ANNA BĄCZKOWSKA

Oświęcim, dnia 24 maja 1945 r., obecni: prokurator Bronisław Maciołowski, przy udziale przybranej protokolantki Krystyny Szymańskiej, przesłuchał, na podstawie art. 20 przepisów wprowadzających kpk, po upomnieniu w myśl art. 107 i 115, jako świadka Annę Bączkowską, byłą więźniarkę w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, nr 83 123, która zeznała, jak następuje:


Imię i nazwisko Anna Bączkowska z Barankiewiczów
Wiek 72 lata, urodzona w Warszawie
Imiona rodziców ojciec nieznanego imienia i nazwiska oraz Magdalena nieznanego nazwiska
Stan cywilny zamężna
Wyznanie rzymskokatolickie
Inne niepiśmienna
Mieszkałam w Warszawie przy ul. Młynarskiej 25b. Kiedy wybuchła strzelanina i począł
się palić dom obok mojego mieszkania, przeniosłam się na róg ul. Wroniej i Żytniej, gdzie

w schronie ukryło się 50 osób. Nadeszli tam Ukraińcy i nas zamknęli. Ponieważ jednak w sąsiedztwie znowu wybuchł pożar, wraz z mężczyznami wyłamaliśmy furtkę i zbiegliśmy ze schronu i na ul. Wroniej przyłączyliśmy się do innych osób, z którymi udaliśmy się do kościoła św. Wojciecha, gdzie przenocowaliśmy. Stamtąd zaprowadzili nas żołnierze niemieccy, którymi byli Austriacy, na dworzec, względnie poza dworzec, skąd przywieziono nas do Pruszkowa, do warsztatów kolejowych, gdzie przebywaliśmy dwa dni.

Na drugi dzień wieczorem zaprowadzono nas do pociągu składającego się z krytych wagonów bydlęcych, niepamiętnej mi liczby. Do jednego wagonu wpakowano 50 osób obojga płci. Niemcy mówili nam, że wiozą nas do Łowicza, tymczasem minęliśmy Łowicz i drugiego dnia przyjechaliśmy wieczorem do Oświęcimia, do Brzezinki, gdzie po wyładowaniu z pociągu oddzielono osobno mężczyzn, a osobno kobiety z dziećmi. Po [naszym] wyjściu z wagonu zabrano nam wszystkie rzeczy, jakie posiadaliśmy. Mnie zabrano pieniądze, dwa złote pierścionki, bieliznę i sukienki, buciki.

Musieliśmy się rozebrać i po oddaniu rzeczy przebywającym już w obozie Żydówkom poszliśmy wszyscy nago do kąpieli. Woda była zimna. Po kąpieli dano nam krótkie koszulki i kretonowe sukienki i tak lekko ubrane przesiedziałyśmy na gołej podłodze do rana, bez jedzenia. Następnie zaprowadzono nas do baraku i między godz. 11.00 a 12.00 dano nam kaszę do jedzenia, a nad wieczorem zapędzono nas do letnich bloków, gdzie blokowa imieniem Wanda szydziła z nas i nas biła. Umieszczono nas po siedem–osiem w jednym piętrze łóżka, najpierw w bloku 27., potem 22., a także w bloku 5., w którym blokowa Żydówka imieniem Róża bardzo źle się z nami obchodziła, bijąc [nas] bez powodu.

Nadmieniam, że do obozu w Oświęcimiu przybyłam 11 sierpnia 1944 r. Zaraz po kąpieli przeziębiłam się, kaszlałam, aż w końcu, będąc na bloku 12., rozchorowałam się ciężej, tak że blokowa Żydówka zaprowadziła mnie do lekarki, która stwierdziła zapalenie szczytów płuc i umieściła mnie w szpitalu. Lekarka tą była Niemka, również więźniarka obozowa, która bardzo dobrze z chorymi się obchodziła. W szpitalu przyplątał się paraliż prawej nogi i ręki, przypuszczam, że ta sprawa była również związana z przebywaniem po kąpieli na gołej posadzce. W szpitalu tym leżały także Niemki i ich odwiedzali lekarze niemieccy, natomiast nas, Polek, lekarze niemieccy nigdy nie wizytowali. Po upływie ok. sześciu tygodni pobytu w szpitalu przyłączyła się choroba biegunkowa (Durchfall), na którą byłam chora nawet już po odejściu Niemców, a nadejściu wojsk sowieckich. Do pracy mnie nie brano, gdyż byłam słaba i ciągle chora.

Pożywienie było bardzo liche przez cały czas, tak że doszłam do wagi 30 kg, podczas gdy w czasie wyjazdu z Warszawy ważyłam 70 kg.

Na tym protokół zakończono a po przeczytaniu podpisano znakiem ręcznym.