystkie kolumny i nastąpi wymarsz z obozu. Ponieważ Polki były zorganizowane, więc biegały od bloku do bloku: ubierało się młodzież, ubierało się starsze kobiety, żeby były przygotowane do wymarszu. O godzinie czwartej zjawili się Kraus i Danz. Danz nieludzko biła te stare i chore kobiety, które nie zdążyły się szybko ubrać i wyjść na apel. Między innymi tak pobiła pewną 60-letnią staruszkę z Powstania Warszawskiego, że ta w drodze umarła. Myśmy robiły jej w drodze okłady ze śniegu, ale była strasznie posiniaczona, prawie jej oko wypłynęło wskutek pobicia przez Danz.

Kraus wydał rozkaz, że jeżeli któraś z kobiet będzie się opóźniała i na czas nie wymaszeruje, można do niej strzelać. Były takie wypadki, że po drodze SS-mani strzelali do więźniarek, które nie zdołały iść. Dzieci, chore, kobiety ciężarne, które rodziły w drodze – wszystkie były z rozkazu Krausa wyrzucone z obozu.

Przewodniczący: Ja nie mam więcej pytań.

Prokurator Szewczyk: Proszę świadka odnośnie Krausa, proszę powiedzieć, czy świadkowi wiadomo jest, że Kraus zmuszał z rewolwerem w ręku więźniów i więźniarki, żeby opuszczały podczas ewakuacji obóz?

Świadek: Tak jest, widziałam to na własne oczy.

Prokurator Szewczyk: Czy były przy tym wypadki zastrzelenia kogoś?

Świadek: Tego sobie nie przypominam, ale wiem, że Kraus pobił jednego więźnia rewolwerem aż do utraty przytomności. Ja wyszłam z Oświęcimia 18 stycznia o godzinie szóstej ostatnim transportem i nie widziałam, jak Kraus szalał na obozie.

Prokurator Szewczyk: Co do Mandel. Jakie było jej postępowanie przed rokiem 1943 z kobietami ciężarnymi?

Świadek: Na rozkaz Mandel przychodziła Drexsler lub inna SS-manka przez nią wydelegowana i zwracała się do ustawionych przed blokiem kobiet, mówiąc, że która jest ciężarna, niech zgłosi swój numer, a dostanie wyżywienie i lepszą pracę. Kobiety nieświadome tego podstępu zgłosiły się. Po paru dniach przychodziła SS-manka, wywoływała takie numery i prowadziła je na zastrzyki do rewiru, względnie do gazu.

Prokurator Szewczyk: To były śmiertelne zastrzyki?

Świadek: Tak.

Prokurator Szewczyk: Skąd świadkowi wiadomo, że to działo się na rozkaz oskarżonej Mandel?

Świadek: Ja interesowałam się wszystkim, co się działo w ambulansie i robiłam notatki. Przywiozłam pamiętnik, który przekazałam Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich. Ponad 10 tys. nazwisk Polek, które wykończyła oskarżona Mandel. Są tam dokładne plany krematorium i odpisy [opisy?] przeprowadzonych badań antropologicznych. Jeżeli chodzi o dzieci, to była na rewirze zaufana i serdeczna przyjaciółka oskarżonej, siostra Klara, która – gdy się urodziło dziecko – główką zanurzała je w wiadrze wody, rzucała do rozpalonego piecyka lub wyrzucała na pole, gdzie dziecko zagryzały szczury.

Prokurator Szewczyk: Oskarżona Mandel biła i podchodziła do samochodów, w których kobiety przeznaczone były na gaz? Jak to wyglądało?

Świadek: W 1942 i 1943 r. przeprowadzane były selekcje, a grupy 200, 300 i 400 wyselekcjonowanych kobiet wpędzano do samochodów. Muszę przy tym zaznaczyć, że jeżeli oskarżonej Mandel nie podobała się czyjaś twarz, to ową kobietę przeznaczała do gazu. Selekcjonowano kobiety bez względu na narodowość. Przy ładowaniu samochodów urzędowała osobiście oskarżona Mandel.

Prokurator Szewczyk: Czy oskarżona Mandel sama wybierała?

Świadek: Oskarżona nie potrzebowała sama tego robić, była za wygodna, miała samochód i konia pod wierzch, miała zresztą do tego swoje asystentki.

Prokurator Szewczyk: Czy świadek może coś powiedzieć o ogólnych apelach?

Świadek: Generalne apele odbywały się w 1942 r. Wypędzono nas na podwórze, stałyśmy na śniegu cały dzień. Później uformowano nas w piątki i zbliżyłyśmy się do bramy. Na terenie obozu byli ustawieni SS-mani i SS-manki, wszyscy tam byli.

Jeśli któraś z więźniarek nie orientowała się, nie potrafiła szybko przebiec, wówczas SS- manka laską dotykała ją – nigdy ręką, bo się nas brzydziły – i kierowała ją na blok 25, blok śmierci.

Prokurator Szewczyk: Które spośród oskarżonych brały udział w generalnym apelu?

Świadek: Mandel, Brandl i Lächert. Jeżeli chodzi o Orlowski, słyszałam od wiarygodnych osób, że znęcała się ona, biła, kopała, urządzała różne apele i stójki. Gdy Mandel uderzyła kogoś w zęby, to musiał je sobie wyjąć, gdyż miała ona kolosalną siłę, a poza tym kończyła szkołę bokserską w Berlinie.

Prokurator Brandys: Czy świadkowi znany jest fakt, że Aumeier wymierzał sam karę chłosty, przyjechawszy na jakiś apel?

Świadek: Stał on zawsze na apelu z innymi SS-manami i wywoływał z listy więźniów, których następnie bito, a gdy jedna z blokowych była zmęczona, gdyż dała już Polce 25 batów, Aumeier wyrwał jej kij i sam zaczął bić.

Prokurator Brandys: Czy znany jest świadkowi fakt zachłostania chorej na reumatyzm?

Świadek: Owszem, jest mi to znane. Chora miała postrzał w krzyżu i została wyniesiona z bloku na plac apelowy. Została strasznie pobita i odniesiona z powrotem.

Prokurator Brandys: A co się działo w Budach?

Świadek: Bezpośredniej wiadomości o tym nie mam.

Prokurator Brandys: Czy oskarżony Plagge brał udział w likwidacji Cyganów? Czy świadek widziała, czy tylko słyszała?

Świadek: Widziałam to, będąc w obozie w Brzezince, który od obozu cygańskiego oddzielała tylko droga. Likwidacja obozu trwała parę dni. Zdawali sobie sprawę, że idą do gazu i dlatego Plagge obawiał się buntu. Najpierw chciał ich wziąć łagodnością, dawał im koce, więcej chleba. Później wysegregował młodych Cyganów i wysłał na transport, zostawił tylko kobiety i starców i w ten sposób zlikwidował obóz cygański. Tego wszystkiego dokonał Plagge. W 1942 r. urządzono nam Boże Narodzenie. Ustawiono choinkę na środku ulicy i urządzono sobie strzelaninę po obozie. Wtenczas zginęło 200 Żydów.

Prokurator Brandys: Jaki był udział Plaggego?

Świadek: Sam strzelał również.

Przewodniczący: Są jeszcze jakieś pytania?

Obrońca Walasowa: W jakim okresie oskarżona Lächert dokonywała selekcji w Oświęcimiu?

Świadek: Ja nie pamiętam miesięcy ani roku. Twierdzę, że brała czynny udział.

Obrońca Walasowa: A może świadek pamięta przez jaki czas?

Świadek: One się ciągle zmieniały, więc nie wiem tego dokładnie. Nie robiłyśmy bowiem żadnych notatek, gdyż groziła za to szubienica.

Obrońca Walasowa: Jak długo oskarżona Lächert była w obozie?

Świadek: Pod koniec obozu, dokładnie nie wiem, jak długo.

Obrońca Walasowa: Gdzie dokładnie była czynna oskarżona Lächert?

Świadek: One znajdowały się wszędzie, gdyż były przenoszone z obozu do obozu.

Obrońca Walasowa: Co może powiedzieć świadek o oskarżonej Danz?

Świadek: Oskarżona Danz nie przeprowadzała selekcji, gdyż była w obozie pod koniec 1944 r., a Niemcy burzyli już wtedy krematoria, czując klęskę. Były tylko tak zwane rozwałki, to znaczy rozstrzeliwania poszczególnych grup. Gdyby wtedy były selekcje, na pewno brałaby w nich udział. Biła i kopała, bo należało to do przyjemności tych Niemek.

Przewodniczący: Oskarżeni mają głos. Czy chcą stawiać pytania świadkowi, czy chcą złożyć oświadczenia?

Oskarżony Plagge: Proszę o zapytanie świadka, kiedy nastąpiła likwidacja obozu cygańskiego.

Świadek: W 1943 r.

Oskarżony Plagge: O ile ja wiem, likwidacja nastąpiła w 1944 r.

Świadek: Ja twierdzę, że w 1943 r. i pozostaję przy swoim zeznaniu.

Oskarżona Brandl: Chcę zapytać świadka, czy wiadomo jej, kto wyznaczał i decydował o tym, kto ma iść do komór gazowych.

Świadek: Każda z was decydowała na własną rękę.

Oskarżona Brandl: Czy był przy tym lekarz?

Świadek: Lekarz czasem był, czasem też go nie było.

Oskarżona Brandl: Chciałbym zapytać świadka, czy widziała mnie kiedykolwiek z psem?

Świadek: Nie, nie widziałam jej z psem.

Przewodniczący: Czy są jakieś pytania?

Prokuratorzy: Nie.

Obrońcy: Nie.

Przewodniczący: Wobec tego świadek może być zwolniona.