Ósmy dzień rozprawy, 19 marca 1947 r.
Świadek podał co do swej osoby: Alfred Barabasz, 33 lata, szofer-mechanik, kawaler, wyznania rzymskokatolickiego, w stosunku do stron obcy.
Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?
Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.
Adwokat Umbreit: Zwalniamy.
Przewodniczący: Za zgodą stron Trybunał postanowił zwolnić świadka z przysięgi. Upominam świadka o obowiązku zeznawania prawdy i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania.
Proszę powiedzieć, co świadek może zeznać w sprawie, a zwłaszcza o oskarżonym.
Świadek: Kiedy przyszedłem do Oświęcimia do obozu koncentracyjnego w 1941 r., pracowałem w komandzie nad Sołą, pod willą oskarżonego. Pierwszy raz spostrzegłem, że ktoś strzela z tej willi, gdzie oskarżony mieszka, kiedy w obiad pozostaliśmy, żeby się grzać przy kotle. Później, po jakichś dwóch dniach, zapytałem, kto tam mieszka, w tej willi. Powiedziano mi, że oskarżony Höß i jego synowie.
Później przeszedłem do innego komanda. Byłem woźnicą w mleczarni w obozie i chodziłem do oskarżonego z rybami i mlekiem. Znam jego żonę. Znam ją, bo chodziłem tam, do oskarżonego.
Przewodniczący: Zanosił świadek mleko i jarzyny?
Świadek: Jarzyny nie. Mleko i ryby.
Przewodniczący: Jak się oskarżony odnosił do świadka?
Świadek: Jego mało [razy] widziałem, tylko jego żona tam była. On jeździł po terenie samochodem i końmi.
Przewodniczący: A żona Hößa jak się odnosiła do świadka?
Świadek: Ni tak, ni tak. Chodziła do mleczarni i szantażowała t[amtejsz]ego szefa, mówiąc: „Mój mąż dostał awans od Reichsführera, dostał krzyż zasługi z mieczami”.
Prokurator Siewierski: Co znaczy „szantażowała”?
Świadek: Szantażowała, żeby coś uzyskać.
Prokurator Siewierski: Co uzyskać? Mleko?
Świadek: Mleko.
Przewodniczący: Świadek jeszcze nie skończył, proszę dalej.
Świadek: Drugi raz przyszła i powiedziała: „Mój mąż już nie jest komendantem obozu, on jest obecnie Beauftragte der Reichsführer i inspektorem obozów”. I tak stale chodziła, i bali się jej. Swego czasu poszedłem do „Kanady” po pusty worek na jarzyny. Widziałem, że do tych worków pakowano srebrne lisy, różne futra. Później to się zabiło w skrzyni, napisano na niej „Vorsicht, Glass” – „Ostrożnie , szkło” i firmę: Bidewerke[?] i tam posłano. Za kilka dni [Hößowa] mówi mi: »Jedziemy po puste worki do „Kanady”«. Tam napakowali lisów i futer i tą furą pojechało [to] do willi oskarżonego i tam to zanieśli.
Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?
Adwokat Ostaszewski: Świadek mówił o strzelaniu, ale nikt nie był ranny w czasie tego strzelania?
Świadek: Został zastrzelony inż. Ostachewicz z Warszawy.
Adwokat Ostaszewski: Kto strzelał?
Świadek: Później powiedziano, że to syn Hößa strzelał.
Adwokat Ostaszewski: Czy świadek [to] widział?
Świadek: Nie, bo poszło z okna.
Adwokat Ostaszewski: Świadek wspomniał o żonie Hößa. Niektórzy świadkowie ustalili, że dawała zupę.
Świadek: Ja nie widziałem. Wiem, że kradła. Oboje kradli.
Prokurator Siewierski: Może świadek wyjaśni, jak to było z kradzieżą kosztowności przez SS; jak przyjeżdżała jedna komisja, a potem druga do skontrolowania tych pierwszych.
Świadek: Ten mój szef strasznie kradł i dzielił się z Hößem i [z] wszystkimi, bo się razem dzielili. Wyciągnął przestępcę Grankego z bloku 11., Niemca, i zrobił go dyrektorem fabryki skór. Przyjechała nadzwyczajna komisja z Berlina, bo Berlin już za mało dostawał tych kradzionych kosztowności. Przyjechało Sonderdienst, aresztowano mego szefa i innych podejrzanych, ale w międzyczasie to Sonderdienst się nauczyło kraść i też kradli. Z początku nie wiedzieli, co to jest „Kanada”, ale kiedy się nauczyli, to kradli i Reichsführer Himmler kazał ich zamknąć. Gdy to pierwsze Sonderdienst siedziało w bunkrze, to podpalono cały barak z kosztownościami i dowodami. To był taki barak jak połowa tej sali.
Prokurator Siewierski: To były te kosztowności odebrane przez komisję, która siedziała w bunkrze?
Świadek: Odebrano SS-manom z mieszkań, zwieźli do baraków, ale żeby zatuszować [sprawę], to jednej nocy zapalili barak Politische Abteilung, a Feuerkommando nie przyjeżdżało. Wszystko się spaliło. Kiedy przyszedłem rano, zobaczyłem, że nic nie ma. Przy tym spalili tę huśtawkę, gdzie bili.
Prokurator Siewierski: A potem przyjechała jeszcze nowa komisja?
Świadek: Tak. I ta druga komisja śledziła, kto spalił barak, ale tego się nie dowiedziała, bo już i ci drudzy nauczyli się kraść razem.
Adwokat Ostaszewski: Czy świadek widział, jak szef się dzielił z Hößem, dawał [mu] biżuterię?
Świadek: Tam były zanoszone worki.
Adwokat Ostaszewski: Mogły iść na przechowanie.
Świadek: Nie, bo gdy Höß odszedł z lagru, to ładowano osiem – dziesięć wagonów tych rzeczy, kiedy pojechał na zachód.