WILHELM WOHLFARTH

Czwarty dzień rozprawy, 15 marca 1947 r

Świadek podał co do swej osoby:

Wilhelm Wohlfarth, 36 lat, wyznania ewangelicko-augsburskiego, żonaty, mierniczy przysięgły, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.

Adwokat Umbreit: Zwalniamy z przysięgi.

Przewodniczący: Trybunał postanowił przesłuchać świadka bez przysięgi. Upominam o obowiązku zeznawania prawdy i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania.

Proszę nam powiedzieć, w jakich okolicznościach świadek przybył do Oświęcimia, jakiego rodzaju były jego przeżycia, a w szczególności, co mu jest wiadome o oskarżonym, jego zachowaniu w obozie i traktowaniu więźniów.

Świadek: Zostałem aresztowany 19 listopada 1941 r. i osadzony na Pawiaku. Do Oświęcimia zostałem wywieziony 8 stycznia 1942 r. Początkowo dostałem się do komanda Rapportführera Palitzscha, a wkrótce jako mierniczy przydzielony zostałem do biura budowlanego. Istniały dwa biura: jedno przy Bauleitung, a drugie prywatnej firmy Lotzki w Bydgoszczy. Ja się dostałem do prywatnego biura Lotzki.

Początkowo byłem w stanie takiego wyczerpania fizycznego, że nie chodziłem w pole. Dopiero po dwóch miesiącach dzięki pomocy kolegów byłem na tyle silny, że zacząłem chodzić początkowo na bliższe tereny, a później na dalsze.

Praca w biurach pomiarowych dzieliła się na dwie części. Byli tam tzw. polowcy, którzy wykonywali pomiary, zakreślone przez kierownictwo biura i personel biurowy. Ja należałem do tych pierwszych. Na skutek tego bardzo często [byłem świadkiem] różnych momentów i ogólnych przeżyć, jakie wtedy [miały miejsce].

Zanim przejdę do omówienia bardziej szczegółowych [kwestii], opiszę obszar Oświęcimia. Gdy tam przybyłem, cały teren o powierzchni przeszło 4000 ha, tzw. obszar gospodarczy – Interessengebiet, obejmował okoliczne wsie, które zostały wysiedlone, a mianowicie: Broszkowice, Babice, Wrzeszcze [Brzeszcze], Klawy [Pławy] i część Oświęcimia. Przyległe obszary w kierunku południowym były włączone do tzw. obszaru gospodarczego, ale ludność cywilna tam zamieszkiwała. W 1943 r. nie wysiedlono co prawda mieszkańców ze wsi, ale zabrano im wszystkie grunty użytkowe, przyłączając je do gospodarstwa obszarów, na których już bezpośrednio pracowali więźniowie i z których już czerpały władze obozowe. Były to Landwirtschafty: Budy, Rajsko, Chyczkowice [?], Stare Stawy. Na całym obszarze istniały poszczególne gospodarstwa, więc hodowla ryb: Klawy [Pławy], Harmęże, Budy, następnie cały system stawów w kierunku Soły wzdłuż strumienia Młynówka, pod wsiami: Chyczkowice [?], Strucki [?], Łęki, Bielany. Było gospodarstwo hodowli roślin, zwłaszcza roślin [służących] do wytwarzania gumy w Rajsku, następnie [hodowla] ptactwa i nawet zwierząt futerkowych w Harmężach. Na całym obszarze po wsie Babice, Groszków [?], Budy – uprawa roślin. We Wrzeszczu [Brzeszczu] założona była szkoła hodowli drzew, mniej owocowych, przede wszystkim dekoracyjnych.

Jeżeli chodzi o samą rozbudowę obozu, to gdy przybyłem, zastałem Oświęcim, obóz macierzysty, w trakcie rozbudowy, tj. budynki parterowe zostały wzmocnione i dobudowano pierwsze piętro. Uzupełniano następnie wolne miejsca, dobudowując nowe gmachy, tak że cały teren obozu macierzystego pokrył się nowymi blokami.

W Brzezince, na wiosnę 1942 r., do dawnych stajen po koszarach wojskowych sprowadzono początkowo pozostałych przy życiu rosyjskich więźniów wojennych i rozpoczęto rozbudowę na wielką skalę. W projektach, jakie powstawały, obóz ten miał się składać z czterech odcinków i mieścić, jak nam wiadomo, 300 tys. jeńców wojennych, stąd wzięła się [jego] przyszła nazwa Kriegsgefangenenlager, w skrócie KGL, która została pospolicie przyjęta przez władze SS i przez więźniów. Muszę zaznaczyć, że początkowo zamiast w Brzezince miano wybudować obóz w miejscowości Rajsko, jednak władze obozowe uznały, że tam są za dobre grunta i szkoda je przeznaczać pod obóz. Wyznaczono przeto w Brzezince obszar błotnisty, moczary.

W 1942 r. rozpoczęto budowę dalszych odcinków, a mianowicie odcinków A i B. Przede wszystkim z Oświęcimia macierzystego sprowadzono wtedy kobiety, które zamieszkały na odcinku I A, a na odcinku B mieszkali pozostali jeńcy wojenni i więźniowie mężczyźni.

W końcu pobudowano pole II, Abschnitt II, i tam umieszczono poszczególne podobozy, które były oznaczone literami od A do F, jeden odcinek dla więźniów po raz pierwszy przybyłych, później dwa obozy rodzinne i w końcu szpital.

W 1943 r. rozpoczęto budowę pola III, pospolicie nazywanego „Meksykiem”, bo było bardzo oddalone. Tego odcinka nie wykończono.

Jak wspomniałem, do biura zostałem przydzielony w styczniu. W pole udałem się w marcu. Na razie byłem w Harmężach, w prywatnej firmie. Jednak na skutek rozbudowy obozu w Brzezince przydzielono mnie z tej firmy do Baubüro celem szybszego wybudowania obozu i wtedy rozpocząłem metryczne pomiary Brzezinki. Grupa składała się z trzech osób. Mierzyliśmy, stojąc stale do pasa w wodzie. Cały obszar był pokryty wodą i moczarami.

Z tych miejsc mogliśmy oglądać prace wykonywane w tzw. czerwonym domku, pierwszej [komorze] gazowej w Brzezince. Z odległości 400–500 m oglądaliśmy przez lunety instrumentów, jak z bocznych domków wywożono na lorach zagazowane nagie ciała. Przeważnie były to kobiety i dzieci. Lory były tak pełne, że częstokroć ciała głowami zwisały do dołu. Wtedy jeszcze nie obcinano kobietom włosów, bardzo często te włosy zwisały. Z kolegami rozpoczęliśmy obserwację, wszyscy po kolei przyglądaliśmy się, ażeby ten, kto przeżyje, mógł później świadczyć. W jakieś dwa miesiące później w innej grupie z ciekawości przeszliśmy obok czerwonego domku i przyglądaliśmy się dołom, do których wrzucano ciała. Widziałem, jak układano [je] z tych wózków warstwami. Doły te miały ok. 20–30 m. Układano na zmianę: raz głowa w jedną stronę, raz w drugą. Posypywano cienką warstwą wapna, wyrównano do poziomu ziemią i układano drugą warstwę. W tym okresie więźniowie kopali nowe doły. Zaszedł taki incydent: na koniach przyjechali Lagerführer Aumeier i Schwarz. Byliśmy przestraszeni, że zastali nas w takim miejscu. Baliśmy się, że to pociągnie jakieś skutki. Jednak [inne] przestępstwo było dla nich o wiele ważniejsze. Mianowicie jeden z kolegów miał przy sobie papierosy i został ukarany za posiadanie ich przy pracy – bo podczas Arbeitszeit, to znaczy od apelu rannego do apelu wieczornego, nie wolno było posiadać i palić papierosów.

W marcu 1942 r. jeden z naszych kolegów został osadzony w bunkrze za to, że dostał chleb od ludności cywilnej. Zdaje się, że tam było posadzonych ponad 40 ludzi w jednej celi bez żadnego otworu i okien. W ciągu nocy prawie wszyscy się udusili, kilku tylko się uratowało, wśród nich zginął kolega Grabowski.

W marcu 1942 r. osadzono w SK [Strafkompanie] również grupę naszych mierniczych i kolegę Kluźniaka przy dźwiękach akordeonu zamordowano łopatami.

Również 1942 r., w czerwcu, jedna z naszych grup dostała się do SK. Była to grupa bezpośrednio z naszego biura. Wówczas to miał miejsce słynny bunt w SK. Nie udał się z tego powodu, że nerwowo nie wszyscy wytrzymali. Mieli wszyscy na sygnał gwizdka przerwy obiadowej zerwać się do ucieczki, ale strażnicy to spostrzegli i zaczęli strzelać. Wtedy popisywał się swoją zbrodniczą działalnością Mohl, który latał po tych celach i strzelał do każdego, który podniósł głowę. To była duża masakra. Zginęło wtedy moich dwóch kolegów.

Podczas naszych wędrówek po tamtym obszarze spotykaliśmy również na takich wycieczkach oskarżonego Hößa, który przeważnie konno, a niekiedy samochodem, objeżdżał te tereny. Ciekawiło nas zawsze, że przeważnie widzieliśmy go w okolicy Brzezinki, nigdy w kierunku na Rajsko. Często widzieliśmy [go] rano, gdy wybierał się na taką wycieczkę w towarzystwie syna w wieku 12–14 lat.

3 lutego za tzw. kontakt z ludnością cywilną znowu padło pięciu Polaków. Post, czyli strażnik, który dozorował, zameldował w obozie, że grupa podjęła paczkę od ludności cywilnej i ją spożyła. Muszę zaznaczyć, że ten post również wziął z paczki część prowiantu, jednakże złożył meldunek. Tych moich pięciu kolegów 13 lutego zostało rozstrzelanych.

Po tej sprawie Odział Polityczny zainteresował się naszymi komandami i przydzielił do naszego komanda jako kapo donosiciela Stanisława Dorosiewicza i jego adiutanta – że tak powiem – Zweiga [Kurcweiga]. Wyznaczono go z urzędu naszym kapo i zaczął pracować już wewnątrz. Odział Polityczny wiedział, że kontaktujemy się z ludnością cywilną, wiedział, że kontaktujemy się między poszczególnymi obozami, rozmieszczonymi na całym obszarze, czy w Budach, czy w Babicach, czy we Wrzeszczu [Brzeszczach]. Dorosiewicz miał więc polecenie, korzystając z zaufania, jakeśmy mieli do niego, śledzić nasze kontakty z ludnością cywilną i z naszymi towarzyszami więźniami. Jego praca polegała na tym, żeby korzystając z zaufania całej grupy, która była lotna, myszkować po obozach i natychmiast meldować wszystko do Oddziału Politycznego. Na skutek tego wielu ludzi postradało życie. Myśmy byli uprzedzeni o roli Dorosiewicza, bo jednakże cały ten aparat szpiegowski był dość duży, tego się nie dało ukryć. Rzuciło się nam w oczy, że codziennie z rana Dorosiewicz melduje Oddziałowi Politycznemu, jaka grupa wychodzi i dokąd. Tu muszę zaznaczyć, że początkowo nie byliśmy ograniczeni, a teraz musieliśmy iść do wyznaczonej miejscowości, nie wolno nam było iść gdzie indziej. Od tego czasu zaczęła się ścisła kontrola naszych wędrówek.

20 maja 1944 r. uciekło naszych trzech kolegów. Myśleli, że jako grupa całkowicie wydzielona, mająca swoich postów, nie obciążą nikogo z kolegów. Niestety, zaraz następnego dnia aresztowano początkowo dwóch pod zarzutem kontaktów, a ponad 50 kolegów zatrzymano w obozie. Początkowo nie wiedziano, co z nami zrobić, dlatego że post z grupy, która uciekła, upił się i w stanie zupełnie nieprzytomnym zwalił się zaraz w Rajsku, w tym stanie go potem znaleziono. Komendantura wykorzystała to i wysłała meldunek do Berlina, że więźniowie otruli posta i potem uciekli. Okazało się to nieprawdą, dlatego że w kilka miesięcy później ten post wrócił specjalnie do naszego biura, żeby się wytłumaczyć, że on jest niewinny, że był tylko pijany, a kazano mu tak rzecz opowiedzieć.

À propos ucieczek muszę tu jeszcze podać, że w grupie pomiarowej już dość dawno był jeden, który pracował pod nazwiskiem Bauer, on również pracował dla Oddziału Politycznego. Jego zadaniem było szkicowanie ucieczek. Robił to w sześciu egzemplarzach i skutkiem tego myśleliśmy, że każda ucieczka była meldowana w górę. Jak powiedziałem, zostało wtedy zatrzymanych 50 i nie wiedziano, co z nimi zrobić, bo nie można [było] postawić im żadnych konkretnych zarzutów. Wobec tego po trzech dniach ich zwolniono, ale następnego dnia już na wniosek tego donosiciela, w którym przedstawił on konkretne nazwiska, 26 maja aresztowano 13 [więźniów], a 27 maja – 12. Nie wiedzieliśmy, co z nimi będzie. Przypuszczaliśmy, że raczej ich zwolnią. 25 czerwca dowiedzieliśmy się, że 13 z nich zostało rozstrzelanych na bloku 11., bez żadnej udowodnionej winy, jakkolwiek podobno było jakieś dochodzenie w [ich sprawie]. Ale to niepewne. Myśleliśmy, że po egzekucji 13 kolegów reszta zostanie zwolniona. Niestety, 19 lipca od samego rana zrobił się ruch w obozie. Mówiono głośno, że tego dnia odbędzie się egzekucja, i to duża. Budowano szubienicę. Na dwóch drewnianych słupach umieszczono żelazną szynę i zawieszono 12 powrozów.

Koło południa rozeszło się, że mierniczy zostaną powieszeni, i po wieczornym apelu tak się stało. Sprowadzono ich z bunkra, mieli ręce związane do tyłu. Obóz był obstawiony, bo władze obozowe przypuszczały, że będzie na to reakcja; mała Postenkette była wzmocniona. Kilka kompanii SS stało pod bronią, sam plac, na którym miała się odbyć egzekucja, był otoczony przez czterech Blockführerów z pistoletami maszynowymi. Wtedy wystąpił Höß przed grupę oficerów i rozpoczął odczytywanie wyroku, że jakoby na polecenie Berlina za to, że został ten SS-man strażnik otruty, ma być wykonany wyrok. Jeden z kolegów, nieszczęśliwiec, który akurat był bliżej, śp. Jan Skrzetuski, wykopał swój stołek w momencie, gdy przemawiał Höß, chcąc zaprotestować przeciwko temu kłamstwu. To dało hasło do panicznego wytrącania stołków pozostałym przez SS-manów przy udziale Lagerälteste. Nie jestem pewien, ale wtedy przystąpił do tych czynności Hössler, późniejszy Lagerführer.

W rok później, 24 czerwca, nastąpiła znowuż ucieczka jednego z naszych kolegów, również nie przypuszczał, że będziemy pod zarzutami, bo uciekł z wewnątrz obozu. Wtedy był jednakże inny komendant i nie zastosowano tych represji. Siedzieliśmy w bunkrze tylko jeden dzień i wypuszczono nas nazajutrz, z tym że nie wróciliśmy do biura pomiarowego, ale rozdzielono nas do pracy wewnątrz obozu. Wówczas zobaczyliśmy różnicę [między rządami] Hößa, kiedy za ucieczkę mordowano, i innego komendanta (który zresztą chciał dla siebie stworzyć alibi), [kiedy] nas zwolniono.

W 1944 r., jeszcze będąc w obozie, przeprowadzając pomiary w Brzezince, korzystaliśmy z tego, że nieczynna była druga [komora] gazowa, mierzyliśmy w pobliżu [tzw.] białego domku i miałem wtedy okazję zobaczyć urządzenia tego prowizorycznego domku, w którym uśmiercano ludzi. Mam szkic sytuacyjny całości. Na zewnętrznych drzwiach był napis „Do dezynfekcji”, a na zewnątrz po stronie przeciwnej tych drzwi: „Do kąpieli”. Z tego można było sądzić, że wprowadzano w błąd nieszczęśliwców, którzy przychodzili do tego pomieszczenia. Za domkiem był tor do wózków, lor, gdzie od razu bezpośrednio przenoszono [zwłoki].

Przewodniczący: Świadek zeznawał o czerwonym domku?

Świadek: Były dwa domki, jeden nazywaliśmy czerwonym, bo był z cegieł, a drugi był otynkowany i nazywaliśmy go białym.

Przewodniczący: W obu gazowano?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy świadkowi wiadomo w jakim czasie gazowano, czy i wtedy, kiedy krematoria były czynne?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy można określić położenie domku – bo świadek był przy pomiarach?

Świadek: Dokładnie mogę określić. Czerwony domek był położony na zachód mniej więcej od odcinka III Brzezinki, w odległości jakichś 200–300 m. Obok domku była polana z dołami. Domek został zlikwidowany w 1943 r., gdy tam byłem w tym czasie, cały obszar był zaorany i budynku już nie było.

Przewodniczący: Czy dom był widoczny, czy otoczony przez lasek?

Świadek: Czerwony domek był widoczny, a biały był raczej otoczony lasem, poza tym sztucznymi płotami z gałęzi od strony obozu, żeby zakrył cały ruch, który tam się odbywał.

Przewodniczący: Czy domek robił wrażenie na tych, których tam prowadzono?

Świadek: Raczej nie. Gdy pracowaliśmy przy polu, widzieliśmy prowadzone kolumny. Na tym odcinku ludzie szli powoli, nie zdając sobie sprawy, że idą do gazu, bo to było w wolnym tempie, byli otoczeni strażnikami, ale ich nie popędzano. Dopiero kiedy schodzili z wału, to się rozlegały krzyki, bo ich popędzano.

Przewodniczący: Jak wyglądał z zewnątrz ten biały domek? Jakie tam były napisy?

Świadek: Żadnych napisów nie było, był wyprawiony na surowo.

Przewodniczący: A co mówiono tym ludziom, czy oni się orientowali, dokąd ich prowadzą?

Świadek: Tego nie wiem, prawdopodobnie tego nie mówiono. Na podstawie napisów wewnątrz twierdzę, że raczej chciano ich zmylić.

Przewodniczący: [Więźniowie] uważali, że to jest dezynfekcja?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Jaka była pojemność tego budynku?

Świadek: Cztery izby; dom, choć murowany, był kryty, zdaje się, słomą; wydaje się, że to musiała być dawniej stodoła, równocześnie mieszkalna. Potem przerobiono to tak, że z głównego budynku były trzy pomieszczenia, a przybudówki cztery. Każda izba miała drzwi z jednej i drugiej strony i maleńkie okienko, 50 na 60 cm.

Przewodniczący: Ile osób mogło się tam jednocześnie pomieścić?

Świadek: Powierzchnia wynosiła ok. 30 m2, jakieś 4 na 8–7 m. Każda komnata na ponad sto osób.

Przewodniczący: Tak, że jednocześnie do 400?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: [Czy] w całym okresie istnienia obozu odbywało się tam gazowanie?

Świadek: Tak, później również palono [ciała].

Przewodniczący: Czy świadek widział kiedyś akcję palenia ciał?

Świadek: Bezpośrednio nie widziałem, słyszałem tylko krzyki gazowanych ludzi i widziałem dym. Poza tym widzieliśmy sam ruch.

Przewodniczący: Jak to wyglądało [od strony] praktycznej?

Świadek: Mniej więcej tak, jak widziałem to z początku, to robiło na mnie wrażenie magazynowania drewna. Wyrażam się w ten sposób, bo nie mogę znaleźć innego określenia. Magazynowano w dołach przy torze kolejki. Później była taka duża polana, rodzaj łąki. Tam dopiero układano te stosy. Z drewna, które zwozili ze wsi Broszkowice, gdzie rozbierali całe chałupy i przywozili samochodami, jak i z popiołów, które są na tej polanie, wnosić należy, że było to palone.

Przewodniczący: Jak to się mniej więcej przedstawiało odległościowo?

Świadek: Ten domek był czynny w [latach] 1942–1943. Gdy tam byłem, była mała przerwa i miano ten domek zlikwidować. Nawet jeden z moich kolegów wziął sobie stamtąd oprawkę, żeby zrobić lampkę nocną.

Przewodniczący: Czy od początku palono zwłoki, czy początkowo grzebano je?

Świadek: Był okres w 1942 r., kiedy widziałem, że do tych dołów chowano [zwłoki], i to duże ilości. Lory, które tam zachodziły, były wielkie, na jednej lorze mogło się zmieścić ok. 30 ciał. Sam widziałem na wierzchu leżących osiem ciał.

Przewodniczący: Więc pierwotnie po zagazowaniu zwłoki chowano, a potem [tego] zaniechano i ciała palono?

Świadek: Tak jest, i wtedy wydobywano zwłoki z tych dołów.

Przewodniczący: Dlaczego wydobywano, skoro zostały pochowane?

Świadek: Było [ich] dużo i wprawdzie doły były głębokie, bo miały 5–6 m głębokości, ale dużo było warstw tych ciał i następował ferment.

Przewodniczący: A więc wywiązywały się bakterie?

Świadek: Przypuszczam.

Przewodniczący: I to było powodem wydobywania tych zwłok? Raczej powodem było to, że chcieli ukryć ślady, bo doły zostały.

Świadek: Nie, raczej powodem było to, że chcieli ukryć ślady, bo dom został zrównany z ziemią.

Przewodniczący: [Czy] gdy wydobywano te zwłoki, to zrobiono palenisko i rzucano na nie zwłoki, czy zostawiono je w tych dołach i tam palono?

Świadek: Wydobywano je z tych dołów. Sam to widziałem – nie siłą ludzką, ale maszynami, dragami i od razu na ognisko.

Przewodniczący: Ale zwłoki mogły być w rozkładzie?

Świadek: Draga od razu brała szuflą i w ten sposób wszystko zgarniała. Do tych czynności pod kierunkiem SS-manów używani byli przeważnie Żydzi.

Przewodniczący: Jak sobie świadek tłumaczy [to], że Żydów przydzielano do tej pracy?

Świadek: Trudno mi wytłumaczyć, bo sam widziałem koło białego domku Żyda, który się pastwił nad tymi nieszczęśliwymi. Miał przezwisko „Krwawa Mańka” czy coś takiego.

Przewodniczący: W jaki sposób się pastwił nad zwłokami?

Świadek: Słyszałem, ale nie widziałem, że żywych też tam palono.

Przewodniczący: Świadek wspomniał, że słyszał krzyki i jęki.

Świadek: Słyszałem doskonale. Zdarzył się wypadek, że kiedy gazowano młodych ludzi w białym domku, zginął przy tym SS-man czy coś podobnego się zdarzyło. Od tego czasu nie gazowano w tym domku młodych ludzi, a tylko kobiety i dzieci.

Przewodniczący: Dlaczego?

Świadek: Ponieważ był opór ze strony młodych ludzi.

Przewodniczący: Czy świadek chce kontynuować swoje zeznanie, czy zakończyć je?

Świadek: Mniej więcej wszystko powiedziałem.

Przewodniczący: Świadek powiedział, że pierwotnie proponowano na obóz Rajsko, a nie Brzezinkę.

Świadek: Tak, ale potem zaniechano tego projektu i wzięto pod uwagę teren Brzezinki. Tłumaczyli to tym, że w Rajsku warunki były za dobre.

Przewodniczący: Czy była to inicjatywa Hößa, który zajmował się rozbudową obozu?

Świadek: Rozbudowa obozu była prowadzona pod kierunkiem Bischoffa jako kierownika Bauleitung, ale przy udziale Hößa.

Przewodniczący: Czy Höß przyjeżdżał na teren, interesował się budową?

Świadek: Raz widziałem jego samochód. Przyjechał w czasie rozbudowy obozu w Brzezince. Zwożono tam ziemię i równano do podstawy pierwszego baraku. Poza tym robiono tam szereg rowów.

Przewodniczący: Nie chodzi o to, czy budowano, ale czy świadek mógłby wyjaśnić, czy zajęcie terenu i budowa Brzezinki była wynikiem inicjatywy oskarżonego, czy też innych czynników?

Świadek: Bezwzględnie oskarżonego.

Przewodniczący: Czy świadek ma dane po temu, żeby to przypuszczenie uzasadnić konkretnymi faktami?

Świadek: Słyszałem wtedy w biurze pomiarowym, że zamiast odcinka III miał być wybudowany nad Wisłą pałac dla kierownika Landswirtschaft Caesara, ale władze obozowe nie zgodziły się na to.

Przewodniczący: Świadek powiedział m.in., że obóz miał pomieścić 300 tys. ludzi.

Świadek: Tak jest.

Przewodniczący: Skąd świadkowi to wiadomo?

Świadek: Mniej więcej z wielkości obozu, zresztą nasz kierownik SS-man mówił wyraźnie, że to ma być na 300 tys. ludzi. Mówił to w 1941 r.

Przewodniczący: Więc projektowana budowa szła w kierunku rozbudowy obozu, który by mieścił 300 tys. na stałe.

Świadek: Tak jest. Projektowano nawet więcej; ponad 300 tys. ludzi miała pomieścić Brzezinka. W Oświęcimiu macierzystym prócz starych bloków miał być rozbudowany system bloków w kierunku wsi, której nazwy sobie nie przypominam.

Przewodniczący: Więc Oświęcim miał być rozszerzony?

Świadek: Miano pobudować 48 bloków piętrowych murowanych. Z tego wybudowano 20.

Przewodniczący: Świadek użył wyrażenia „Meksyk” jako nazwy części obozu. Kto tam zamieszkiwał?

Świadek: Nazwę tę nadali więźniowie, którzy zamieszkiwali w Birkenau. [Po pierwsze dlatego, że] to było dość daleko od centrum władzy, [po drugie, że] obóz ten był w rozbudowie. Odcinek II liczył ok. 180 baraków. Ta nazwa została ustalona przez miejscowych. Część baraków przeznaczono na biura, a część na szpital, ale tam jeszcze nikt nie zamieszkiwał.

Przewodniczący: Czy to były tereny zajęte przez kobiety?

Świadek: Na pewno nie. Kobiety były początkowo na odcinku A, a później i B.

Przewodniczący: Świadek zna obóz w Birkenau. Na którym jego odcinku trzymano nagie kobiety?

Świadek: Nieraz byłem [tego] świadkiem. Przechodziłem przez Birkenau i tam się odbywało tzw. odwszenie kobiet. Tam się zdarzały okropne rzeczy. Wszystkie niewiasty były nagie i chodziły bardzo swobodnie. Wśród nich poruszali się SS-mani i tak przez cały dzień. Kiedy wracaliśmy z pracy wieczorem, to nic się nie zmieniło.

Przewodniczący: Czy wiadomo świadkowi, że były takie okresy, że kobiety pozostawały zupełnie nagie dzień i noc?

Świadek: Noc – to nie wiem. Ale przez dzień, to sam widziałem. Rano, kiedyśmy szli, były nagie, i wieczorem, kiedyśmy wracali, były nagie. Wtedy miało się odbywać odwszenie.

Przewodniczący: Świadek mówił o buncie wśród więźniów. Jak doszło do tego buntu? Może świadek to nam naświetli?

Świadek: Trudno to określić. Bunt powstał w komandzie przy kopaniu rowów. Zdarzył się na pierwszym zakręcie, gdzie kopano po kolana w wodzie. Mało było posterunków. Na sygnał gwizdka obiadowego miano się zerwać i uciekać w stronę Wisły. To było w odległości 0,5 km. Ilu objął ten bunt – nie wiem. Stan wynosił wtedy ponad 200 ludzi. Z tego wyszło może 20. Część została na miejscu zabita. Jeżeli chodzi o samą akcję: zerwali się do ucieczki. Był taki moment, że wartownicy szykowali się do przerwy obiadowej, zmniejszono Postenkette, część miała być zwolniona, każdy brał za karabin. Było poruszenie. Przygotowywano się do odejścia. Nagle na sygnał kompania rzuciła się do ucieczki. Część mogła nadążyć, a część pozostała. Część przebrnęła przez Postenkette i zdołała uciec do pobliskiego zagajnika. Rozpoczęło się strzelanie. Kazano wszystkim paść. Kto się poruszył, to strzelano. Do zagajnika dostało się może kilkunastu, może ok. 10. Część, zdaje się, uciekła, ale nie jestem pewny. Jeśli uciekło, to może kilku.

Przewodniczący: Świadek mówił o odczytywaniu wyroku przez Hößa. Skąd się Höß wziął, czy zawsze odczytywał wyroki?

Świadek: Wtedy Höß uroczyście odczytywał wyrok. Treści nie pamiętam, ale zdaje się mi, że na początku wspominał, że na mocy jakiegoś rozkazu z Berlina za to, że został otruty post – co było kłamstwem – zostali oni skazani na śmierć.

Przewodniczący: Świadek mówił o reakcji jednego z kolegów.

Świadek: W chwili odczytywania wyroku przez Hößa jeden z kolegów, który zaraz z brzegu stał na stołku, bo miał już zarzucony sznur, po słowach, że post został otruty, wytrącił nogami stołek i zawisł. To dało hasło do panicznego dokonywania egzekucji przez stojących obok Hößa oficerów. Höß przerwał odczytywanie wyroku.

Przewodniczący: To znaczy, [że] ten nie chciał słyszeć do końca tego wyroku, wytrącił krzesło. Czy żadnych słów nie mówił, nic nie powiedział pod niczyim adresem?

Świadek: Nic nie powiedział.

Przewodniczący: Czy inni poszli jego śladem?

Świadek: Wszyscy byli bardzo poważni i godni i nie słyszałem, żeby ktoś się odzywał.

Przewodniczący: Czy wszyscy tak samo wytrącili spod siebie krzesła?

Świadek: Nie, tylko jeden.

Przewodniczący: Świadek powiedział m.in., że z powodu ucieczek za rządów Hößa wieszano, a sam świadek stwierdza, że za jego następcy już nie wieszano, tylko karano bunkrem. Może świadek bliżej określi, co chciał przez to powiedzieć.

Świadek: Chciałem powiedzieć, że wykonanie tego wyroku – właściwie nie wyroku, bo to było po prostu morderstwo bez żadnego wyroku…

Przewodniczący: …co było morderstwem bez wyroku? Świadek musi mówić jasno, domyślać się nie możemy.

Świadek: Mam tu na myśli to, że wówczas, kiedy nastąpiła ta największa egzekucja 12 kolegów przez powieszenie i 13 przez rozstrzelanie, to wyłączną winę ponosi oskarżony Höß, przez to, że kłamliwie podał meldunek do Berlina. Meldunek musiał podać, bo każda ucieczka musiała być meldowana, ale tu motywy były specjalnie podane, żeby ukryć to, że więźniowie są w kontaktach z niektórymi SS-manami, przekupionymi przez więźniów. [Höß] chciał to widocznie ukryć i dlatego podał do Berlina wiadomość, że ci więźniowie otruli [posta]. Więc winę ponosi przez to, że wprowadził w błąd Berlin.

Przewodniczący: Świadek mówił tu, że ten rzekomo otruty [post] potem was jakby przepraszał i mówił, że jemu to kazano powiedzieć.

Świadek: On do nas specjalnie przyszedł, żeby wytłumaczyć ten fakt.

Przewodniczący: Czy mówił, kto mu kazał tak powiedzieć? Użycie wyrażenia, że mu kazano, jest zbyt ogólnikowe. Czyli chodziło o stworzenie fałszywego raportu czy meldunku dla Berlina, co stało w związku z późniejszą egzekucją. Czy on nie określił, kto mu kazał złożyć taki fałszywy meldunek?

Świadek: Tego nie wiem.

Przewodniczący: Świadek mówił, że za następcy Hößa w związku z ucieczkami nie było już takich represji, tylko że karano bunkrem?

Świadek: Przynajmniej w stosunku do pozostałych.

Przewodniczący: To znaczy, [że] miały miejsce ucieczki, ale świadek sobie nie przypomina, żeby w związku z ucieczkami stosowano tego rodzaju kary, jak w 1942 r. Czy świadek przypisuje to zmianie komendanta, czy też zmianie systemu w postępowaniu z więźniami?

Świadek: Myśmy sobie to tłumaczyli tym, że komendant się zmienił, a druga przyczyna [to taka], że nastąpiła zmiana sytuacji na frontach.

Przewodniczący: Więc tłumaczyliście sobie, że to odprężenie należy przypisać zmianie sytuacji na frontach. A zmianie komendanta także?

Świadek: Także.

Przewodniczący: Czy świadek miał styczność z następcą Hößa? I niech świadek powie, w jakim kierunku wyrażała się ta różnica, gdy przyszedł następca Hößa.

Świadek: Różnica była w apelach – trwały krócej; zdaje się, po 15 min, podczas gdy za Hößa trwały nieraz godzinami. Poza tym SS-mani nie byli tak gorliwi w wykonywaniu swoich obowiązków.

Przewodniczący: Czy świadek uważa, że był to skutek rozluźnienia w obozie, czy też był to łagodniejszy kurs? Czy było to wynikiem bardziej ludzkiego ustosunkowania się następcy Hößa?

Świadek: Był to raczej łagodniejszy kurs. Przypuszczam, że zależało to tylko od komendanta. Bo kiedy myśmy w biurze poskarżyli się w 1942 r. przez naszego szefa niemieckiego, prof. Reinikego, który miał się z tą skargą udać do komendanta i stworzyć nam lepsze warunki, [to] w wyniku tego zostaliśmy ukarani i całe nasze biuro przez 2 godz. musiało uprawiać tzw. sport.

Przewodniczący: Konkretnie – jaki to był „sport”?

Świadek: Biegnie po ulicy w jedną i drugą stronę, skakanie żabką, to znaczy w przysiadzie, opierając się na jednej ręce. Należało posuwać się, odbijając się rękami od ziemi, a potem odbijając się nogami, rzucać się na ręce i w ten sposób szybko się poruszać.

Przewodniczący: Jak długo trwało takie skakanie?

Świadek: To zależy. Różne były ćwiczenia. Raz kazano skakać w przysiadzie, to znów biegać, to turlać się na leżąco przez 2 godz. Tego rodzaju ćwiczenia kazano nam robić przez 2 godz.

Przewodniczący: Co świadek mówił o tym profesorze?

Świadek: Właśnie jego prosiliśmy o interwencję. On interweniował, a skutek był taki, że zamiast otrzymać jaką ulgę, dostaliśmy właśnie ten „sport” za to, że śmieliśmy zwracać się o polepszenie naszego bytu.

Przewodniczący: Więc nie zwracaliście się więcej, bo to było bezcelowe?

Świadek: Później baliśmy się już zwracać.

Przewodniczący: Wracając jeszcze do następcy Hößa – więc później były skrócone apele. Czy w kierunku odżywiania nastąpiła jakaś poprawa?

Świadek: Pod tym względem może nie, bo później, pod koniec, były mniejsze porcje chleba.

Przewodniczący: Czy była później taka okropna samowola kapo i funkcyjnych?

Świadek: Te rzeczy istniały, ale tylko w pojedynczych wypadkach.

Przewodniczący: Czy następca Hößa wysłuchiwał waszych skarg, czy był dostęp do niego?

Świadek: Nie, nie było. Znam tylko pojedyncze wypadki, ale kończyło się raczej na tym, że każdy, kto się skarżył, był karany.

Prokurator Cyprian: Chcę zapytać o taką rzecz. Swego czasu świadek zeznał, że Höß wyjeżdżał konno w teren, gdzie były masowe groby, gdzie wkładano zwłoki do palenia i zabierał swego syna, czy tak było?

Świadek: Przeważnie kiedy szliśmy w pole o godz. 5.00 i 5.20, to przed mieszkaniem Hößa stały dwa konie. To było prawie codziennie, a konie czekały na oskarżonego i na jego syna.

Jednego dnia dowiedzieliśmy się, że urządzał wycieczki w stronę Rajska, ale najczęściej w stronę Brzezinki.

Prokurator Cyprian: Czy świadek widział, że [Höß] wyjeżdżał z synem w teren masowych grobów?

Świadek: Nie widziałem oskarżonego z synem [jadących] w tym kierunku.

Adwokat Ostaszewski: W związku z oświadczeniem świadka, że za czasów następcy Hößa było lepiej w obozie, czy świadkowi nie jest wiadoma okoliczność, że radia obcych państw zwróciły uwagę na to, co się dzieje w Oświęcimiu? Czy to było wiadome w obozie?

Świadek: Wiedzieliśmy, że jakieś interwencje idą, bo różnymi drogami z obozu szły wiadomości, co się dzieje.

Adwokat Ostaszewski: Więc z obozu szły wiadomości za granicę, gdzie mianowicie?

Świadek: To trudno mi określić dokładnie, raczej Londyn podawał [je] później przez radio.

Adwokat Ostaszewski: O to mi właśnie chodzi, że Londyn podawał. Czy nie przypuszczaliście panowie, że zmiana kursu, która nastąpiła, i odwołanie Hößa mogły być w związku z tą akcją?

Świadek: Nie, myśmy się dowiedzieli, że Hößa odwołano z Oświęcimia na skutek rozkazu wyższej władzy, bo otrzymał stanowisko kierownicze nad jeszcze innymi obozami, nad całym systemem obozów koncentracyjnych.

Adwokat Ostaszewski: Ale przecież Höß po pewnym czasie znów wrócił do Oświęcimia. Czy był taki fakt, że wrócił?

Świadek: Tak.

Adwokat Ostaszewski: Czy za powtórnego pobytu Hößa zaszły jakieś zmiany w stosunku do uprzedniego okresu, kiedy był jego zastępca?

Świadek: Trudno mi sobie przypomnieć tę zmianę, bo to było w 1944 r., gdzie uległem karze, że nie wolno mi było chodzić za druty.

Adwokat Ostaszewski: Więc świadek nie może ustalić tych okoliczności.

Przewodniczący: Świadek jest wolny.