Siódmy dzień rozprawy, 18 marca 1947 r.
Świadek podała co do swej osoby: Marta Licen z Lublany, 39 lat, gospodyni, zamężna, wyznania rzymskokatolickiego, w stosunku do stron obca.
Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?
Prokurator Siewierski: Zwalniamy z przysięgi.
Adwokat Ostaszewski: Zwalniamy.
Przewodniczący: Za zgodą stron Trybunał postanowił zwolnić świadka z przysięgi. Upominam świadka o obowiązku zeznawania prawdy i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania.
Niech nam świadek opowie, w jakich okolicznościach znalazła się w obozie oświęcimskim i co może opowiedzieć w sprawie przeciwko Hößowi?
Świadek: Jugosłowiańskie kobiety przybyły z transportem jako ciężko oskarżone za przestępstwa polityczne. Przybyłyśmy 11 grudnia 1943 r. z Lublany do obozu oświęcimskiego mocne i zdrowe. 57 kobiet. Wyładowano nas z pociągu z całym bagażem podręcznym, któryśmy miały, i dobrze ubrane zaprowadzone zostałyśmy do budynku kąpielowego. Tam nas rozebrano do naga, ostrzyżono [nam] włosy, zabrano wszystkie pakunki, wszelkie kosztowności, kazano otworzyć usta i policzono, ile mamy złotych zębów. Zanotowano to w kartotece. Potem nas wszystkie razem przeprowadzili do innego budynku, gdzie wytatuowano nam numery na ręku. Później odprowadzono nas do następnego budynku, gdzie znajdowałyśmy się w mrozie i chłodzie. Tam pozostawałyśmy o głodzie cały dzień, nie otrzymałyśmy nic do jedzenia. SS-mani chodzili i nas obijali, następnie przydzielono nam zbrodniarki niemieckie, które znęcały się nad nami. Wieczorem tego dnia otrzymałyśmy brudną i podartą bieliznę, pasiaste suknie i drewniane buty. Potem odprowadzili nas do bloku karnego. Tak słabo ubrane poszłyśmy spać do zimnych łóżek na głodno.
Następnego dnia o świcie obudzono nas, zbrodniarki niemiecki wyprowadziły nas w pole i kazały podczas tego wielkiego grudniowego mrozu zbierać kamienie na polu gołymi rękoma i na głodno. Ta praca trwała 14 dni. Potem przydzielono Jugosłowianki do kolumny, która oczyszczała klozety.
Z powodu głodu i wycieńczenia, a także lekkiego ubrania i pracy na mrozie po tych 14 dniach grupkami odchodziłyśmy do szpitala. Po czterech tygodniach i ja dostałam 40 stopni gorączki. Mając tak wysoką temperaturę, wraz z innymi Jugosłowiankami – było ich dość dużo – zgłosiłyśmy się do szpitala, żeby nas zbadał lekarz. Czekałyśmy cztery dni, żeby dostać się do baraku szpitalnego. Błoto było straszne, musiałyśmy czekać na swoją kolejkę, usiadłyśmy więc wszystkie w błocie i czekałyśmy. Przechodzili [w tym czasie] SS-mani, zaczęli nas kopać i bić, mówiąc: „Bandytki”. Potem zostałyśmy przyjęte do szpitala obozowego, po cztery kobiety na jedno łóżko, bez jakiejkolwiek bielizny. Po 14 dniach pobytu w szpitalu ważyłam 32 kg, byłam wyczerpana i wygłodzona. Po dwóch tygodniach temperatura się obniżyła i, obawiając się dłuższego pobytu w szpitalu obozowym, prosiłam pielęgniarkę, aby mnie wyznaczyła do jakiejś pracy.
Odprowadzili nas do bloku, gdzie znajdowały się kobiety, które wyszły ze szpitala. Do tego bloku przyszedł Höß z lekarzem i przeprowadził selekcję, dzieląc kobiety na zdolne i niezdolne do pracy. Potem zostałam przydzielona do innego baraku, a te, które zostały, prawdopodobnie poszły do krematorium jako słabsze.
Następnie przeszłam do szwalni, gdzie pracowałam przez dwa miesiące. Do szwalni tej przyszła komisja, pobrała od pracujących tam kobiet kał i mocz do zbadania, wkładając je do szklanych naczyń i notując numer danej więźniarki. Wiedziałyśmy, że jeżeli stwierdzą, że są jakieś bakterie, więźniarki pójdą do krematorium.
W szwalni tej była zbrodniarka dozorczyni Ruppert, która biła i jeszcze raz biła, popędzając do wydajniejszej pracy.
Na początku lata i na początku 1945 r. ok. 50–60 tys. kobiet uszeregowano i wypędzono z obozu w Oświęcimiu do Ravensbrück kolumna za kolumną. Jugosłowianki i Polki starały się tak grupować w tyle kolumny, żeby, zachowując ciszę, móc podsłuchać, co mówią o tych pędzonych grupach SS-mani i wiedzieć, jaki będzie los tych kobiet. Zdawałyśmy sobie sprawę, że [jeśli] którakolwiek z nas zostanie i nie będzie mogła iść, to po prostu ją dobiją. Przez dziesięć kilometrów szłyśmy po trupach. Z 57 Jugosłowianek pozostało tylko dziewięć. Z tych 50–60 tys., które wyszły z Oświęcimia, doszło do Ravensbrück tylko 12 tys.
Tyle mam do powiedzenia.
Przewodniczący: Świadek zeznała, że w czasie selekcji, która była dokonywana na bloku, przyszedł Höß z lekarzem. Czy świadek jest pewna, że oskarżony Höß był osobiście na bloku i brał udział w selekcji?
Świadek: Oskarżony przyszedł razem z lekarzem. Powiedziała nam to dozorczyni po wizycie.
Przewodniczący: Więc dozorczyni powiedziała, że to był Höß?
Świadek: Tak.
Przewodniczący: Świadek osobiście widziała oskarżonego?
Świadek: Byłam chora i osłabiona, ale widzę, że był podobny, tylko wtedy był tęgi i mocny.
Przewodniczący: Czy świadkowi wiadomo o eksperymentach czynionych na kobietach w Oświęcimiu?
Świadek: Słyszałam dużo.
Przewodniczący: Czy świadek może przytoczyć takie wypadki, o których słyszała?
Świadek: Mogę powiedzieć, co było z moją koleżanką. Koleżanka była dziewięć miesięcy w bunkrze w Oświęcimiu. Chcąc wydobyć [z niej] zeznania, SS-mani palili jej paznokcie ogniem od papierosa.
Przewodniczący: Chodzi o eksperymenty lekarskie.
Świadek: Nie przypominam sobie.
Przewodniczący: Czy z otoczenia świadka nie brano jakichś kobiet na blok, na którym dokonywano eksperymentów?
Świadek: Nie pamiętam, dużo słyszałam.
Przewodniczący: Pytam o to, co świadek słyszała.
Świadek: Słyszałam, że kobiety były sterylizowane. Dużo słyszałam. To były Węgierki, Żydówki z Italii i Rosjanki.
Przewodniczący: Czy świadek zetknęła się z którąś z tych kobiet, które były na tego rodzaju badaniach?
Świadek: Nie.
Przewodniczący: Co świadek słyszała? Czy te kobiety chorowały potem? Czy świadek nie mogłaby czegoś więcej powiedzieć, czy mówiono o tych eksperymentach?
Świadek: Wstyd mi mówić. Przeglądano potem narządy kobiece i jeżeli stwierdzono, że są zdrowe, wysyłano te kobiety do domów dla wojska niemieckiego.
Adwokat Ostaszewski: Proszę świadka, chodzi mi o skonkretyzowanie daty, kiedy świadek przybyła do obozu?
Świadek: 11 grudnia 1943 r.
Adwokat Ostaszewski: Mam wniosek. Poprosiłbym, żeby pan prezes nakazał przyniesienie czapki oskarżonego, dlatego że świadek widziała oskarżonego na tej selekcji w czapce.
Prokurator Siewierski: Uważam tego rodzaju eksperyment za zbędny.
Przewodniczący: Trybunał uznał, że to jest zbędne.
Adwokat Umbreit: Świadek w 1943 r., kiedy przyszedł Höß, była słaba i w gorączce?
Świadek: Tak.
Adwokat Ostaszewski: Może mogła nastąpić pomyłka co do osoby?
Świadek: Nie znałam oskarżonego, ale blokowa powiedziała, że idą Höß i doktor.
Adwokat Ostaszewski: Czy świadek znała następnego komendanta?
Świadek: Nie znałam.
Adwokat Ostaszewski: Świadek nie znała ani Hößa, ani następnego [komendanta]?
Świadek: Hößa widziałam tylko raz jeden. Wtedy kiedy był w bloku. Potem nie widziałam ani jednego, ani drugiego – jego następcy.
Adwokat Ostaszewski: Wyjaśniła się sytuacja.
Przewodniczący: Świadek jest wolna.