STEFANIA ROŻEK

Kraków, 2 grudnia 1947 r.

Stefania Rożkowa, 24 lata
ul. Pawia 6, Kraków
tel. 507-45

zweryfikowana więźniarka Pawiaka, Majdanka, Ravensbrück i Lipska
[w latach] 1942–1945

Powołując się na rozmowę telefoniczną, przeprowadzoną w dniu dzisiejszym z ob. prokuratorem Cyprianem, podaję, co następuje.

Odnośnie oskarżonej Lächert mogę złożyć zeznania obciążające na okoliczność bestialskiego traktowania więźniów przez oskarżoną w obozie na Majdanku, z podaniem przebiegu poszczególnych wypadków; następnie w sprawie udziału oskarżonej w selekcjach Żydówek, udziału w okradaniu więźniarek z kosztowności, wysyłania paczek wartościowych do Niemiec itd.

Odnośnie oskarżonej Orłowskiej [Orlowski], poza wyżej wymienionymi okolicznościami – w kwestii jej zboczenia seksualnego i zmuszania młodych więźniarek, przeważnie Rosjanek, do uprawiania tego procederu.

Wyżej omawiane zeznania załączam.

Z oskarżoną Lächert zetknęłyśmy się w pierwszych tygodniach 1943 r. na Majdanku. Od początku była postrachem obozu kobiecego. Do zwyrodniałej tej istoty przylgnęło przezwisko „Strasznej Brygidy”, a samo wspomnienie jej sadystycznych, potwornych wyczynów wzbudza do dziś dreszcz przerażenia w każdej z żyjących więźniarek Majdanka.

Kilka razy dziennie wpadała na nasze pole jak huragan, z rozwichrzonymi włosami, w rozpostartej wiatrem pelerynie, z pejczem w ręku, z wykrzywionymi nogami, błyskając ślepiami jak nieprzytomna, niby szatan, i wykrzykując zachrypniętym, grubym czy przepitym głosem najwulgarniejsze wyzwiska, rzucała się kolejno na najbliższe więźniarki. Bez najmniejszego powodu poza jej humorem czy temperamentem kopała je, tłukła, szczypała, pluła w twarz, drapała, policzkowała, a nawet swoimi palcami jak szpony próbowała dusić. Dziwne to jest i niezrozumiałe, że właśnie ona mogła być pielęgniarką, jak wynika z personaliów. Przerażenie w nas wywoływał przede wszystkim fakt, że nie doszukiwała się ta „Brygida” u swoich ofiar powodów do znęcania się, jak np. jakichś niedociągnięć w pracy, zachowania czy temu podobnych, lecz dopadała najbliższą więźniarkę, jakby pod wpływem obłędu czy szału. Pojedynczych przykładów można by przytoczyć mnóstwo, gdyż mało kto zdołał się przed nią uchronić.

Pewnego razu wpadła w czasie „kontroli” do jednego z baraków, przebudowywanego wówczas, i najbliżej pracującą pod bystrym okiem kapo starszą kobietę, p. Jasieńską, zbierającą właśnie wióry, poczęła targać za włosy i uderzać jej głową o ścianę. W tym momencie dosłownie ślina niby piana wściekłości przeciskała się przez jej usta. Chwilę później spokojnie i wesoło rozmawiała z pełniącym przy baraku służbę SS-manem, szczerząc zęby i rozkraczywszy nogi. Oskarżona Lächert znana była z bicia kobiet w najwrażliwsze miejsca w czasie tzw. kąpieli i odwszenia.

Przez pewien czas wyprowadzała do pracy tzw. Außenkommando kilka kilometrów poza obręb obozu celem zbierania szczawiu itp., spożywanego potem w kuchni obozowej. I tam naturalnie również pastwiła się nad więźniarkami, często szczując je psami. Okoliczni mieszkańcy i członkowie lubelskiego patronatu podkradali się tam, by nawiązać kontakt z więźniarkami i widząc jej wyczyny, zaryzykowali wszczęcie pertraktacji z oskarżoną Lächert. Udało się. Od tego dnia „Brygida” otrzymywała codziennie wódkę i jedzenie, upijała się, przeważnie potem nie interesowała się więźniarkami, których strzegli SS-mani, i w ten sposób zyskiwano kilka godzin wytchnienia.

Był okres „selekcji” Żydówek, przy których Lächert była jedną z najgorliwszych wykonawczyń, wykazując maksimum brutalności i bestialstwa. Będąc parokrotnie wraz z kilkoma innymi więźniarkami wyznaczoną do sprzątania pokoi aufseherek w pierwszych dniach po przywiezieniu nas jako pierwszego kobiecego transportu na Majdanku, zdołałam zaobserwować w ich garderobie, m.in. w rzeczach należących do Lächert. stosy nowej luksusowej bielizny, pończoch, chusteczek, bluzek, z często powtarzającymi się nazwami polskich firm, fabryk, oraz listy dziękczynne z Niemiec od krewnych SS-aufseherek, zawierające podziękowania za dotychczasowe paczki [i] z prośbami o dalsze, nawet z wyszczególnieniem „zamówień”, jak np. wyprawka dla dziecka, futro dla kogoś tam, obrusy, bielizna pościelowa itp. Przypominam sobie w jednym z pokoi aufseherek fotografię z Niemiec na wybitnie wiejskim tle, gdzie pośród całej rodziny niemieckiej w chłopskich strojach stoi dziewczyna ubrana po miejsku, z podpisem: „Tak ładnie mi w sukience od Ciebie”. W pokojach ich były flaszki po wódkach i inne pozostałości świadczące o nocnych libacjach.

Oskarżona Lächert zniknęła nagle pewnego dnia z obozu, a my odetchnęłyśmy z ulgą. W tym czasie krążyła pogłoska, że w związku z wykrytą poważną defraudacją części biżuterii pożydowskiej, która miała być przekazana do Niemiec, aresztowano i osadzono w więzieniu na Zamku Lubelskim m.in. przyjaciela „Brygidy”, jednego z SS-manów. Sądziłyśmy, że może i Lächert została aresztowana. Dopiero obecnie dowiedziałyśmy się, że kontynuowała swoją działalność w Oświęcimiu.

Oskarżona Orlowski prowadziła na Majdanku komando praczek. Mimo takich plusów jak to, że w pralni można się było po kryjomu umyć czy przeprać coś, nikt się nie starał tam dostać, gdyż Orlowski znana była z masowego stawiania swoich pracownic na karne apele, z bicia i nieludzkiego traktowania więźniarek. Młode Rosjanki z jej komanda skarżyły się po kryjomu, że Orlowski jest zboczona i w swojej Dienststubie zmusza je do uprawniania różnych procederów na tym tle. Naturalnie nie było sposobu zrobienia użytku z tego i nie można było ani skarżyć, ani o tym mówić. Konsekwencje w takich wypadkach były za poważne.