KAZIMIERZ SICHRAWA

Dnia 20 września 1947 r. w Nowym Sączu, Sąd Grodzki w Nowym Sączu z siedzibą w Nowym Sączu, w osobie sędziego mgr. A. Benisza, z udziałem protokolanta J. Stefaniszynówny, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko mgr Kazimierz Sichrawa
Wiek 45 lat
Imiona rodziców Roman i Anna z Nenonich
Miejsce zamieszkania Nowy Sącz
Zajęcie adwokat
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

W czasie od 14 kwietnia 1940 r. do końca października 1944 r. przebywałem jako więzień polityczny w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Dziś z powodu upływu dłuższego czasu nie przypominam sobie, czy i z którymi członkami zbrojnej załogi obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu wymienionymi w okazanym wykazie zetknąłem się w Oświęcimiu poza Hansem Aumeierem, Maksem Grabnerem i Ludwigiem Plaggem, których dobrze sobie przypominam. Nazwiska tych ostatnich znałem już w Oświęcimiu.

Hans Aumeier pełnił w obozie od stycznia albo lutego 1943 r. funkcję Lagerführera. Zetknąłem się z nim osobiście po raz pierwszy w parę dni po objęciu przez niego urzędowania. Był to okres wielkich mrozów, przekraczających 30°. Poprzedni Lagerführer Fritzsch nie zezwalał nawet więźniom pracującym przez cały dzień pod gołym niebem na rozpalanie ognia. Początkowo w obozie więźniowie odczuli ulgę, gdyż nowy Lagerführer Aumeier pozwolił, aby więźniowie, zwłaszcza pracujący na zewnątrz, w czasie pracy rozpalali ogniska i grzali się przy nich. W związku z tym również w moim dziale pracy (a pracowałem jako tłumacz w stajni końskiej) paliliśmy swobodnie w piecach, które rozmieszczone były we wszystkich stajniach w odpowiednich ubikacjach. Jednego dnia przyszedł do stajni Aumeier z paroma SS-manami i zwrócił się do otoczenia, kto napalił w piecu stajni. Kiedy oświadczyłem, że ja [to] uczyniłem, Aumeier wymierzył mi policzek i polecił mnie usunąć z pracy. Aumeier był początkowo możliwy [do zniesienia], lecz – jak twierdzono w obozie – pod wpływem Maxa Grabnera,

piastującego kierownicze stanowisko w Politische Abteilung , oraz Rapportführera Palitzscha
zaczął być coraz sroższy.

Mniej więcej na początku wiosny 1942 r. zdarzyło się, że grupa Żydów holenderskich, którym przy wywożeniu do Oświęcimia podobno jeszcze w kraju opowiadano, że jadą na osiedlenie i na dobre warunki pracy, zmuszona została do całodziennej bardzo ciężkiej, wyczerpującej pracy polegającej na noszeniu drutów i łomów żelaznych, przy czym kazano im brać od razu takie ilości, że nie byli w stanie tego unieść. Grupa ta, złożona z kilkunastu Żydów, po parogodzinnej pracy odmówiła posłuszeństwa, oświadczając, że praca ta przekracza ich siły. Wówczas Aumeier, Palitzsch i zdaje mi się, że i Ludwig Plagge wpadli między nich i zaczęli [ich] w straszliwy sposób masakrować i katować – kilku, zdaje się, ubili na miejscu, a resztę, ośmiu, dziesięciu więźniów, ustawili rzędem w porze obiadowej albo wieczornej, tj. po pracy, przy tzw. Birkenalee (było to miejsce dozwolone dla spaceru dla więźniów). Wystawieni oni zostali jako postrach. Ogłoszono, dlaczego zostali tak pobici. U jednego widziałem wybite oko, u innego obcięty wielki palec u nogi. Wszyscy byli pokrwawieni, z głębokimi ranami na głowie, rękach i nogach.

Cała groza charakteru Aumeiera zaczęła się uwydatniać pod koniec 1942 r. Aumeier pił niemal codziennie i co parę dni w stanie nietrzeźwym szedł do bunkra, tj. więzienia obozowego, wraz z Grabnerem, Palitzschem i Plaggem. Przechodzili od celi do celi, każdego więźnia wypytywali, za co siedzi i kim jest, i właściwie każdego Polaka i Żyda odstawiali na bok, a potem z miejsca [do nich] strzelali. Doszło do tego, że dostanie się jakiegokolwiek więźnia Polaka za cokolwiek do więzienia obozowego równało się karze śmierci.

Stan ten zmienił się z chwilą objęcia komendy obozu przez Arthura Liebehenschela. Równocześnie stwierdzam, że o żadnej zbrodniczej działalności Liebehenschela nie mam żadnej wiadomości.

Z Maxem Grabnerem, który pełnił w obozie funkcję szefa Oddziału Politycznego, osobiście się nie zetknąłem. Od współtowarzyszy obozowych dowiedziałem się, że był on postrachem więźniów, złym duchem obozowym, z którego nastawieniem liczył się bardzo Aumeier i pod którego wpływem dokonywały się wszystkie zbrodnie na więźniach.

Ludwig Plagge od samego początku istnienia obozu do czasu jego likwidacji pełnił w nim funkcję zastępcy Rapportführera, Blockführera.

W tym miejscu prostuję swe zeznania w ten sposób, że Ludwig Plagge początkowo prowadził z więźniami tzw. sport. Potem pełnił funkcję Blockführera, był zastępcą Rapportführera Palitzscha, następnie Rapportführera w obozie cygańskim i wreszcie Lagerführera w tymże obozie. Mniej więcej w 1943 r. wyjechał z obozu – dokąd, tego dziś nie pamiętam.

Z Plaggem zetknąłem się w pierwszym dniu przybycia do obozu i stykałem się z nim bardzo często – w pierwszym, a może i drugim roku mego pobytu w Oświęcimiu niemal codziennie. Ludwig Plagge odnosił się do więźniów okrutnie. Był to człowiek opanowany, spokojny, zimny, taktowny nawet, ale sadysta. Sadyzm jego przejawiał się w tym, że całymi godzinami, bez przerwy urządzał z więźniami tak męczącą gimnastykę, że wielu więźniów mdlało z wyczerpania. Notoryczne było w obozie, że Plagge osobiście dokonywał egzekucji na więźniach przez strzelanie w tył głowy.

W maju 1943 r. przeniesiony zostałem do obozu cygańskiego, gdzie zetknąłem się z Plaggem jako Rapportführerem. W obozie tym pracowałem w Schreibstubie, w której to Plagge na moich oczach w okrutny sposób znęcał się nad Cyganami bez względu na płeć, bijąc ich bykowcem po całym ciele, względnie w tylną część ciała za byle najdrobniejsze przewinienie. [Zarówno] do mnie w tym czasie, jak i do otoczenia polskiego odnosił się taktownie.

Więcej w przedstawionej sprawie nie mam żadnych wiadomości.

Zakończono i podpisano.