JAN PODGÓRSKI

Dnia 29 września 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107 i 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Podgórski
Data i miejsce urodzenia 17 grudnia 1901 r. w Krakowie
Imiona rodziców Józefa i Marii z Trębaczów
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód przedsiębiorca samochodowy
Narodowość i przynależność państwowa polska
Miejsce zamieszkania Kraków, Mały Rynek 1
Stan cywilny żonaty
Zeznaje bez przeszkód

Byłem więźniem obozu koncentracyjnego Oświęcim jako nr 119 543 w czasie od końca kwietnia 1943 r. do 11 lipca 1944 r., po czym przetransportowano mnie jako specjalistę – mechanika samochodowego – do obozu koncentracyjnego w Płaszowie, gdzie przebywałem aż do likwidacji tego obozu, tj. do 15 stycznia 1945 r. W obozie oświęcimskim pracowałem przez cały czas po odbyciu kwarantanny, w Kommando Fahebereitschaftsbauleitung na Bauhofie. Z tego okresu znam dobrze i z nazwiska, i z widzenia, jak również rozpoznałem przy konfrontacji w dniu 25 września 1947 r. w Centralnym Więzieniu w Krakowie, SS-Rottenf ührera Ericha Dingesa, który zatrudniony był jako SS-man w tym samym komandzie. Był on szoferem, wożącym autem osobowym SS-manów, dygnitarzy obozowych, ponadto miał do własnego użytku motocykl. Znany był on jako handlarz złota, które wywoził z obozu oświęcimskiego do Wrocławia, a do obozu przywoził wódkę. Widziałem w jego mercedesie leżący bykowiec. Po odbyciu jakiejkolwiek podróży kazał więźniom zatrudnionym w jego komandzie dokładnie czyścić i myć samochód oraz czyścić sobie buty, a przy tej okazji, jeśli praca więźnia mu się nie spodobała, bił lub kopał go. Ja starałem się w każdym razie usuwać się mu z drogi. Z opowiadania kolegów więźniów wiadomo mi, że Dinges jeszcze przed moim przyjściem do obozu nosił stale reitpejczę i dla zabawy bił nią – przeważnie więźniów żydowskich – po rękach lub po nosie, jeśli który miał nos orli, i w ten sposób kaleczył więźniów.

Byłem świadkiem, jak dla zabawy Dinges w towarzystwie SS-mana Schmidta i kapa Mańkowskiego jednego z więźniów, nieznanego mi z nazwiska Żyda z transportu przybyłego do Oświęcimia po powstaniu w getcie warszawskim, wsadzili pod tusz i polewali na przemian raz gorącą, a raz zimną wodą, dopóki więzień ten nie zaczerwienił się na ciele niczym rak.

Znany mi jest również z czasu mego pobytu w obozie oświęcimskim Schatzhaftlagerführer Hans Aumeier, postrach całego obozu. Miał on zwyczaj zupełnie bez powodu bić więźniów lub kopać ich, a gdy nie mógł więźnia wyższego wzrostem dosięgnąć, podskakiwał. Wśród więźniów zwany był przez to „Łokietkiem”. Nosił stale przy sobie rewolwer, którego rękojeścią nieraz więźnia pobił, a często strzelał na postrach. Aumeier znany był z przeprowadzania lotnych rewizji wśród więźniów oraz ze stosowania doraźnych kar chłosty na skutek meldunków kapusiów. Asystował również przy egzekucjach publicznych przez powieszenie. Za rządów Aumeiera bunkry bloku 11. były stale przepełnione, a zarazem egzekucje więźniów stały się chlebem powszednim.

W czasie pobytu mego w obozie płaszowskim poznałem Alicję Orłowską, SS-mankę, wysokiego wzrostu, którą rozpoznałem zupełnie dokładnie przy konfrontacji w Centralnym Więzieniu, a która w obozie płaszowskim pełniła funkcję Aufseherin. Jako taka urządzała zbiórki więźniarek, odbierała od więźniów funkcyjnych raporty. Wiadomo mi, że przez jakiś czas pełniła ona funkcję w pralni obozowej, lecz działalności jej z tego okresu dokładniej nie znam. W obozie natomiast była powszechnie znana, wśród więźniów nazywano ją „chłopczycą”, nosiła zwykle w ręce pejcz, którym biła często zarówno więźniarki, jak i więźniów. Chodziła często w butach z cholewami i niejednokrotnie kopała więźniów. Często chodziła po obozie z psem, lecz nie zauważyłem, by szczuła go na więźniów. Wiadomo mi, że lubiła pić wódkę. Nieraz znienacka uderzyła zaskoczonego więźnia pejczem, przy czym również i ja raz ledwie zdążyłem uchylić się przed jej uderzeniem. Widziałem Orłowską asystującą przy publicznej egzekucji chłosty na całej grupie więźniarek pracujących poza obozem, przy czym przyglądała się egzekucji z widoczną przyjemnością i satysfakcją, zdradzając sadystyczne upodobania.

Na tym czynność i protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.