Dnia 27 sierpnia 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Tadeusz Paudyn |
Data i miejsce urodzenia | 16 grudnia 1899 r. w Radomiu |
Imiona rodziców | Romana i Heleny z d. Wesoła |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Narodowość i przynależność państwowa | polska |
Zawód | kupiec |
Miejsce zamieszkania | Kraków, ul. Łobzowska 15/4 |
Aresztowany zostałem przez gestapo 9 czerwca 1941 r. w swoim mieszkaniu w Zakopanem. Od 24 lipca 1941 r. byłem więziony w Zakopanem, w więzieniu „Palace”. Z Zakopanego przetransportowano mnie do więzienia w Tarnowie, gdzie przebywałem do 14 grudnia 1941 r., po czym przewieziono mnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W Oświęcimiu przebywałem od 15 grudnia 1941 r. do 30 listopada 1944 r., po czym kolejno przebywałem w obozach Dachau, Buchenwald, Dora i Flossenbürg.
W obozie oświęcimskim pracowałem kolejno w następujących komandach: Tischlerei, na Industriehofie, około sześciu tygodni przebywałem w szpitalu (KB [Krankenblock]), gdzie po ciężkiej pracy obozowej i z niedostatecznego odżywienia doszedłem do stanu „zmuzułmanienia” i ważyłem zaledwie 49 kg, dalej Kartoffelschellerei, kuchnia dla więźniów (Häftlingsküche), Kartoffelfahrerkommando, Bauhof i w końcu Schlachthaus.
Z okresu mej pracy w kuchni dla więźniów pamiętam ówczesnego Rottenführera, Schumachera. Był to wrzesień 1942 r., gdy ja pracowałem jako sprzątacz (Reiniger) przy kuchni dla więźniów. Schumacher był wówczas kierownikiem (Kommandoführer) Brotabladerkommando. Od tego czasu stykałem się bezpośrednio i prawie codziennie z Schumacherem, a od kwietnia 1943 r. aż do września 1944 r. pracowałem już bezpośrednio w jego komandzie, Kartoffelfahrer, którego był kierownikiem. Miałem zatem możność bliższego poznania Schumachera i jego działalności przez dłuższy czas. Znam go dobrze i z nazwiska i z widzenia. Wśród więźniów znany on był pod przydomkiem „Długi”, albowiem był wysokim, szczupłym mężczyzną. Jak się sam chwalił był z zawodu górnikiem, a przy tym bokserem.
Bezpośrednim przełożonym Schumachera był Unterscharführer Schebeck, któremu podlegały wszystkie magazyny żywnościowe dla więźniów. Pod kierunkiem Schebecka pracował Schumacher i jeszcze dalszych pięciu SS-manów. Schumacher pełnił zarazem różne funkcje, zlecone mu przez Schebecka, np. brał udział przy odbieraniu transportów żydowskich i wtedy udawał się z Rollwagen I na tzw. rampę żydowską, tor 21, a później do Brzezinki. Tam brał udział przy wyładowaniu Żydów, a wszystkie produkty żywnościowe, odebrane Żydom, przewoził do magazynu Schebecka. W ciągu 1944 r. magazyny żywnościowe, położone wewnątrz obozu, okazały się za szczupłe, dlatego też w obrębie dużej Postenketty przeznaczono jeden z bunkrów kartoflanych, długości 70 m a szerokości ok. 15 m, na sortownię artykułów żywnościowych, odebranych Żydom. Kierownikiem tej sortowni był Schumacher. Więźniowie pod nadzorem Schumachera sortowali tam i przeglądali dokładnie artykuły żywnościowe i znajdywali bardzo często kosztowności, jak dolary, biżuterie itp., w chlebie, marmeladzie, tłuszczach, mące itp. Po skończonej pracy odnosiło się wszystkie te kosztowności do położonej obok kancelarii Schumachera, który chował je do skrzynki pod zamknięciem. Po napełnieniu tej skrzyni odwoził ją Schumacher do komanda kanada i oddawał tam ją bez żadnego potwierdzenia. Schumacher miał zatem możność zabierania dla siebie kosztowności. Przy mnie nie chował ani nie zabierał Schumacher kosztowności, był bowiem bardzo ostrożny, a przy tym sprytny.
Po skończonej pracy w sortowni Schumacher przeprowadzał u więźniów pracujących tam bardzo ścisłą rewizję, a czasem wyręczał się w tej funkcji starszymi więźniami, do których należałem ja lub kolega obozowy Łojas. W wypadku, gdy Schumacher znalazł przy rewizji u więźnia kosztowności, bił więźnia doraźnie ręką lub kijem, przeważnie jednak kijem, nadto składał meldunek Schebeckowi. Pamiętam wypadek, gdy Schumacher wpadł do bunkra, w którym ja byłem zatrudniony, z pokaleczonymi i pokrwawionymi rękami i polecił szybko podać mu jodyny i spirytusu, celem zmycia rąk, przy czym mówił, że pobił rękami więźnia i przy tym pokaleczył się, a ręce musi zdezynfekować, bo „od takiego psa mógłby się zarazić” (miał tu na myśli pobitego przez siebie więźnia).
Schumacher był postrachem dla więźniów, gdyż stale krzyczał na więźniów i codziennie bił ich kijem przy lada okazji, bez najmniejszego powodu. Poza tym był bezwzględny, bardzo służbowy, a zarazem bojaźliwy w stosunku do swoich przełożonych. Przez swoją gorliwość, a w stosunku do więźniów bezwzględność i surowość, chciał przypodobać się swoim przełożonym, a zarazem utrzymać się na korzystnym dla siebie stanowisku i uniknąć przeniesienia do służby frontowej, co w stosunku do innych SS-manów często się zdarzało. Lubił pić wódkę, a jak się upił czasem był szczególnie niebezpieczny. Z kolei gdy się nie napił któregoś dnia, to chodził zły i podenerwowany. W czasie pracy nosił stale laskę, którą bił więźniów. Szczególnie znęcał się nad Żydami, a miał sposobność ku temu, zwłaszcza przy wyładowywaniu z wagonów ziemniaków i jarzyn oraz przy ładowaniu [żywności] z bunkrów na auta dla podobozów. Nasze komando liczyło ok. 50 osób, a przy takich wyładowaniach lub załadowaniach pracowało nieraz do 200 więźniów, przydzielonych dorywczo z innych komand. Na przykład wyładowanie 30 wagonów ziemniaków i zniesienie ich do bunkrów i kopców trwało przy obsadzie ok. 120 więźniów pół dnia. Jedni więźniowie z wagonów zsypywali ziemniaki na tak zwane tragi, inni zaś znosili ziemniaki do bunkrów, przy czym każdą tragę niosło dwu więźniów, a ciężar tragi wynosił ok. 60 kg. Pracę tę musieli wykonywać więźniowie z napełnionymi tragami bardzo szybkim krokiem, zaś z pustymi tragami biegiem. Ppilnowywał tego osobiście Schumacher, goniąc za więźniami i bijąc kijem, gdzie popadło. Nadto, gdy przyłapał więźnia na kradzieży ziemniaków lub na jedzeniu, wymierzał doraźnie karę, nieraz 25 razy. Najmniejsza porcja razów u Schumachera wynosiła dziesięć uderzeń. W stosunku do więźniów, zatrudnionych w jego komandzie, był trochę względniejszy, zaś więźniów z innych komand nie oszczędzał.
Szczególnym okrucieństwem odznaczył się Schumacher na jesieni 1942 r. przy znoszeniu ziemniaków z wagonów do kopców, która to praca trwała [przez] około trzy tygodnie, a była bardzo ciężka i wykonywano ją w grząskim błocie i wśród deszczu. Przywieziono wtedy kilkaset wagonów ziemniaków na tzw. rampę żydowską, a ustawione kopce z ziemniakami zajmowały przestrzeń kilku kilometrów. Schumacher był jednym z dozorujących SS-manów z ramienia Schebecka. Przydziału do tej pracy, nawet na jeden dzień, obawiali się więźniowie jak ognia i tak jak karnego komanda, albowiem każdego dnia przy pracy tej ginęło kilkunastu więźniów, albo pobitych, albo pogryzionych przez psy, albo wreszcie zastrzelonych. Pracowało tam nieraz ok. 500 więźniów. Schumacher w tym czasie specjalnie znęcał się nad więźniami, poganiał w pracy i bił, tak że na pewno z tego okresu ma na sumieniu szereg ofiar ludzkich. Jedynie przez kilka tygodni, gdy powrócił na swoje stanowisko ze szpitala, był łagodniejszy w stosunku do więźniów, lecz stan ten trwał niedługo. Na wiadomość o jakichś niepowodzeniach armii niemieckiej, specjalnie krzyczał na więźniów, a zwłaszcza na Żydów, których obarczał odpowiedzialnością za wywołanie wojny i klęski. Był on zagorzałym partyjnikiem.
Zdarzały się również wypadki, że [gdy] Schumacher zauważył więźnia odpoczywającego w pracy, to wtedy bił takiego więźnia. Więźniom żydowskim groził krzykiem, że ich wyśle do krematorium. Pamiętam wypadek ciężkiego pobicia przez Schumachera więźnia żydowskiego, jakoś w lecie 1944 r., był to adwokat z transportu Żydów węgierskich, który odmówił pracy fizycznej, twierdząc, że według zapewnień miał być przydzielony w obozie tylko do pracy umysłowej. Był to więzień przebywający zaledwie kilka dni w obozie i nie znający jeszcze warunków życia obozowego. Mnie Schumacher pobił tylko raz. Gdy przyłapał więźnia na kradzieży ziemniaków, to pobił go, a następnie kazał zjeść na surowo znaleziony u niego zapas ziemniaków, co niejednokrotnie kończyło się chorobą więźnia.
O działalności Schumachera może udzielić informacji Franciszek Łojas, zam. w Zakopanem, Urząd Skarbowy, który był pisarzem w komandzie Schumachera.
Odczytano. Na tym protokół przesłuchania zakończono i podpisano.